10. Bądź moją dziewczyną.

159 7 0
                                    

Ryzykować, czy zostać w domu? To fakt, powinnam się rozerwać. Mam osiemnaście lat, a zachowuję się jak sześćdziesięciolatka. Co ja mam robić? Iść na imprezę z Hubertem to trochę jakiś rodzaj desperacji.

Pospieszyłam do łazienki, umyłam ciało i włosy. Ubrałam na siebie granatową bluzkę na ramiączka, na to koszulę w kratę granatowo - różową jako narzutkę i czarne jeansy. Włosy po wysuszeniu pozostawiłam rozpuszczone, grzywkę starannie ułożyłam. Postanowiłam delikatnie się pomalować. Miałam kosmetyki w domu ale praktycznie w ogóle ich nie używałam. Zakryłam lekko wory pod oczami. Nie byłam specjalistką, więc robiłam to po swojemu. Zatuszowałam rzęsy i przy okazji parę razy dźgnęłam się w oko. Zabrałam ze sobą tylko telefon.

- Wychodzę! - oznajmiłam.

Wpakowałam się do samochodu, Hubert rozmawiał z kimś przez telefon.

- Tak, tak. Niedługo będę. - rozłączył się i włożyć kluczyki do stacyjki. Zerknął na godzinę w komórce i odłożył ją obok siebie. - Wyrobiłaś się w pół godziny, całkiem szybko. - stwierdził z uznaniem. Popatrzyłam na niego zirytowana. Na co ja się piszę? Chłopak zwrócił na mnie spojrzenie i nagle zastygł. Z zastanowieniem wpatrywał mi się na twarz. Zbliżył się i dokładniej przyjrzał się moim oczom. - Pomalowałaś się.

- Jestem dziewczyną. To chyba normalne. - powiedziałam obojętnie. - Jedziemy?

Odjechaliśmy. Z daleka dudniła muzyka. Ściemniało się, lecz bez problemu domyśliłam się, w którym domu odbyła się impreza. Pełno ludzi na zewnątrz paliło papiery i za pewne nie tylko papierosy. Głośno rozbrzmiewały rapy i muzyka taneczna. Okularnik zatrzymał auto po drugiej stronie chodnika i zerknął na imprezową chatę.

- To jest domówka twojego kolegi czy Britney Spears? - zapytałam, gdyż przyznałam, że trochę mnie zagięło. Ogromny dom, nie wyglądał na dom biedaków. Eleganckie białe ogrodzenie. Trawnik zieloniutki i zadbany. Biały budynek z czarnym dachem i ciemnymi elementami. Okularnik zaśmiał się.

Wysiedliśmy z auta i powolnie kierowaliśmy się do środka. Za nami podążała następna grupka. Rozglądałam się, to się nazywa impreza. W środku było o wiele lepiej. Wnętrze zapełnione ludźmi. Wszędzie na szafkach, komodach i stołach walały się butelki. Środek był nowocześnie umeblowany i sprawiający wrażenie drogiego. Cały czas kroczyłam za Hubertem, który znał to miejsce jak własną kieszeń.

- Hej, stary! - krzyknął ktoś przed nami. Podszedł do nas brązowowłosy chłopak w loczkach, średniego wzrostu i dobrze zbudowany. Kolorem skóry przypominał latynosa. Ubrany w szarą bluzkę, czerwoną bluzę podobną do tej, którą noszą sportowcy football'u amerykańskiego i szare dresy. Przywitał się z Hubertem "po męsku". Zadowolony przekazywał wrażenia z imprezy. Dodał gdzie i co się znajduję. Potem zauważył też i mnie. Uniósł rękę w geście powitania. - Damian. - podał mi rękę.

- Emilia. - uścisnęłam jego dłoń.

- Bawcie się dobrze. Nie rozrabiajcie za bardzo, żeby mnie starzy nie zabili. - zaśmiał się. Czyli to był organizator imprezy! Odważny. Ryzykował dobytek starych, żeby zrobić epicką domówkę. Ktoś zawołał Damiana, ten szepnął coś na odchodne do okularnika i zniknął w głębi domu. Hubert rozejrzał się. Miałam ochotę się czegoś napić, więc chciałam wyruszyć w poszukiwaniu kuchni. Wtedy chłopak złapał mnie za rękę.

- Nie chodź sama.

Uniosłam zdziwiona jedną brew do góry.

- Nie wiesz gdzie co jest. - dodał niepewnie.

- Dlatego idę poszukać. - odrzekłam zabierając rękę delikatnie. Poszłam w głąb budynku, Hubert poszedł za mną. Czułam się dziwnie ze świadomością, że chodzi za mną jak cień. Tym bardziej, że to ja byłam tam po raz pierwszy. Ledwie dwa zakręty i znalazłam kuchnię. - Tak właściwie... - zaczęłam po tym jak do ust włożyłam parę chipsów. Smak salsy był ukojeniem dla mojego podniebienia. Zdałam sobie sprawę, że od śniadania nic nie jadłam. - Po co za mną łazisz, przecież znasz tu ludzi. - dokończyłam po tym jak połknęłam przeżute jedzenie.

Walcząca z ogniem ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz