- Louis! - Przyłożyłam rękę do piersi i odetchnęłam głęboko. - Przestraszyłeś mnie.
Chłopak wpatrywał się we mnie z lekkim zdziwieniem, marszcząc przy tym czoło. Odruchowo przeczesał ręką swoje miedziane loki, co robił zawsze, gdy się denerwował. Jego siostra miała ten sam zwyczaj. Jak na bliźniaków przystało, mieli wiele wspólnych dziwactw.
- Molly! - Na twarzy nastolatka pojawił się nieśmiały uśmiech. - Przepraszam, nie spodziewałem się tu kogoś spotkać.
Mimowolnie spojrzał w dół, unikając mojego wzroku. To kolejna rzecz, która przypominała w nim Meghan.
Ona i Louis przez szesnaście lat wspólnego życia byli prawie nierozłączni. Była między nimi wyjątkowa więź, albo raczej jakaś magiczna telepatia, której zapewne nigdy nie będzie mi dane zrozumieć. Potwierdzało to wiele rzeczy, na przykład to, jak Meghan pewnej nocy obudziła się z bólem brzucha i przeczuciem, że z jej bratem dzieje się coś niedobrego. Nocowała wtedy u mnie i kiedy podzieliła się ze mną swoimi obawami, uznałam, że ma urojenia. Szybko zmieniłam zdanie, kiedy okazało się, że chłopak kilka chwil wcześniej dostał ataku wyrostka...
Meg i Louis byli swoimi bratnimi duszami, dosłownie i w przenośni. Nic więc dziwnego, że śmierć siostry prawie zniszczyła chłopaka. Ostatni raz widziałam go na pogrzebie. Odejście Meghan zniósł najgorzej ze wszystkich, choć ciężko mi było wyobrazić sobie jeszcze większy ból od tego, który sama czułam w tamtym czasie. Pewnym było jednak, że Louis całkowicie się załamał. Nie chciał z nikim rozmawiać, zamknął się w sobie i ponoć przez miesiąc nie wypowiedział do nikogo żadnego słowa. Przez długi czas nic nie jadł, a jego rodzice byli przerażeni myślą, że stracą kolejne dziecko. Chłopak kilka miesięcy był na silnych lekach, a później wyjechał do dziadków. Nie potrafił przebywać w mieście, które na każdym kroku przypominało mu, co stało się jego siostrze. Ani wśród ludzi, którzy nie wierzyli w jej niewinność.
Od Państwa Johnson dowiedziałam się, że ich syn zgodził się na terapię, na której faktycznie odżył. Uzyskał potrzebną sobie pomoc, powoli uczył się odzyskiwać radość z życia, a nawet postanowił dokończyć przerwaną edukację.
- Jestem tu pierwszy raz od pogrzebu - odezwał się po długiej przerwie i w końcu na mnie spojrzał. Jego oczy naszły łzami, gdy tylko przeniósł wzrok na pomnik.
- Louis... - szepnęłam, bo tylko na tyle mogłam się zdobyć. Podeszłam do niego i delikatnie go przytuliłam. On nie odwzajemnił uścisku. Zamiast tego zsunął się na kolana, zakrył twarz w dłoniach i rozpłakał się jeszcze bardziej.
Nie wiedziałam, co zrobić. Mogłam tylko stać i patrzeć na niego, modląc się w duchu, abym sama nie zalała się zaraz łzami.
- Przepraszam.
- Nie masz za co, Louis. - Położyłam mu dłoń na ramieniu. Ścisnął ją i podniósł się z ziemi. - Wiem, jakie to dla ciebie ciężkie. Cieszę się, że zdobyłeś się na to, aby tu wrócić.
Chłopak potrząsnął głową.
- Nie wracam tu. - Dłońmi otarł twarz, pociągając przy tym nosem. - Dziadkowie wyjechali na kilka dni, bo siostra taty potrzebowała pomocy z... - urwał na chwilę - z nowonarodzonymi bliźniakami - odchrząknął. – Chłopiec i dziewczynka – dodał, a kąciki jego ust wygięły się w smutnym uśmiechu.
Zakuło mnie serce. Jego ból był wręcz namacalny.
- Pomyślałem, że nie chcę zostać sam w domu i że to dobry moment, aby tu przyjechać.
Zesztywniałam, nie wiedząc, co powinnam powiedzieć. Chciałabym być lepsza w pocieszaniu ludzi. Szkoda, że nie ma tu Aitany, pomyślałam.
- Choć pewnie nigdy się z tym do końca nie uporam – wyznał.

CZYTASZ
Oskarżone
Teen FictionDo niedawna monotonność każdego mojego dnia zdawała się być uciążliwa, dlatego pragnęłam choć małej zmiany, lekkiego dreszczyku emocji. Jak to mówią, uważaj, czego sobie życzysz. Nagle moje aż nadto normalne życie zmieniło się w rozpędzony roller co...