24. Bitwa o flaszkę.

116 9 1
                                    

- Miało go tu nie być. - powiedziałam z wyrzutem do Bartka, który był równie zaskoczony co ja. Przełknęłam ślinę i założyłam włosy po lewej stronie za ucho. Chciałam do niego podejść, i nawet może wyjaśnić to, co zaszło między nami. Okularnik siedział na kanapie z piwem wsłuchując się w słowa kolegi naprzeciwko. Jego wzrok wskazywał na to, że był delikatnie podchmielony. I trochę nieobecny.

Bartek poinformował mnie, że pójdzie szybko zrobić drinki i za chwilę wróci z powrotem.

Hubert wyprostował się i kątem oka ujrzał mnie. Skierował na mnie spojrzenie, które zdradzało ile chciał mi powiedzieć ale nie był w stanie. Patrzyliśmy sobie w oczy przez kilka sekund. Obojgu nam było żal. Niewypowiedzianych słów. Niewykonanych gestów.

Chłopak opuścił spojrzenie. Obok niego zjawiła się Julita, która objęła jego ręke nad łokciem. Położyła swawolnie głowę na jego ramieniu. Serce zaczęło mnie boleć od tego widoku.

A On w dodatku sobie na to pozwalał. Nie zrobił nic, pasowało mu to. Znalazł sobie nową dziunię. Odwróciłam się. Przede mną z powrotem pojawił się blondyn. Podał mi drinka, sam swojego upił.

- Jeśli chcesz możemy pójść w inne miejsce. - zaproponował rozglądając się po pomieszczeniu niewzruszony. Napiłam się i skrzywiłam.

- Ile tu jest wódki? Albo zapytam inaczej. Czy tu jest choć kropla soku?

Zaśmiał się.

- Pij, a nie marudzisz. Jesteś na imprezie, a nie wieczorku bingo.

Skąd On wziął wieczorek bingo? Postanowiłam nie odpowiadać. Niech ma te kilka minut chwały. Zamilkłam. Zmieniliśmy miejsce na kuchnię. Usiedliśmy na wysokich krzesłach barowych i rozmawialiśmy z grupką znajomych Bartka. „Rozmawialiśmy". Ja głównie skupiałam się na obrazie, który widziałam. Zadawałam sobie pytanie.

Czy Hubert jest w związku z Julitą? Mogli do siebie wrócić. Tak to wyglądało. Nie zareagował na to jej przyklejanie się.

Pomyliłam się w stosunku do niego?

On od początku był pusty i egoistyczny? Naszła mnie nawet myśl, by do niego podejść i zapytać. Po pierwsze o Julitę, a po drugie ile dla niego znaczyłam?

Z każdą nachodzącą mnie myślą popijałam drinka. Gorzki smak przedostawał się do gardła i je ocieplał. Po trzech mocnych wstałam do łazienki. Zorientowałam się, że przy stole zostałam ja z jakąś dziewczyną, która zasnęła. Albo zgonowała.

Świetnie...

Wypuściłam powietrze. Kiedy Oni wszyscy się zmyli? Podeszłam do pierwszej lepszej osoby i zapytałam gdzie mogę znaleźć łazienkę. Wskazała mi drzwi na końcu korytarza. Skorzystałam z toalety. Postanowiłam zrobić małą wycieczkę po domu. Przynajmniej to odciągnie mnie od ciągłych rozmyślań. Oglądałam obrazy i wszelkie ozdoby. Jedna zwróciła szczególnie moją uwagę. Przyjrzałam się mu. Kupidyn z strzałą. Zerkający w bok beztrosko z uśmiechem na ustach.

- I co narobiłeś ty bachorze?! - wyszeptałam wściekle do kupidyna. Wyprostowałam się. Sprawdziłam czy nikt tego nie słyszał. Boże, co się ze mną działo?! To oznaka, że musiałam iść po kolejnego drinka. Alkohol był dobry na zły nastrój.

Pojawiłam się w kuchni, szukałam wódki. Finalnie znalazłam ją na stole w salonie. Złapałam za butelkę. Jak się okazało, nie ja jedna. Ujrzałam drugą dłoń, która kurczowo trzymała szklaną butelkę. Podniosłam spojrzenie.

- Chciałaś się napić? Możesz się napić innych. Zostały jeszcze smakowe. - powiedziała z udawanym współczuciem Julita. W miniówce, która ledwo zasłaniała jej pupę i bluzkę w koronkę pociągnęła za wódkę. Nie puściłam butelki, a kiedy zauważyła, że wciąż trzymam popatrzyła na mnie zdezorientowana.

Walcząca z ogniem ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz