Prolog

650 18 1
                                    

Czerwone płomienie ogrzewające wszystkich w chłodny wieczór, rozległo się tłuczenie i kawałki szkła rozprysły się wokół ogniska. Wszędzie krzyki. Dotknęłam dłonią policzka i pozostawiłam na niej krew. Rozejrzałam się wokół, wszyscy spanikowani odsunęli się od płomieni. Ona z krwią ściekającą z brwi patrzyła na mnie przerażona. Słowa ledwo do mnie dochodziły, ogłuszona zerkałam tylko z obrzydzeniem na czerwoną dłoń. Z zamkniętymi oczami mogłam przypomnieć sobie każdy fragment z tego wieczoru.

- To ona! - dosłyszałam spośród kilku innych komentarzy. Przełknęłam ślinę. Ocknęłam się z zamyślenia.

- Wystarczy, że podpiszesz tutaj… - wskazała palcem na lukę. – I tu. – przełożyła kartki. Podniosła na mnie swój wzrok, który przepełniony był powagą i determinacją. Ubrana w czarną koszulę z kokardą zwisającą między piersiami, czarne jeansowe spodnie oraz tego samego koloru skórzane buty na obcasie. Niepewna przyglądałam się białej kartce papieru pełnej tekstu. Nie rozumiałam większości tego co był tam napisane, lecz doskonale znałam główny cel kobiety. Czerwone długie hybrydowe paznokcie wystukiwały kolejno rytm na zimnym blacie. Pomieszczenie wypełnione jasnymi meblami z dużą ilością półek zawierających książki. Czy dać temu spokój i podpisać? Tylko wtedy przyznam się do winy, do czegoś czego nie zrobiłam. Poddać się bez walki? – To jak? – dodała zauważając brak reakcji z mojej strony. Wypuściłam powietrze i poprawiłam się na krześle.

- Nie. – powiedziałam jedynie zakładając ręce na klatce piersiowej. Kobieta westchnęła. Proste czarne włosy założyła za ucho.

- Dlaczego utrudniasz sprawę? Przyznaj się, załatwimy to odpowiednio, uzgodnimy warunki i będzie po kłopocie.

- Ale wtedy ja będę winna. – czarnowłosa założyła ręce na biodra. – Nie jestem winna. Nie zrobiłam tego. Dlaczego mi Pani nie wierzy?

Były to wyrzuty bezsilności. Ze złości uderzyłam pięścią w stół.

- Uwierzę ci, tylko najpierw pokaż mi dowody. – mierzyłyśmy się wzrokami.

- Skąd ona ma dowody, żeby sądzić o mojej winie?

- Wykonuję tylko swoją pracę. Próbuje ci uratować tyłek.

Zirytowana zwróciłam wzrok w bok. Opadłam na oparcie. Pieniądze są jedyną słuszną wartością na tym świecie. Klęłam tych bogaczy, którzy kasą załatwiali każdy problem. Co ja mogłam zrobić? Nie miałam dużo pieniędzy, nie miałam dużej rodziny i grona znajomych, którzy mogliby mi pomóc.

Skończyłyśmy spotkanie bez żadnych skutków. Nie podpisałam dokumentów, wyszłam oburzona. W drodze do domu rozważałam co powinnam zrobić. Nie miałam żadnych dobrych opcji. Jedyne to mogłam opóźniać w czasie coś, co i tak mnie czeka. Bez znajomości nie mam żadnych możliwości. Dlaczego nie mogłam się urodzić bogata? Albo przynajmniej na innych krańcu świata.

Zatrzymałam się przed domem. Wzięłam parę głębokich wdechów i wydechów. Otworzyłam drzwi.

- Jestem! – krzyknęłam naturalnie. Leniwie podążyłam do pokoju. Weszłam na schody, gdy w połowie zatrzymała mnie babcia.

- Jesteś głodna? – zapytała wyłaniając się z salonu. W siwym kucyku podtrzymując się balkonika, jakiś czas temu spadła ze stołka i złamała sobie biodro. Ciepło uśmiechała się, mimo słabego stanu zdrowia była niezwykle pocieszną babcią. Założyła czerwony sweterek, niebieskie spodnie i na nogach miała różowe kapcie.

Walcząca z ogniem ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz