/8/

53 9 1
                                    

Gdy wróciliśmy ze słonecznego Toledo z Andresem, wszyscy uczcili nasz powrót małą imprezą na plaży. Alicia z Madison postanowiły na trochę tu zostać, żeby oderwać się od rutyny, jaką przeżywały w Hiszpanii. Ja, Bella i Alicia spędzałyśmy razem dużo czasu i naprawdę wiele dowiedziałam się o ich rodzinie. Rodzice Andresa bardzo szybko się rozwiedli, ojciec wziął ślub z matką dziewczyn, a matka bruneta niedługo po rozwodzie zmarła na jakąś chorobę mięśni. Andres bardzo szybko wciągnął się w duże kradzieże diamentów, a później brał udział w jakimś wielkim napadzie, ale Alicia nie zdradziła mi żadnych szczegółów. Ich ojciec także niedługo później zmarł i dziewczyny musiały radzić sobie same. 

Alicia poszła w ślady brata i również w wysokich butach od Prady wkroczyła w świat kryminalistów. Tylko, że ona w przeciwieństwie do Andresa, zaczęła produkować metamfetaminę oraz heroinę i bardzo szybko stała się obrzydliwie bogata i wpływowa. Widząc to brunet nie chciał, żeby też Bella stała się przestępcą, więc wziął ją pod swoje skrzydła i zaopiekował się nią, kupując dla niej własną wyspę. 

Blondynka właśnie wyszła z gabinetu Andresa, kierując się w moją stronę.

-Co się stało, że jesteś taka szczęśliwa? - zapytałam

-Andres pozwolił mi otworzyć tu tymczasową fabrykę metamfetaminy i heroiny - klasnęła w dłonie i niemal pocałowała mnie w usta

-Gdybyś nie była żoną mojego brata, wypieprzyłabym Cię na tym stole bez wahania - powiedziała poważnie, na co otworzyłam szeroko oczy - Lecę powiedzieć Madison i ją ostro przerżnąć na biurku.

Kiwnęłam głową i weszłam do gabinetu Andresa. 

-Moja siostra jak słyszałem, już Ci zakomunikowała co chcę otworzyć - zapytał podnosząc głowę znad komputera - Zawsze się zastanawiałem jakim cudem jej jeszcze nie złapali, jest taka cholernie gadatliwa.

-Chyba tylko Bella nie jest taka... Nadpobudliwa - mruknęłam, siadając przed nim na biurku. Wiedziałam, że go to podnieca - Takie charaktery są chyba u was rodzinne. 

Andres zaśmiał się tylko i wstał z fotela zbliżając się do mnie i stając pomiędzy moimi nogami. 

-Nie podoba Ci się mój charakter, a sama nie masz lepszego, skarbie... - szepnął w moje wargi, a ja już przestałam się hamować i po prostu go pocałowałam. Mężczyzna natychmiast odwzajemnił pocałunek i przejął inicjatywę, a ja jak zawsze się jemu poddałam. 

Andres siedział na krześle ciężko dysząc, a ja byłam umiejscowiona na jego kolanach i się z uśmiechem się w niego wpatrywałam. 

-Czasami chcę Cię po prostu gdzieś porwać i już nigdy tu nie wracać. Żebyśmy żyli tylko we dwoje na jakiejś słonecznej plaży z dala od wszystkich - wyszeptał, patrząc w moje oczy

-Masz plany zupełnie jak Chloe i Arthur - prychnęłam, jednak jego wyraz twarzy nadal pozostał poważny

-To nie był wcale taki głupi pomysł, ale zdaję sobie sprawę, że za bardzo byś tęskniła za przyjaciółmi - westchnął i zaczął rysować na moim udzie wzorki palcem - Nie zrobiłbym Ci tego nigdy. Po za tym mi również byłoby ciężko ich wszystkich zostawić. 

-Mówisz to takim tonem, jakby to wszystko miało się naprawdę wydarzyć - powiedziałam, oblizując wargi

-Wszystko jest możliwe - odezwał się, patrząc na jakiś punkt

.

UncertaintyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz