Lament Jaskółki: Rozdział Dwunasty

62 3 0
                                    

Żal Jaskółczego Ogona mieszał się z wściekłością. W głowie wciąż dźwięczały mu słowa, mieszając się bezskładnie. Ziołowy Nos, nad stawem, rano, patrol, Świetlikowe Słońce, martwy, nie oddychał, przykro mi. Przykro, przykro, przykro, przykro, przykro...

- Mi też jest przykro - warknął, słysząc kolejne tego dnia przykro mi. - Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić jak bardzo.

Świetlikowe Słońce uciekł przed jego spojrzeniem. Dotknął nosem ostatni raz mokrego futra Ziołowego Nosa i wycofał się, zostawiając Jaskółczego Ogona samego nad ciałem mentora. No, prawie samego. Do jego boku wciąż przytulała się Paprociowy Ogon. Młody medyk był jej wdzięczny za to, że w przeciwieństwie do innych nie odzywała się i nie próbowała go w żaden sposób pocieszyć, a zamiast tego po prostu była.

Powiedzieli Jaskółczemu Ogonowi, że znaleźli Ziołowego Nosa nad stawem leżącego w kałuży własnych wymiocin. Uwierzył im, bo dlaczego Roziskrzona Gwiazda i Świetlikowe Słońce mieliby go w tej kwestii okłamywać? Na początku był przekonany, że jego mentor po prostu oszukiwał go w kwestii brania leków, że umarł przez własną głupotę i to właśnie tak go rozwścieczyło. A potem zrozumiał, że coś mu w tym wszystkim na pasuje. Bo przecież Ziołowemu Nosowi się poprawiło, nie powinna była stać mu się żadna krzywda. Powinien żyć jeszcze dobre kilka sezonów. Poza tym wymiociny? Skąd niby? On miał kaszel a nie problemy z żołądkiem, na miłość Przodków! Im dłużej Jaskółczy Ogon myślał, do tym gorszych wniosków dochodził.

- Mieliśmy rację - powiedział w końcu do Paprociowego Ogona, ściszając głos do szeptu. - Cienisty Szpon naprawdę miał romans i dowiedział się w jakiś sposób o tym, że my wiemy. A potem go zabił.

Spojrzała na niego niepewnie, jakby ze strachem.

- Naprawdę tak myślisz?

- Wiem, że to nie choroba go zabiła. A skoro nie choroba to niby co? Postanowił popływać, ale zaplątał się w wodorosty i fale wyrzuciły go na brzeg? - Zapytał kpiącym tonem, uspokajając się jednak pod wpływem urażonego wzroku przyjaciółki. Westchnął ze skruchą. - Przepraszam. Po prostu... Nie potrafię się z tym pogodzić.

- Daj sobie czas.

Jaskółczy już nic więcej nie powiedział. Czuwał nad ciałem mentora aż do wieczora, próbując nie reagować gniewiem na kolejne, nieśmiało rzucane w jego kierunku przykro mi. Czuł się trochę jak wtedy, gdy przez chwilę miał zamiar rzucić pod potwora. Nie. Nie trochę. Czuł się sto razy gorzej.

Tej nocy Jaskółczy Ogon nie potrafił zasnąć. Bez Ziołowego Nosa legowisko było zbyt puste. Medyk wyszedł z obozu, kierując swoje kroki w stronę nie stawu, jak początkowo zamierzał, ale w stronę rosnącej na niewysokim wzgórku płaczącej wierzby. Nie wiedział, co właściwie nim kierowało. Zazwyczaj unikał tego drzewa, odpychany jego nieprzyjemną aurą, ale tym razem chyba wydawało mu się być idealnym miejscem na spędzenie czasu w samotności, wyłącznie ze swoimi myślami.

Szkoda tylko, że jego upragniona samotność została zakłócona przez Roziskrzoną Gwiazdę.

- Trzymasz się jakoś? - miauknął.

- Ledwo - westchnął. - Co tu robisz?

- Mówiłem ci kiedyś, że często tu przychodzę. - Zeskoczył z pnia drzewa i przysiadł obok medyka. Przyglądał mu się spokojnie kątem oka. - Żałuję, że to się tak skończyło.

- Nie skończyłoby się, gdybyś nas posłuchał. Jestem pewien, że to Cienisty Szpon go zabił. - Rzucił mu krzywe spojrzenie. - Nie mam jeszcze dowodów, ale kiedy je zdobędę i podstawię ci je pod nos, oczekuję, że wygnasz to ścierwo z klanu.

- Ja rozumiem, że jesteś wściekły, Jaskółczy Ogonie, ale...

- Gówno rozumiesz - przerwał mu medyk. - Co ty możesz wiedzieć, Roziskrzona Skóro? Zmieniłeś się od kiedy zostałeś przywódcą. Jesteś podobny do Krępej Gwiazdy. Non stop tylko warczysz i rzucasz się na wszystkich za jedno źle powiedzenie słowo. A kiedy pojawia się problem, prawdziwy problem, masz go głęboko w dupie, nawet nie zastanawiając się nad konsekwencjami, jakie może wywołać twoje zachowanie.

- To nieprawda, Jaskółczy Ogonie.

- Więc to, na miłość Przodków, pokaż! Udowodnij mi, że jeszcze ci zależy na tym całym przeklętym klanie!

- Uspokój się. Masz prawo być wściekły po jego śmierci, w zupełności to rozumiem. Ale nie pozwól, by ta wściekłość odebrała ci zdolność rozsądnego myślenia. Posłuchaj, ja też kiedyś kogoś straciłem, wiesz? Wiem...

Jaskółczy Ogon roześmiał się ponuro.

- Kogo niby straciłeś, co? Krępą Gwiazdę - zapytał kpiąco.

Do głosu Roziskrzonej Gwiazdy wdarła się ostrzegawcza nuta.

- A dasz mi o tym powiedzieć czy będziesz przerywał? - Odetchnął z ulgą, widząc, że Jaskółczy Ogon nie ma zamiaru więcej się odezwać. - Miałem kiedyś brata, wiesz? Miał na imię Biedronkowa Łapa. Nas obu szkolił Krępa Gwiazda, brał nas na treningi na zmianę i starał się przekazać nam wszystko, co umiał. Przy tym jednym się starał, nie mogę zaprzeczyć. - Uśmiechnął się gorzko. - Ale faktem było, że był strasznie surowy, wybuchowy i denerwował się za byle błąd. Ja jako tako dawałem sobie radę, myślę nawet, że mógł być ze mnie dumny, ale Biedronkowa Łapa... - Westchnął ciężko. - Nie spełniał jego wymagań. I któregoś razu... - Roziskrzona Gwiazda zawahał się nagle niepewny czy aby na pewno chce powiedzieć Jaskółczemu o wszystkim, co przeżył.

- Nie musisz mi o tym mówić - miauknął medyk, wyczuwając tę niepewność.

- Krępa Gwiazda po prostu któregoś razu go zabił - rzekł Roziskrzona Gwiazda, skracając drastycznie swą opowieść. - Na moich oczach. Byłem wtedy przerażony. Zrozpaczony. Tak samo wściekły jak ty, ale nie pozwoliłem, żeby te emocje mną zawładnęły, choć było ciężko.

- I jakim cudem niby nie pozwoliłeś, co?

- Znalazłem sobie cel. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, aby nie pozwolić mu skrzywdzić nikogo więcej. Tylko że to jest trudniejsze niż przypuszczałem... - Tym razem to on zaśmiał się gorzko. - Ale nieważne. Dążę do tego, że może ty też powinieneś znaleźć sobie jakiś cel, co? Skoro mi to pomogło, tobie też może.

Pokiwał głową.

- Oddam Ziołowemu Nosowi sprawiedliwość. - Spojrzał na przywódcę twardo. - I zmuszę cię, żebyś wygnał Cienistego Szpona, choćby miało mnie to kosztować życie.

- Więc w takim razie chodźmy szukać dowodów, żebym miał podstawy, by to zrobić, malutki. - Przywódca uśmiechnął się do Jaskółczego Ogona i podniósł się, trąciwszy go nosem w ramię. Medyk ruszył posłusznie za nim w stronę stawu.

Po tej rozmowie oboje czuli się jakoś lżej.

Ostatni rozdział: ???
(prawdopodobnie go nie będzie, sorki, misie)

NiezapominajkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz