16. Problemy rodzinne.

154 11 2
                                    

Od momentu mojego pierwszego dnia pracy nie odzywam się z nim. Nie trudno o to, większość życia spędza w firmie. Na obiadach zazwyczaj go nie było, a kiedy już się zjawia papla tylko o pracy.

Na początku tygodnia był jeden z tych dni. Na brzegach stołu z jednej siedziała mama, z drugiej ojciec. Na bokach ja i moja siostra, Amelia. Nie mieliśmy kucharki, ani nic w tym rodzaju. Mama nie chciała, by po jej domu kręcili się obcy ludzie, choć mój ojciec wielokrotnie poruszał ten temat.

Na talerzu znajdowały się ziemniaki, mięso i surówka. Od paru minut ojciec ubrany jeszcze służbowo mówił o ważnym przetargu, który zwiększy obroty firmy o ileś procent. Widelcem grzebałem w jedzeniu i średnio chciało mi się jeść po raz kolejny słysząc to samo. Gryzłem policzek wewnątrz.

- To byłaby świetna szansa. Nie sądziłem, że firma „DIY" zgodzi się na takie warunki, ale...

Wypuściłem głośno powietrze. Mężczyzna przerwał zauważając moje westchnięcie.

- Czy chcesz coś powiedzieć, Hubert? - odezwał się ojciec z nutką ostrości.

Podniosłem wzrok znad talerza i zaśmiałem się pod nosem.

- Każdy wie, że masz firmę. Ludzie tu mają po dziurki słuchania o twoich zajebistych przetargach, więc skończmy ten temat.

- A ty gówniarzu jak śmiesz tak do mnie... - donośnie mówił ojciec przez zaciśnięte zęby.

- Dosyć! - krzyknęła mama, która zdenerwowana oddychała głęboko.- To jest wspólny obiad. Czy możemy zjeść i zamienić parę zdań w spokoju?

Nastała niezręczna cisza. Cisnęło mi się na język tyle słów. Nie mogłem go zwyzywać, był moim ojcem ale może dzięki moim słowom obudziłby się, spędzał więcej czasu w domu z rodziną.

- Gdybyś zajął się czymś poważniejszym w mojej firmie zamiast pracować w tym brudnym i zawszonym sklepie, rozumiał byś takie rzeczy. - rzucił kąśliwie mężczyzna ze wzrokiem utkwionym w talerz. Napakował do buzi kolejny kęs mięsa. Zacisnąłem pięść pod stołem.

- Wolałbym pracować nawet przy wywózce szamba, by tylko nie pracować w twojej materialistycznej firmie. Ty masz gdzieś rodzinę, tobą zawładnęły pieniądze. Kto wie, może masz dupę na boku. Jakąś sekretarkę, czy...

- Hubert! Starczy! - pięścią w stół uderzyła rodzicielka. Zdenerwowana wyrównywała oddech. Wyszedłem za linię. Zacisnąłem usta i wstałem od stołu.

- Dziękuje za pyszny obiad. - dodałem z sarkazmem. Skierowałem się do pokoju. Z kuchni usłyszałem tylko ojca.

- Ależ on ma tupet. - prychnął ojciec. Walnąłem się na łóżko i z rękami pod głową wgapiałem się w sufit. Rozmyślałem. Pierwszy raz wybuchnąłem podczas obiadu. Nienawidziłem ojca, zarozumiały i materialistyczny dupek. Prawda w oczy kole. Poczułem się winny tylko i wyłącznie przez matkę. Kochałem ją, była świetną matką, zraniłem ją tymi słowami ale innego wyjścia nie miałem. Nie mogłem się powstrzymać. Nigdy go nie ma w domu. A gdy się pojawia, to mówi to co zawsze, czyli o „życiowym przetargu". Obudzi się na starość jak będzie potrzebował opieki, że ma dzieci. Nie zapomnę mu w życiu swoich osiemnastych urodzin. Mama zrobiła skromną imprezę niespodziankę, tego dnia poprosiłem tatę by przyszedł i po świętował z nami. Podkreśliłem, że to dla mnie ważne. Podczas imprezy jego sekretarka zadzwoniła i oznajmiła mi, że ojciec się nie pojawi. Nie pamiętał o żadnych moim urodzinach, a gdy prosiłem by pojawił się ten jeden raz na osiemnastych to miał mnie gdzieś. Usiadłem na łóżku, a drzwi się zaczęły uchylać. Ojciec wszedł do środka. Nie mogłem na niego patrzeć.

Walcząca z ogniem ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz