2. Przejażdżka. Co może pójść źle?

245 13 0
                                    

Troje po jednej stronie stołu i dwoje po drugiej. Pamela mierzyła mnie zdeterminowanym wzrokiem. Siedziała obok swojego ojca ubranego w garnitur, który na okrągło otrzymywał wiadomości lub odbierał dzwoniący telefon. Wątpię, żeby interesowało go to co się działo. Prawnik blondynki z cierpliwością oczekiwał na słowa mojej prawniczki. Ze splecionymi palcami na stole przyglądał się jej. Swój wzrok wbiłam w blat. Nie mogłam już nic zrobić, nie miałam skąd wziąć kasy. Przełknęłam ślinę. Pani Beata odchrząknęła.

- Zatem... - zaczęła czekając na słowa gości.

- Jak się umawialiśmy pieniądze, tak? – odrzekł prawnik Jastrzębiaków.

- Zgadzamy się na drugą opcję porozumienia. – dodała czarnowłosa. Szturchnęła mnie potajemnie.

Wyprostowałam się.

- Tak. – powiedziałam jedynie zachrypniętym głosem.

Reszta przytaknęła, blondynka ze szkoły z satysfakcją się uśmiechnęła. Gdyby jej tak teraz doprawić i strzelić ją w pysk? Wyobrażałam sobie jak przez stół się do niej dostaję i leję ją po twarzy. Piękna wyobraźnia. Ocknęłam się. Wzrok z powrotem opuściłam. Pod stołem zrywałam sobie skórki. W środku żułam własny policzek.

- To wspaniale. Zatem Pan Jastrzębiak ustala warunki i rodzaj zadośćuczynienia. – wszyscy skierowaliśmy wzrok na mężczyznę. Ten dopisywał coś na telefonie, podniósł wzrok i pojął, że jego czas na przemowę. Odłożył brzęczący telefon. Odchylił się na krześle na oparcie i myślał. Chciałabym żyć tak jak jego rodzina. Mogą sobie kupić wszystko, kiedy chcą i co chcą. Wyjeżdżają na wakacje za granicę o każdej porze roku. Jedzą ekskluzywne dobrocie. Są elitą.

- Zdecydowałem. Praca za darmo w moim sklepie z artykułami metalowymi. Śrubki, gwoździe, itp. Dwa miesiące.

O super. Będę sprzedawać śrubki i inne metalowe gówna. Musiałam to zaakceptować, nie miałam wyboru. Co jeszcze bardziej podnosiło mi ciśnienie to mina Pameli. Jeszcze udowodnię swoją niewinność.

Po uzgodnieniu godzin pracy, adresu miejsca pracy i daty pierwszego dnia pierwsza wyszła świta. Wredna blondynka mijała mnie przy okazji machając włosami podkreślając swoją wygraną. Zacisnęłam pięści, żeby nie wybuchnąć. Jej ojciec na wyjściu już odebrał telefon. Prawnik Jastrzębiaków uścisnął dłoń Pani Beaty. Podążył za swoimi zleceniodawcami.

- Cieszę się, że jest po sprawie. – powiedziała czarnowłosa siadając z westchnięciem na krzesło.

- Może dla Pani... Jeszcze udowodnię, że to nie byłam ja. – wstałam.

Wyszłam z pomieszczenia. Pewnym krokiem opuściłam budynek i chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Wsiadłam w autobus i parę minut później byłam już niedaleko domu.


- Jest super. – skłamałam.

- Coś nie wyglądasz jakby było. – stwierdził tata ze skrzywioną miną.

Od dłuższej chwili zaczęłam z nim rozmowę przez kamerkę. Starał się dzwonić najczęściej jak to było możliwe, lecz często był zapracowany. Widziałam na jego twarzy zmęczenie. Czasami mnie nie słuchał ale zawsze się zamartwiał czy z babcią starcza nam na wszystko.

- Znalazłaś pracę? – zmienił temat zaciekawiony. Wspominałam mu, że zamierzam znaleźć pracę.

- Tak jakby.

Walcząca z ogniem ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz