7. Zmiana.

168 13 0
                                    

Do południa sprzątałam w szkole. Robienie tego z upartą i denerwującą koleżanką powodowało jeszcze gorsze zmęczenie niż zwykle. Nasze stosunki nie ociepliły się ani trochę.
Po ciężkim poranku leżałam w łóżku i odpoczywałam. Niedziela. Zjadłam z babcią obiad, potem pogadałam z tatą przez telefon. Musiałam pokazywać połowę twarzy, żeby przypadkiem czegoś nie dojrzał. Tak, chciałam mu powiedzieć o tym, że wezmę udział w tych walkach, lecz wiedziałam, że to jest gwóźdź do trumny. Przyjedzie tu i zrobi mi jesień średniowiecza. Wolałam tego uniknąć. Babcia czuła się już lepiej. Sama zajęła się swoim ogródkiem, starannie pieliła i podlewała każdą roślinkę. Uwielbiałam ją oglądać kiedy się tym zajmowała. Kochała ogrodnictwo i każdy kwiat, czy posadzone warzywo traktowała indywidualnie. Zupełnie jakby wychowywała swoje dziecko, dbała o nie jak tylko mogła. Mówiła do nich czułe słówka, by te wyrosły. Przez okno spoglądałam na nią z uśmiechem. Zawsze rano kiedy to ja się dopiero budziłam, ona na kanapie w salonie czytała gazetę. W dzień lubiła sobie robić rundki na podwórku, siadała na krześle i obserwowała ogródek jakby zaraz coś tam miało się wydarzyć. Wieczorem oglądała telewizję i swoje ulubione programy.



Kończyłam czytać "Tristana i Izoldę" gdy rozbrzmiała moja komórka. Zamknęłam książkę zaznaczając stronę, na której skończyłam. Na ekranie widniał nieznany numer, pomyślałam, że zaryzykuję.

- Halo? - odezwałam się pierwsza.

- Gdzie ty jesteś do cholery?! - donośny ton głosu przestraszył mnie i na moment odsunęłam słuchawkę od ucha.

- Kto...tam?

Czyżby to była pomyłka?

- Kto tam?! Wypierdolę cię zaraz z listy tego konkursu! - zaświeciła mi się żaróweczka. Otworzyłam szeroko oczy. Jak mówił, że treningi mają odbywać się w weekendy to miał na myśli, że od jutra zaczynamy?! Podniosłam się z łóżka. Zaczęłam biegać po pokoju i zbierać rzeczy do ćwiczeń. Sprawdziłam godzinę, była równo piętnasta.

- Zaraz będę! - powiedziałam jedynie i rozłączyłam się.

W podskokach zdjęłam dresy i ubrałam wyjściowe jeansy. Bluzkę zostawiłam, tylko założyłam na nią kurtkę jeansową. Włosy miałam związane w niedbały kucyk, a grzywkę standardowo prostowałam rano. Wybiegłam z pokoju i prawie zwaliłam się po schodach.

- Wychodzę! - krzyknęłam w biegu i opuściłam dom.

Nie szukałam już autobusu, którym dostałabym się tam, tylko biegłam ile sił wlezie. Nogi same wylatywały, a reszta ciała tylko goniła nogi. Zdarzyło mi się wpaść na paru ludzi i potykać się podczas trasy. Finalnie udało mi się tam dostać. Wpadłam do przebieralni, ubrałam się w ciuchy sportowe i zdyszana wleciałam do sali głównej. Z rękami opartymi o kolana łapałam każdy oddech jakby mi ktoś szyję związał i docinał dopływ tlenu.

- Jesteś spóźniona dwadzieścia minut. - oznajmił oschle Brzeski spoglądając na zegarek.

- Wiem, ja...nie wiedziałam, że...że zaczynamy już dzisiaj. - wypowiadałam pomiędzy oddechami.

- A myślisz, że kiedy mielibyśmy zacząć? Może za dwa tygodnie, w dniu konkursu? - prychnął kręcąc niedowierzająco głową. - Dwadzieścia męskich pompek za karę. Zawołaj mnie jak skończysz. - powiedział z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej i odszedł. Goniłam oddech. Stwierdziłam, że jak ureguluje go to wtedy się zabiorę za pompki. - Zaczniesz dzisiaj? - zawołał ze swojego biura siwy mężczyzna. Spięłam się i wykonywałam starannie pompki. Początkowo szły całkiem dobrze, po dziesiątej upadałam. Nie miałam na tyle kondycji, by wykonywać je lekko i zgrabnie. Dociągnęłam je do końca i z twarzą w podłodze krzyknęłam, że skończyłam. Brzeski przyszedł, popatrzył na mnie i nakazał wstać.

Walcząca z ogniem ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz