6.

49 4 0
                                    

- Molly! Chcesz żebym dostała zawału?! - powiedziała, a raczej wrzasnęła do słuchawki Aitana.

- Wybacz, miałam wyciszony telefon. Co się dzieje?

- Wysłałaś mi list.

Stanęłam na środku chodnika, przez co kobieta, idąca za mną, odbiła się o moje plecy. Mruknęła coś do mnie, ale nie zwracałam na nią uwagi.

- Że co?

- A właściwie nie ty, tylko ktoś, kto się pod ciebie podszył.

- Że co? – powtórzyłam. Przez moje ciało przepłynęła fala gorąca, gdy przypomniałam sobie o krótkich wiadomościach, zostawionych w szkolnych szafkach. Czy ktoś znów robił sobie z nas żarty?

- Wróciłam do domu i mama powiedziała, że wysłałaś mi list. Od razu wyczułam, że coś jest nie tak, więc do ciebie zadzwoniłam, ale nie odebrałaś – powiedziała Aitana, a w jej głosie dało się wyczuć nutkę pretensji. - Chciałam go otworzyć, ale wtedy dostałam wiadomość od Juliet. Pytała, dlaczego wysyłam jej listy.

- Cholera - rzuciłam bardziej do siebie niż do niej i ruszyłam przed siebie.

- Nadal uważasz, że to w szkole to tylko niewinny żart?

- Tak – odparłam bez namysłu. - Nie wiem - dodałam po chwili i przyspieszyłam kroku. - Otwierałyście je?

- Nie. Czekałyśmy aż się odezwiesz. Naprawdę się martwiłam!

- Tak, wiem. Przepraszam.

- List znajdziesz na wycieraczce. Przynajmniej nasze tam były.

- Mhm - mruknęłam.

- Jest coś jeszcze.

- Co? - jęknęłam.

- Na odwrocie kopert są cyfry. Ja mam numer jeden, Juliet trzy.

- Czyli do mnie należy dwa - powiedziałam i od razu przypomniałam sobie kolejność poprawnego odczytania wiadomości w szkole.

Mimo, że od domu dzieliło mnie jeszcze ponad pięć minut drogi, Aitana się nie rozłączyła. Obie wisiałyśmy na słuchawce, nic nie mówiąc. Nie chciałam tego przyznać ani przed przyjaciółką, ani przed sobą, ale z każdym stawianym krokiem wzrastał mój niepokój. W końcu weszłam albo wręcz wbiegłam na podwórko i już z oddali zauważyłam coś, co zdecydowanie nie przypominało listu. Mały, owinięty brązowym papierem prostokąt wyglądał raczej na paczkę. Spojrzałam na nadawcę. "Juliet Wilson". Odwróciłam przesyłkę. "2".

***

- Przepraszam, jeśli się spóźniłam - rzuciła Aitana bez przywitania. Zważając na jej przyspieszony oddech, stwierdziłam, że musiała tu biec.

Minęły dwie godziny, odkąd znalazłam paczkę pod swoimi drzwiami. Juliet przyszła do mojego domu praktycznie od razu, jednak musiałyśmy poczekać, aż Aitana dokończy rodzinny obiad z mamą i bratem. Przez ten czas przez moją głowę zdążyło przejść tyle rozmaitych myśli, że jedyne czego chciałam, to przeczytać już listy. Wydawało mi się, że Juliet myślała podobnie, choć teraz wpatrywała się w paczkę leżącą na stole i zdawała się nie mieć najmniejszej ochoty na otwieranie jej.

- Co, jeśli tam jest jakaś bomba? - spytała.

Westchnęłam ciężko.

- No co?! – odparła charakterystycznym dla siebie piskliwym tonem.

- Mój list musimy otworzyć pierwszy. - Aitana wyciągnęła kopertę z kieszeni swojej kurtki. - Tu się bomba nie zmieści.

- Żebyśmy się nie zdziwiły - mruknęła Julie. – Bomby potrafią być naprawdę małe.

OskarżoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz