Niepamięć: Rozdział Czternasty

37 7 2
                                    


    Roziskrzona Skóra powoli wrócił do siebie i do swoich obowiązków, najwyraźniej będąc szczęśliwym z takiego obrotu spraw. Szczególnie, że leczenie potrwało nieco krócej niż Ziołowy Nos zakładał. Już w dwa dni po wyjściu z legowiska medyków wziął na siebie połowę patroli i zapowiadaną wcześniej tymczasową zmianę mentorów kotów szkolących się na wojowników. W zasadzie Jaskółcza Łapa się cieszył, że to wszystko tak wyglądało, bowiem zastępca rzuciwszy się w wir zadań wydawał się znacznie żywszy niż kiedy po prostu siedział, od niechcenia gawędząc z kotami, które go odwiedzały. I zdawało się, że nie tylko kocurek zauważył tę zmianę.

    – Dobrze, że Ziołowy Nos go wypuścił – rzekła pewnego razu Ostry Kieł, patrząc z uśmiechem na swojego partnera zabierającego Zimną Łapę na trening. – Jeszcze trochę, a w tym legowisku umarłby z nudów.

    Jaskółcza Łapa był zmuszony zgodzić się z tym stwierdzeniem.

    Paradoksalnie, im zimniej się robiło (bowiem pora nagich drzew nadchodziła wielkimi krokami), tym częściej widywał Krępą Gwiazdę na zewnątrz Omszałego Dołu. Przywódca miał w zwyczaju obserwować codzienne życie klanowiczów spod jednego z krzaków, pesząc tym swoich wojowników, którzy z kolei coraz rzadziej bywali w samym obozie, wychodząc pod pretekstem polowań czy dodatkowych patroli. Siedział i teraz pod swoimi zaroślami, mierząc innych nieprzyjemnym spojrzeniem, jednak Jaskółcza Łapa postanowił, że postara się go ignorować i skupić się na swoim bracie.

    – Ziołowy Nos pokazywał ci jak polować? – zapytał Cienista łapa, opierając się wygodnie o brata, a w jego żółtych oczach pojawił się wyraz grzecznego zaciekawienia.

    – Kiedyś. Dlaczego zadajesz to pytanie?

    – Bo myślałem, że moglibyśmy się wybrać na polowanie. Lubię to robić, ale chciałbym kiedyś spróbować z kimś.

    – A Ciemne Ucho? – zapytał uczeń medyka.

    – Kimś, kto nie jest mentorem, tylko przyjacielem – sprecyzował, wprawiając brata w zakłopotanie. Źle czuł się z tym, że Cienista Łapa tak go nazywał mimo tego, że nie zasłużył, praktycznie niczego nie robiąc w sprawie jego relacji z resztą uczniów, ignorując tym samym wcześniej daną obietnicę. Bo jakby mógł być przyjacielem, jeśli wciąż znajdował coś ważniejszego do zrobienia?

    – To co, bracie? Chciałbyś? – miauknął, gdy Jaskółczy przez dłuższy czas nie odpowiadał.

    – Myślę, że tak. Chciałbym. Pójdziemy teraz? – zapytał, uznając, że później pewnie znów wypadnie mu coś ważniejszego do roboty, a naprawdę nie miał ochoty zaniedbywać brata. Cienisty pokiwał głową, podnosząc się i z uśmiechem maszerując w stronę wyjścia z obozu. Jaskółcza Łapa bez większego namysłu podążył za nim, przyspieszając, gdy znaleźli się na zewnętrznym terenie, by nadążyć za przyszłym wojownikiem, który prowadził go w stronę swojego ulubionego miejsca łowieckiego. Medyk zadrżał, gdy zdał sobie sprawę z tego, że jest w pobliżu Płaczącej Wierzby, znów ulegając ponurej aurze tego miejsca.

    – Można tu znaleźć całkiem sporo myszy i jaszczurek – poinformował Cienista Łapa, machnąwszy ogonem. – Zdobycz przynośmy tu, pod ten kamień. Zobaczymy, kto upoluje więcej zanim słońce będzie w zenicie. Mamy trochę czasu, wystarczająco.

    – Powodzenia – mruknął Jaskółcza Łapa, będąc pewnym, że przegra ich małą rywalizację.

    – I nawzajem, bracie!

    Medyk uśmiechnął się w podzięce, zaczynając węszyć dookoła w nadziei na trafienie na trop jakiegokolwiek małego stworzonka. Przysunął nos bliżej ziemi, regularnie pociągając nosem i chłonąc mieszające się ze sobą zapachy. Żaden z nich nie był jednak wystarczająco świeży, by móc trafić na jakąkolwiek zdobycz. Westchnął ciężko, jednak się nie poddawał, przechodząc z miejsca na miejsce.
W końcu szczęście mu dopisało. Rozłożył ciężar ciała równo na nogach, starając się lekko sunąc w stronę myszy, która przysiadła w jego pobliżu, w gęstej kępie trawy. Wiedział, że w tym momencie nie jest uosobieniem gracji, ale jednocześnie był świadom tego, że jego umiejętności są wystarczające, by móc złapać stworzonko bez większego problemu. O ile, rzecz jasna, pamiętał o odpowiednim ustawieniu się względem wiatru.

NiezapominajkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz