20. Demon.

137 10 8
                                    

Ni z tego ni z owego rozbrzmiała moja komórka, a na niej numer podpisany jako „Brzeski".

Nie miałam treningu, więc zbita z tropu odebrałam z nutką niepewności.

- Masz być u mnie zaraz po szkole. - usłyszałam jedynie i zaraz nastał dźwięk informujący o końcu rozmowy. Rozkojarzona wpatrywałam się w wyświetlacz. Ten ton nie świadczył dobrze o naszym spotkaniu po szkole. Brzeski brzmiał zupełnie jakby był zły, albo nazbyt poważny. Może faktycznie zapomniałam o treningu?

Bez zwlekania po zakończeniu zajęć pojechałam rowerem do siwego mężczyzny, zapięłam ekspresowo rower przy siatce, i wręcz wpadłam do środka. Wypatrzyłam go z daleka, rozmawiał z Wojtkiem. Podeszłam do nich nie zważając na ich dyskusję.

- Jestem. - oznajmiłam. Spojrzeli na mnie. Brzeski pociągnął mnie za sobą do biura. Zamknął drzwi i pojawił się za biurkiem. Nie zasiadł na krześle, lecz oparł ręce o blat i trzymał głowę w dół. Zniecierpliwiona już chciałam coś powiedzieć, kiedy to Brzeski podniósł głowę.

- Kończymy twoją przygodę z boksem.

Ściągnęłam brwi i wpatrywałam się w niego osłupiała. Nie wierzyłam, że to mówi. Nie rozumiałam. Zaśmiał się smutno pod nosem. Zrobiłam rundkę i wypuściłam powietrze. Jakiś powód? Coś przeskrobałam?

- Co? - zapytałam oczekując wyjaśnień. Na to miałam prawo.

Mężczyzna milczał. Wzruszył ramionami.

- Po takim czasie? Kiedy trenowałam całym sercem i chciałam sobie udowodnić, że do czegoś się nadaje?! - nie odpowiadał. - Chcę wiedzieć, dlaczego?

- Nie jesteś...gotowa. - stwierdził z trudem. -Trafiłaś na „Demona". Wycofujemy się z tego.

- „Demona"?

- Zawodnik, którzy waży dwa razy więcej od ciebie. Jest niebezpieczny, a ty niedoświadczona. Szpital to najłagodniejszy koniec tej walki.

Oddychałam głęboko i opuściłam wzrok w podłogę. Mam się...poddać? Gdy chce mieć rękę na pulsie ktoś oddaje mi tą przyjemność i przejmuje inicjatywę. Dlaczego tak mało wiary ludzie we mnie pokładają?

- I co w związku z tym?

- Nie rozumiesz? Nie chce mieć ciebie na sumieniu. Rico przejmie sprawę. To wszystko. - odwrócił się do mnie plecami i szukał czegoś w szafce. To znaczyło dla niego koniec rozmowy, ale nie dla mnie. Tak po prostu zastąpi mnie Rico? Nie należy mi się to za moją ciężką pracę? Nie obchodzi mnie, czy on nazywa się „demon", czy „szatan". Chcę spróbować swoich sił. Zacisnęłam pięści. Miałam ochotę wybuchnąć.

- Ani razu nie narzekałam ci na treningach. Dawałam z siebie sto procent. Poświęcałam się wstając wcześnie rano. Chowałam swoje siniaki przed rodziną, robiłam wszystko by móc dalej to robić. A ty nagle mówisz mi, że zastąpi mnie Rico? Nie sądzisz, że powinieneś dać mi szansę do cholery?!

Mężczyzna zastygł w bezruchu. Odchylił głowę do tyłu. Wypuścił powietrze. Położył z trzaśnięciem papiery wyjęte z szafy na biurko. Na biodrach ułożył ręce.

- Nie mam wyboru. Nie pozwolę ci się zmierzyć z „Demonem" do czasu kiedy ja prowadzę tę pierdoloną siłownię!

Zacisnęłam usta i zerkałam zdenerwowana w bok. Poczułam się niesprawiedliwie. Nawet może oszukana. Żadne argumenty nie przekonają Brzeskiego do zmiany zdania. Widziałam po jego zachowaniu, a co do swoich racji jest pewny. Przez kilka sekund mierzyliśmy się wzrokiem. Wymiękłam opuszczając oczy na podłogę.

- Albert „Berti" Cerowski. - dodał łagodniej z bólem wyrysowanym na twarzy. - Parę lat temu trwał tutaj podobny konkurs. „Berti" walczył z „Demonem". Ledwo uszedł z życiem. Głównie urazy głowy. Widziałem tego człowieka w akcji, to jest bestia.

Walcząca z ogniem ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz