14. Pójdźmy na układ.

141 10 4
                                    

- Idę. - odebrałam i powiedziałam do Brzeskiego. W wysokich obcasach biegłam na autobus. Parę razy się potknęłam. Środek transportu miał przybyć w zaledwie parę minut. W międzyczasie zmieniłam wysokie szpilki na trampki. Odciski już dawały o sobie znać. Sukienkę podnosiłam do góry by jej u dołu nie uświnić. Autobus podjechał, szybko wsiadłam na przód i oczekiwałam na swój przystanek. Ludzie oglądali się na mnie, bo rzadko kiedy ktoś wchodzi do autobusu w takim wydaniu.

Wbiegłam do środka siłowni. Spora grupa ludzi i w większości były to barczyste typy w tatuażach, gdybym nie widywała ich wcześniej w postaci Olka i Rico pewnie bym się ich bała. Wzrokiem szukałam Brzeskiego. Pospieszyłam do jego gabinetu.

- O jesteś. - podniósł się z krzesła na mój widok. - Ulala! - skomentował mój wygląd. Goniłam oddech po szybkim tempie od przystanku autobusowego. Rzuciłam mu spojrzenie pełne dezaprobaty. - Organizator cię wywoła. Słuchaj, idź się przebierz. Chyba nie zamierzasz w tym walczyć? - zapytał spanikowany.

- Jasne, i może jeszcze w szpilkach?

- Faras ma fe zafonć. - oznajmił Olek. Na mój widok otworzył zdumiony buzię. - O ja fie!

- Dzięki. - powiedziałam próbując zachowywać się naturalnie. Pospieszyłam się przebrać. Założyłam stanik sportowy i duże spodenki z logiem siłowni Brzeskiego. Związałam włosy w kucyk. Patrzyłam w lustro, oddychałam równomiernie. W głowie pojawiła mi się myśl, czy dobrze zrobiłam zostawiając tam Huberta? Czy to co czułam podczas tańca jest prawdziwe? Kiedy to powinnam myśleć o walce, to głowę napełniałam myślami o tym uparciuchu. Wytarłam trochę podkład z twarzy, oczy pozostawiłam bez zmian, zdjęłam tylko rzęsy by nie latały mi na podeście. Niepewnie zerkałam na swoje odbicie. Co jeśli dostanę mocny wpierdziel co jest bardzo możliwe?

- Ubrana już? Żeby nie było pozwu o molestowanie. - wchodził do środka zakrywając oczy dłonią siwy.

- Ubrana. - odrzekłam ponuro. Czemu tak brzmiałam?

- Denerwujesz się?

- Trochę.

Przed rozpoczęciem całego wydarzenia mężczyzna dawał mi dobre rady i motywował mnie do działania. Słuchałam go z uwagą choć słowa ulatywały szybciej niż wypowiadał je Brzeski. Musiałam opanować się w środku. Panował chaos i jeśli sama tego nie uspokoję to mogę nie potrzebnie spanikować. Polegasz tylko i wyłącznie na sobie Emilia.

Ring był polem walki, które bezwzględnie oceniało umiejętności każdego uczestnika. Każda chwila miała znaczenie. Każdy zły ruch mógł pogorszyć sytuację. Pot, krew i łzy.

Nastała moja kolej. Przełknęłam ślinę. Popatrzyłam na Brzeskiego, który jedynie do mnie raz przytaknął niczym mądry mędrzec podczas nauk. Na podest wszedł już jakiś facet, nie był typem goryla a średniej budowy ciała. Jak ja miałam go pokonać? Nie mam szans, pomyślałam. Jak obić ryja to obić ryja. Wpadłam w narożnik i zakładałam ostatni ochraniacz za zęby. Sędzia oznajmił początek walki. Jeden krok do przodu, przeciwnik również tak zrobił. Uśmiechnął się cwaniacko pewien, że jeden cios mnie powali. Zamachnął się, ale ja ominęłam zgrabnie zagranie uczestnika. Sama po chwili wykonałam cios, który okazał się sukcesem. Uderzyłam go w twarz, a w dodatku rozwścieczyłam. Machnął drugą pięścią i nie trafił. Po raz kolejny niestety trafił. Poczułam ból w pobliżu kości policzkowej. Potem kopnął mnie, za drugim razem wykonałam unik. Oddychałam głęboko przez usta. Adrenalina i stres potęgowały się. Po kilku próbach strzeliłam przeciwnika niezwykle mocno w twarz, upadł.

- Dobij! - usłyszałam między krzykami Brzeskiego. Z początku zdezorientowana analizowałam o co chodziło. Pospiesznie usiadłam na nim ukradkiem i uderzałam ile się dało.

Walcząca z ogniem ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz