Lament Jaskółki: Rozdział Piąty

22 3 0
                                    

Kocięta były piękne. Jaskółczy Ogon patrzył to na nie, to na Nocną Falę.  Zmęczoną, lecz szczęśliwą. Świetlikowe Słońce siedział tuż obok niej, przyglądając się kociętom jakby były darem od samego Klanu Gwiazdy. I pewnie w jego oczach były, jak sądził medyk.

– Jak dacie im na imię? – zapytał po chwili Ziołowy Nos, który przysiadł z boku, a wcześniej również asystował przy porodzie.

Świetlikowe Słońce spojrzał na Nocną Falę pytająco. Ta zaś wskazała na malutką kotkę pokrytą rudawym meszkiem.

– Złotka – powiedziała. Przeniosła wzrok na jej brata, białą drobinkę leżącą tuż obok, a później zetknęła na partnera.

– Lodzik – obwieścił dumnie. Jaskółczy Ogon mógłby się założyć, że wojownik oczyma wyobraźni widział już jak mały kocurek zostaje zastępcą Klanu Mchu, a potem przywódcą. Jednym z najlepszych, jakich mieli. Uśmiechnął się nieśmiało.

Jak to było patrzeć na swoje dzieci i być przekonanym o ich przyszłej wielkości? Jak to było w tak małych istotkach widzieć tak wiele? Żałował, że nigdy się tego nie dowie. Może gdyby nie był medykiem, w innej rzeczywistości, mógłby z Paprotkowym Ogonem…

– Jaskółczy Ogonie. – Głos Ziołowego Nosa wyrwał go z zamyśleń. – Chodź, daj im odpocząć. I nacieszyć się maluchami.

– Tak, tak… Idę. – Rzucił siostrze i przyjacielowi ostatnie ciepłe spojrzenie i ruszył za Ziołowym Nosem.

W zasadzie cały ten poród był dosyć niespodziewany. Jaskółczy Ogon wrócił od Klanu Słonecznika i zdążył nawet porozmawiać z Roziskrzoną Gwiazdą, bo przybiegł Świetlikowe Słońce, krzycząc, że medycy są potrzebni. To znaczy, było tak w wielkim skrócie. Bo pomiędzy powrotem a porodem Jaskółczy Ogon zdążył stracić jeszcze okropnie dużo czasu na przeszukiwanie obozu (miał nadzieję znaleźć w nim przywódcę) i wysłuchiwanie Paprociowego Ogona. Och, jaki to Jasna Łapa jest wspaniały, jak bardzo Paprociowy Ogon chciałaby dostać własnego ucznia! Medyk mógł się założyć, że teraz, gdy jego siostra urodziła kocięta, Paprotka będzie co chwila wyrażać nadzieję, że dostanie pod opiekę któreś z tych maluchów, gdy tylko skończą sześć księżyców. Uśmiechnął się pod nosem.

– Co ci tak wesoło, Jaskółczy Ogonie? – zagaił Ziołowy Nos, a w jego ton wkradło się rozbawienie. – Wróble Skrzydło powiedział ci jak jeszcze możesz mnie torturować?

– Ile razy mam ci powtarzać, że troska o zdrowie a tortury to dwie zupełnie inne sprawy? – Mina mu zrzedła. – Ale niech ci będzie… Powiedział. I jeśli to, co mi doradził nie zadziała, chyba po prostu pozwolę ci umrzeć, wiesz? – Uśmiechnął się wymuszenie.

– Byłbyś do tego zdolny? – Ziołowy uniósł brwi i trącił go w ramię, o mało nie przewracając. – Co za tyran, nie spodziewałbym się.

– I to nie jedyna rzecz, której byś się nie spodziewał, staruszku.

Rudzielec prychnął ni to z pogardą, ni to z rozbawieniem, rzucając przyjacielowi przeciągłe spojrzenie.

– No to zaskocz mnie czymś jeszcze, dzieciaku.

– Och, zaskoczę z pewnością. Jeszcze dzisiaj.

– Nie mogę się doczekać…

Jaskółczy Ogon uśmiechnął się krzywo do mentora.

– Myślisz, że Roziskrzona Gwiazda już wrócił do siebie? – zapytał. – Muszę z nim o czymś pomówić.

Ziołowemu Nosowi zrzedła mina, jakby domyślił się, że to coś może być związane z jego stanem zdrowia. W dalszym ciągu nie podobało mu się to, że Jaskółczy Ogon tak się tym przejmował, nie mogąc zrozumieć, że choroba jest tylko i wyłącznie sprawą rudzielca.

NiezapominajkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz