🥀21🥀

67 3 0
                                    

- Zostawcie ją - wrzasnęłam na cały głos co również obyło się bez reakcji. Wściekła szarpnęłam za dwóch najbliższych oprawców dziewczyny, która stała na nogach tylko i wyłącznie dzięki temu, że ją trzymali. Złapałam jej wyczerpane ciało i delikatnie położyłam na fotelu.

- Czy wy jesteście pojebani? - warknęłam podrywając się na równe nogi.
- Ona się na to nie zgadza! Błaga was żebyście przestali, jest ledwo żywa! - krzyczałam desperacko odsuwając ich jak najdalej od dziewczyny.
- Zamknij się wreszcie.
- Kiedy do Ciebie dotrze, że jesteś tutaj nikim i nie masz prawa nam rozkazywać. - powiedzieli równie wyprowadzeni z równowagi chłopcy. Nie przestawałam w nich uderzać gdy próbowali się do mnie zbliżyć ale w końcu Shu złapał mnie za ręce.
- Uspokój się kurwa! Bierzemy nasze własności wtedy kiedy chcemy! Ona jest jak rzecz. - Na moment przestałam się szarpać by idealnie wymierzyć cios w jego twarz. Odgłos plaskacza rozszedł się echem po pokoju.
Opuściłam dłoń a Shu spojrzał na mnie wzrokiem pełnym wściekłości. Również przywalił mi w twarz i popchnął z taką siłą, że rozbiłam ciałem szklany stolik tuż przy stopach Yui.

Syknęłam z bólu, nie spojrzałam nawet na rany tylko od razu się podniosłam. Nie posłałam im oczekiwanego spojrzenia pełnego strachu, wręcz przeciwnie. Spojrzałam na nich pełna obrzydzenia i poszłam na górę najszybciej jak mogłam. Zgarnęłam swoją torebkę i prawie wybiegłam z domu tych sadystów. Nie zważając na pozostawiane za sobą plamy krwi zatrzymałam pierwszą taksówkę jaka przejeżdżała. Kierowca chciał zawieźć mnie do szpitala jednak kategorycznie odmówiłam. Obrałam inny kurs, do domu.

Nigdy nie wyjęłam kluczy z bocznej kieszonki mojej torebki. Otworzyłam drzwi i spojrzałam na przedpokój w idealnym stanie, czułam się jak gdybym wróciła ze szkoły. Normalnie zrobiłabym sobie obiad i czekała na powrót mamy z pracy. Zamiast tego jednak najpierw musiałam zająć się tym by nie wykrwawić się w samym wejściu. Poszłam do sąsiadki, która była pielęgniarką. Prosiłam by opatrzyła mnie w domu jednak nakrzyczała na mnie i uznała, że musimy jechać jak najszybciej do szpitala. Nie opierałam się już, razem ze swoim mężem zawieźli mnie na jej oddział. Dzięki temu, że tam pracuje obyło się bez zbędnego czekania i papierologii. Poszłam od razu na salę zabiegową, tylko dwie rany okazały się konieczne do szycia. Reszta była płytka więc wystarczyło je zdezynfekować i nakleić plasterki. W między czasie wszyscy próbowali mnie namówić na pójście na policję. Oczywistym było jednak to, iż nie mogę tego zrobić. Ściemniłam coś o wypadku i zbiegłym sprawcy, którego nie będę w stanie rozpoznać.

Odwieźli mnie i poprosiłam by zostawili mnie samą. Przekroczyłam prób mieszkania i padłam na kolana. Nie chciałam znów beczeć ale łzy same cisnęły mi się do oczu. W objęciach kolejnej histerii przeczołgałam się do salonu. Przytulałam ulubiony koc taty i wodziłam wzrokiem od jednej ramki ze zdjęciami do drugiej. Gdy trochę mi przeszło zerknęłam na telefon. Chciałam zablokować ich numery i zapomnieć o życiu z nimi. Opamiętałam się jednak gdy zadzwonił pan Karhleinz, przypomniała mi się biedna Yui, którą zostawiłam samą na pastwę losu, a raczej sześciu wampirów.

- Tak słucham - szepnęłam przez łzy
- Gdzie jesteś? Dobrze się czujesz? Zaraz kogoś po Ciebie przyślę
- Nie, nie chcę tam wracać. Nie chcę ich widzieć.
- Ehh, nie mogę dzisiaj przyjechać. Ale nie możesz tak zostać sama! Jesteś w bezpiecznym miejscu?
- Jestem w domu
- Jak to w domu, chłopcy dzwonili i są przekonani, że Cię tam nie ma
- Nie, nie, jestem w swoim domu. Prawdziwym domu
- Nie powinnaś tam być sama
- Ja i tak jestem sama - powiedziałam czując nadchodzącą kolejną falę płaczu.
- Cały czas jestem sama... Ja.. ja nie mam już nikogo.

Po tych słowach rozłączyłam się i dałam łzą płynąć. Poszłam do swojego starego pokoju, zapaliłam lawendową świeczkę, położyłam się i zasnęłam.

Obudził mnie dopiero dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek i okazało się, że spałam ładne kilkanaście godzin. Chyba odespałam wszystkie nieprzespane noce od podstawówki. Zeszłam z powrotem i otworzyłam nikomu innemu jak panu Karlowi. Chyba nie spodziewał się takiego widoku bo szok wyrył mu się na twarzy. Z resztą nie dziwie się, wyglądam jak uosobienie nieszczęścia. Poharatana twarz, opatrunki na szyi i reszcie ciała. Dodatkowo te same zakrwawione ubrania co wczoraj.

- Czy to wszystko wina moich chłopców?
- Nie, nie wszystko.
- Wracajmy, musimy to sobie wyjaśnić.
- Właściwie to chciałabym tutaj zostać. Na stałe.
- To nie możliwe, nadal jesteś w niebezpieczeństwie.
- Chodzi o Mukamich? Jestem pewna, że tutaj mnie nie znajdą! Dawno się nie pokazywali mogli już odpuścić.
- Mukamich?
- Ohh... to znaczy, nie ważne. Miałam na myśli, że tacy chłopcy ze szkoły mnie prześladowali ale to już nic ważnego...
- Natychmiast mów prawdę. I tak się dowiem więc lepiej powiedz mi sama!
- Ymm, odprawili na mnie rytuał i mówią, ze należę do nich.
- Jak do tego doszło?! Powierzyłem Cię moim synom a oni pozwolili na coś takiego. Nieodpowiedzialne gnoje! Zdejmij to co masz na szyi. Pożywiali się Tobą?
- Tak, ale tylko kilka razy! I to za moją zgodą.
- Zgodziłaś się na to?
- Tak
- A jak doszło do ran na Twoim ciele?
- Opatrunki na twarzy są winą bójki w szkole. Natomiast reszta... Próbowałam powstrzymać chłopców od pożywiania się Yui... Ledwo stała na nogach więc starałam się ich odsunąć, uderzyłam Shu... i wtedy popchnął mnie na stolik.

- Rozumiem, czekają ich odpowiednie konsekwencje.
- Proszę ich nie karać, w tym wszystkim jest też moja wina. Chciałabym jedynie móc zostać tutaj.
- To nie jest możliwe. Masz moje słowo, że w moim domu nie spotka Cię już krzywda.
- A co z Yui? Czy dałby pan radę przemówić im do rozumu by dali jej chociaż trochę oddechu?
- Zobaczę co da się zrobić.
- I jeszcze jedno, o jakim niebezpieczeństwie pan wspomniał?
- Tamten człowiek i jego ludzie poprzysięgli zemstę na całej waszej rodzinie. Nie mamy pewności czy mają zamiar Cię atakować jednak lepiej dmuchać na zimne.

***

Powrót do posiadłości ciągnął się w nieskończoność. Gdy wreszcie dotarliśmy wszyscy zebrani byli w salonie. Wzrok spuszczony miałam cały czas w podłogę, nie chciałam patrzeć na ich twarze.

- Macie mi coś do powiedzenia? Po ciszy wnioskuję, że nie. Shu, wystąp proszę. Pamiętasz co powiedziałem gdy Emilka miała się wprowadzić?
- Tak...
- Czy przekazałeś to braciom i przyjąłeś do wiadomości?
- Tak..
- Więc spójrz na nią. Spójrz powiedziałem! - sama wzdrygnęłam się na ton jego głosu. Uniosłam lekko głowę i zobaczyłam, że wszyscy również wlepiają wzrok w podłogę.
- Czy wygląda na okaz zdrowia?! - wrzasnął szarpiąc syna za koszulę.
- No właśnie - odparł rzucając go na podłogę.
- Tym razem nie wyegzekwuję wobec was konsekwencji ponieważ Emilka mnie o to poprosiła. Jednak, jeśli jeszcze kiedyś taka sytuacja się powtórzy, nie będę miał dla was litości, zrozumiano?!
Zamiast tego, nakładam na was kolejne ograniczenie. Od teraz, korzystacie z usług żywicielki wyłącznie raz dziennie. Dodatkowo jeśli chodzi o sprawę Mukamich nie zagrażającej bezpośrednio życiu Emili liczę, że sami zajmiecie się sprawą, którą spapraliście.

Po tych słowach ojciec chłopców poklepał mnie po plecach i wyszedł bez słowa. Pobiegłam do swojego pokoju i wyszłam zapalić na balkon. Słyszałam kłótnie na dole jednak nie wsłuchiwałam się w ich treść. Zamiast tego patrzyłam tępo w niebo.

Diabolik lovers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz