/22/

46 8 3
                                    

Dojście do siebie, zajęło mi tylko dwa dni podczas których Bella, Grace i Chloe ani na krok nie opuszczały mojego szpitalnego łóżka. On nie pojawił się ani razu. W nocy zasypiałam jedynie z pomocą środków nasennych. Bella wytłumaczyła mi, że Emily i Lucas nie mają prawa pokazywać się na naszym terenie, co było dla mnie absurdalne. 

Kiedy wyszłam ze szpitala do domu zawiózł mnie Luke. Tego samego dnia o dwunastej miałam zaplanowany samolot, który miał mnie zawieźć z powrotem do domu.

-Wiedziałem, że z tym całym Andresem, będą kłopoty - zaczął swój wywód, a ja przewróciłam oczami.

-Nie zapominaj, że jesteś zaręczony z jego siostrą - przypomniałam mu

-Przyrodnią i sama doskonale wiesz, że Bella jest kompletnie inna.

Kiwnęłam głową. W wypadku na szczęście jedynie mocno stłukłam sobie rękę i nogę oraz rozcięłam łuk brwiowy i wargę. Z wypowiedzi Belli wywnioskowałam, że Lucas i Emily również nie są poważnie ranni. 

-Co zamierzasz teraz zrobić? - zapytał mój brat, przyglądając się mi z troską

-Na pewno nie zamierzam tu zostać - mruknęłam

-Jak to? Wyjeżdżasz?

-A ty zostałbyś z kimś kto prawie Cie zabił?! 

-Zabiję skurwiela - wymruczał, a ja tylko pokręciłam głową

-Nawet nie próbuj mi nic zrobić - mruknęłam, patrząc za szybę - Nie chcę, żebyś cierpiał, a tym bardziej Bella. 

-On nie zrobiłby nic Belli - zapewnił, a ja prychnęłam

-Naprawdę w to wierzysz?

Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu, a gdy dojechaliśmy pod nasz dom, biegiem wpadłam do środka. Kiedy zobaczyłam go, siedzącego w salonie i czytającego gazetę, moje serce mimowolnie przyspieszyło. Minęłam go i ruszyłam w stronę sypialni.

-Teraz Ty bawisz się w niemowę? - gdy usłyszałam jego kpiący głos, zagotowało się we mnie

-To nie ja, gdy mi coś nie pasuje, nie wjeżdżam w ludzi samochodami i nie próbuję ich zabić - warknęłam w jego stronę, wyciągając z szafy walizkę i zaczynając pakując ubrania

-Co ty znowu wyrabiasz?

-Jeśli sądzisz, że zostanę z Tobą minutę dłużej to się srogo mylisz! - krzyknęłam, pakując ciuchy. Usłyszałam, jak mężczyzna wychodzi, więc westchnęłam ciężko i schowałam twarz w dłoniach. Kiedy to wszystko się tak pokomplikowało?

Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam z domu. 

-Powiedział Ci? - już miałam wsiąść do samochodu, kiedy usłyszałam głos Lucasa

-Powiedział mi co? - domyśliłam się, że chodziło oczywiście o Andresa

-O tym, że brał udział w napadzie na Mennice Narodową Hiszpanii? - zmarszczyłam brwi i spojrzałam pytająco na bruneta, który stał w odległości kilku metrów od mojego samochodu

-Słucham?

-Andres de Fonollosa, a może raczej Berlin, obrabował Mennicę Narodową Hiszpanii, sfałszował swoją śmierć i uciekł ze swoją działką do Dubaju? - to wszystko brzmiało jak tandetnie wymyślona historyjka. Owszem słyszałam o napadzie na mennice, to był swego czasu bardzo gorący temat, ale to było pięć lat temu, a wtedy miałam jedynie siedemnaście lat i byłam zwykłą, zbuntowaną nastolatką, którą nie obchodziły sprawy jakie się dzieją na innym kontynencie.

-Żartujesz sobie ze mnie, tak? - prychnęłam i wsiadłam do samochodu, ale Lucas nadal tam stał i lustrował mnie poważnym wzrokiem

-Nie żartuję i jeśli sama mi nie wierzysz idź i go spytaj - powiedział, a ja wyszłam z Tesli i mimowolnie ruszyłam w kierunku domu. Ciekawska natura wygrała.

Znalazłam go jak zawsze w swoim gabinecie, siedzącym za biurkiem i czytającym jakieś papiery.

-Jeszcze nie wyjechałaś? - zapytał, a ja uderzyłam pięścią w drewniane biurko

-Czy to prawda, że brałeś udział w napadzie na mennicę w Hiszpanii pięć lat temu? - zapytałam poważnie i mogłam przysiąc, że w tamtym momencie go zamurowało. Nie spodziewał się takich słów z moich ust. Nie wiedział, że ja wiem.

-Claro... - zaczął, ale ja tylko się roześmiałam

-Mam Ci mówić Andres czy może Berlin? - zapytałam złośliwie - Czyż nie taki miałeś pseudonim? 

-Posłuchaj mnie.

-Nie to ty mnie posłuchaj! - krzyknęłam - Opowiedziałam Ci o sobie wszystko, rozumiesz? Absolutnie wszystko. A tak naprawdę wychodzi, że ja sama nie mam pojęcia o Tobie nic. Nawet nie wiem czy to twoje prawdziwe imię i nazwisko! Nie wiem o Tobie nic, kompletnie nic, słyszysz? Jesteś dla mnie obcym człowiekiem.

I odeszłam od niego, kierując się w stronę samochodu. O dziwo nie zatrzymał mnie ani tutaj, ani na lotnisku. Całą drogę próbowałam się nie rozpłakać, co było bardzo trudne. Uprzedziłam mamę poprzedniego dnia, że przylecę, więc powinna czekać na mnie na lotnisku. Gdy dolecieliśmy niemal ze łzami w oczach przywitałam zachód słońca i gorące Los Angeles. W końcu tutaj mogłam się uwolnić od Andresa.

.

UncertaintyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz