Niepamięć: Rozdział Trzeci

91 35 6
                                    

Obiecana dedykacja: Szara_Gwiazda12 i lonelyshrek

– Jaskółcza Łapo! – Ziołowy Nos wdrapał się na drzewo przy Omszałym Dole, by zacząć wołać swojego ucznia. Obawiał się, że kocur gdzieś wyszedł i zgubił się, a był mu koniecznie potrzebny akurat w tej chwili. – Ktokolwiek go widział?! Jaskółcza Łapo!

– A on nie wychodził na polowanie z Paprociową Łapą i Roziskrzoną Skórą? – zapytała z dołu pręgowana Leśna Nadzieja, zadzierając łebek w górę, spojrzeć na medyka. Ten zaś westchnął głęboko, schodząc ostrożnie z brzozy, by stanąć naprzeciw swej przyjaciółki.

– Po kiego grzyba? To ma być medyk, a nie wojownik od siedmiu boleści! – jęknął biało-rudy, wznosząc oczy ku niebu. Doskonale wiedział, dlaczego jego uczeń ucieka od medycznych obowiązków, pomagając Paprociowej Łapie w wykonywaniu swoich. Ostatnio jego pamięć miała się gorzej niż zwykle, więc był trochę zdołowany. W końcu jak długo można mylić zioła czy gubić się na własnym terytorium? O ile większość klanowiczy była cierpliwa wobec ciemnoszarego młodzieńca, jemu samemu tej cierpliwości brakowało. Ziołowy Nos starał się go wspierać jak mógł, lecz ten niewiele sobie z tego robił, spisując się na straty.

Leśna Nadzieja uniosła lekko brwi, spoglądając w stronę wyjścia z obozu. Medyk podążył za jej wzrokiem, mrużąc oczy w skupieniu. Odetchnął z ulgą, widząc Jaskółczą Łapę i Paprociową Łapę. Oboje nieśli w pyszczkach pokaźne zdobycze, zapewne obie należące do kotki, i zmierzali w stronę stosu zwierzyny, by je tam zostawić.

– Jest moja zguba. – Jego pyszczek rozjaśnił się w uśmiechu, gdy truchtał w stronę swojego ucznia, by poprosić go na stronę. Jaskółcza Łapa spojrzał nań pytająco, odkładając trzymaną zdobycz na stos. – Posłuchaj malutki, jest sprawa. Będę musiał się wybrać z Krępą Gwiazdą do Jaskini Przodków.

– Po co? – zapytał uczeń z niepokojem, od razu czując jak serce zaczyna mu bić ze stresu. Jeśli Ziołowy Nos pójdzie, on będzie musiał zostać i przejąć jego obowiązki, a był pewien, że nie da sobie z tym rady.

– Krępa Gwiazda chce porozmawiać z przodkami, nie mówił mi dlaczego. Chciał po prostu, żebym mu towarzyszył, a wiesz, że sprzeciwianie się mu nie skończyłoby się zbyt dobrze. – Zmarszczył nos z niezadowoleniem. Mógłby mu się postawić, razem z Roziskrzoną Skórą. Inne koty by się zbyt bały, by to zrobić. Problem był jednak taki, że Krępa Gwiazda nadal posiadał kilka żyć i prawdopodobnie zabiłby i jego, i swojego syna, zanim oni odebraliby życie jemu, a Ziołowy Nos nie mógł przecież umrzeć. Nie dopóki Jaskółcza Łapa nie ukończył swojego szkolenia.

Jaskółcza Łapa zwiesił ponuro głowę, patrząc na mentora z pewnym rodzajem rezygnacji.

– Nie dam sobie rady, Ziołowy Nosie – wymruczał cicho. – Zapomnę wszystkich ziół, nie będę miał nikogo, kto mógłby mnie poprawić... Nie możesz teraz odejść! Ja mogę pójść z Krępą Gwiazdą do Jaskini Przodków, błagam!

– Żeby cię rozszarpał od razu jak skręcisz na złą ścieżkę? – zniżył głos do gniewnego szeptu. – Tyś chyba zwariował! Zostaniesz z Roziskrzoną Skórą, będzie miał na ciebie oko i pomoże ci z częścią obowiązków. Nie będzie źle, Jaskółcza Łapo, jutro wieczorem będę znowu w klanie i będziemy wszystkim zajmować się razem.

– Niech ci będzie... Uważaj na siebie i nie daj się zabić.

– Nigdy. – Posłał mu uśmiech, a szary kocur mimo wyglądu i samopoczucia męczennika przytulił się do mentora. Następnie machnął ogonem i wrócił do swej przyjaciółki już bez wcześniejszej energii.

Ziołowy Nos westchnął, gdy był pewien, że młody go nie zauważy, ale zaraz spróbował wykrzesać z siebie jakikolwiek entuzjazm. Uśmiechnął się sam do siebie, próbując się przekonać, że wcale nie będzie źle, a szansa, że Krępa Gwiazda go rozszarpie jak tylko przodkowie się na niego wypną jest niska. Wytłumaczy przecież tyranowi, że nikt inny nie zna ziół, a inne klany nie zgodzą mu się pomóc. Jeśli to do niego nie dotrze, w zimę klan nie przeżyje. Nie bez medyka. A Ziołowy Nos szczerze wątpił, że Jaskółcza Łapa będzie chciał kontynuować szkolenie po śmierci mentora i że jako taka znajomość ziół Roziskrzonej Skóry pomoże.

Jaskółcza Łapa trącił przyjaciółkę łapą i wskazał głową na wejście do swojego legowiska. Chciał się podzielić z nią swymi obawami, mając nadzieję, że ta go jakoś podniesie na duchu, jak to zwykle miała w zwyczaju robić.

– Czego chciał Ziołowy Nos? – zapytała, lekko niepokojąc się tym, że jej kolega chce w ogóle o tym rozmawiać.

– Idzie z Krępą Gwiazdą do Jaskini Przodków. – Zmarszczył nos, a gorycz w jego głosie sprawiła, że Paprociowej Łapie zrobiło się smutno. Spojrzała na niego z żalem i trąciła nosem pocieszająco. – Nie dam rady zając się wszystkim.

– Pomogę ci, nie będzie źle! I Świetlikowa Łapa z Zimną Łapą ci pomogą, i jeszcze Ciepłe Serce, i twoje siostry! – zawołała z pewnością siebie, a kocur rzucił jej powątpiewające spojrzenie. Parsknęła. – No nie patrz tak na mnie, tylko przestań być ponurakiem!

– Myślę w sposób realny, Paprotkowa Łapo – stwierdził i odwrócił się do swych ziół, by zacząć je porządkować. Uczennica mlasnęła z niezadowoleniem i zostawiła go samego, nie chcąc się z nim dłużej kłócić, a jemu to właściwie było na łapę. Miał ochotę pobyć trochę sam, żeby w ciszy się poużalać nad sobą i pomartwić o Ziołowego Nosa. Bo skąd mógł wiedzieć, że na pewno wróci cały i zdrowy z powrotem do klanu? W tym przeklętym miejscu życie każdego kota było pod ciągłym znakiem zapytania, a co dopiero gdy dany osobnik wybierał się z przywódcą na długi spacerek we dwoje. Miał ochotę pójść z nimi, ale wiedział, że nie powinien. Jedynie pogorszyłby sprawę, poza tym musi pomóc Roziskrzonej Skórze przejąć obowiązki Ziołowego Nosa. Tak, Roziskrzonej Skórze. On tego nie zrobi, nie da rady, prędzej kota otruje niż komukolwiek pomoże.

Westchnął ciężko, biorąc w pyszczek jedno z ziół, nie zastanawiał się nawet które to, i przełożył je w inne miejsce tylko po to, żeby odłożyć je z powrotem. Za chwilę zaś wpadł na pomysł zrobienia totalnego bałaganu w legowisku tylko po to, żeby móc zacząć go sprzątać, gdyby nagle przyszedł Roziskrzona Skóra, pytając o to, czy już zajął się swoimi obowiązkami. A uczeń czuł, że zastępca to zrobi. Prędzej czy później.

Zaraz po rozrzuceniu ziół wszędzie, rzucił okiem w stronę wyjścia z legowiska i wydawało mu się, że dojrzał przez liście swoje siostry. Dawno z nimi nie spędzał czasu, więc postanowił, że teraz to nadrobi. Machnął ogonem raz czy dwa i wyszedł im na spotkanie, uśmiechając się do nich niemrawo. Zapowiadało się miłe popołudnie.

[1050 słów]

***

Wracam do korzeni i pisania rozdziałów po ledwo tysiąc, yeah.

Poważnie.

Męczą mnie te kotki. Samo myślenie o nich. Ten zapewne żałosny rozdział macie tylko dlatego, że miałam kryzys i o dziwo nie umiałam napisać niczego innego, a męczyła mnie bezczynność.

I coraz poważniej myślę nad usunięciem tego szajsu, najlepiej tak bez mówienia nikomu xd

A, i jeszcze dopowiem, bo zapomnę. Napisałam to w pierwszym rozdziale na samej górze, ale tu powtórzę, bo na bieżąco i w ogóle takie tam. Jeśli ten szajs ktoś mi zgłosi gdziekolwiek, zabiję, poćwiartuję i ugotuję w bulionie z krwi:). Mam tu na myśli głównie recenzje, ale ostatnio też mi mignął jakiś konkurs. Niezapo się do tego nie nadaje, starałam się tylko w pierwszym rozdziale jak do tych mordujących się futrzaków jeszcze nie miałam awersji.
Amen.

NiezapominajkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz