1. Walka o honor.

301 11 2
                                    

Uderzałam z całych sił wyładowując wszystkie zebrane emocje. Lewy sierpowy, prawy sierpowy, kolano. Jak maszyna wykonywałam ciosy i nie miałam dość. W kółko to samo, czułam satysfakcję. Cała złość wylatywała wraz z każdym uderzeniem. Skupiona trafiałam w sam środek bez żadnych wątpliwości.

- Ej! Opanuj się, kobieto. – odrzekł żartobliwie Pan Brzeski. Ułożył dłoń na moim ramieniu i zaśmiał się. Zatrzymałam się dysząc jakbym przebiegła maraton. Mężczyzna po pięćdziesiątce żyjący samotnie, oddał się sportu po zdradzie żony. Siwy ze zmarszczkami na twarzy pokazującymi jak dużo przeszedł, ale jak na pięćdziesiąt lat nieźle zbudowany. Uchyliłam mu czoła w geście powitania. Poklepał mnie po łopatce. – Ciężki dzień?

- Jak zawsze. – odpowiedziałam wzruszając ramionami.

- Twoi rodzice mnie zabiją, powinnaś siedzieć nad lekcjami.

- Nie musi się Pan o to martwić.

Pochwalił moje zacięcie i odszedł zagadując innych ludzi. Miał wielu różnych znajomych z racji, że przychodzili do niego okoliczni. Przychodziłam tam od roku. Nie to żebym miałam jakieś wielkie problemy, cała frustracja z całego tygodnia nauki i wyładowywanie jej w weekend sprawiało mi przyjemność. Poćwiczyłam jeszcze pół godziny uderzając w worek treningowy, potem skierowałam się do szatni. Ściągałam gumkę z włosów, przed drzwiami do damskiej szatni zauważyłam plakat. Zatrzymałam się zaintrygowana.

- Chcę spróbować. – powiedziałam zdeterminowana do Brzeskiego opierając się rękami o jego biurko. Patrzył na mnie z uniesionymi brwiami. Wykonał gest rękami abym zabrała dłonie z jego biurka. Niechętnie rozważał moją kandydaturę.

- Zapomnij. Chodzisz do szkoły. Musisz się uczyć. – wstał i kierował się do wyjścia.

Stanęłam mu przed drzwiami. Założył zirytowany ręce na biodra.

- Potrzebuję tej kasy.

- Na co?

Nie mogłam mu powiedzieć, że mam problemy w szkole. Wtedy to już na pewno by mnie wygonił. Traktowałam go trochę jak wujka, prawił mi morały i po części rozumiał moje nastoletnie zachowania.

- Proszę. – ominęłam odpowiedzi.

- To jest za trzy tygodnie. Dokładne trzy tygodnie. Jesteś amatorką i licealistką. Powinnaś skupić się na nauce, a nie obijaniu sobie twarzy. – palcem dotknął czubka mojego nosa wydając przy tym dźwięk podobny do „pyk”. Za chwilę stuknie osiemnasty rok życia, a On traktuję mnie jak dzieciaka. Wszystko rozumiem, ale gdyby tylko dał mi szansę… Wypuściłam powietrze. Zniknął gdzieś w głębi sali treningowej. Skoro tak, to niech się wypcha. Zabrałam swoją torbę i wyszłam z budynku. Nikt mnie nie docenia na tym pieprzonym świecie. Jestem amatorką, zgadzam się. Miesiąc treningów i podgoniłabym.

Plakat wiszący na ścianie mówił o walce dokładnie za miesiąc. Osoba, która pokona odpowiednią ilość przeciwników używając poprawnych chwytów i zdobędzie największą ilość punktów za umiejętności, wygra.

Nie zamierzałam prosić, znajdę inny sposób, żeby zarobić na prawnika, którzy mi pomoże. W tygodniu byłam na paru rozmowach kwalifikacyjnych. Jedna z nich do kawiarni, ale jak się okazało szukali kogoś starszego. Nie to nie. Druga była pomoc przy kuchni, lecz szukali kogoś powiązanego z zawodem. Do trzech razy sztuka. Na trzeciej byli skłonni mnie zatrudnić, jednak pieniądze nie były warte zachodu. Ostatnia rozmowa i jeśli nie zdobędę tej pracy to się załamie. Podczas czwartej rozmowy kwalifikacyjnej szef okazał się totalnym dziwakiem i postanowiłam nie ryzykować, jeszcze wpakowałby mnie do worka i wywiózł za granicę.

Walcząca z ogniem ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz