Lament Jaskółki: Rozdział Drugi

32 4 4
                                    

– Więc uważasz, że tylko dlatego, że okazaliśmy się lepsi i zabraliśmy kawałek ich terytorium, oni mają prawo nas obrażać? – zapytał Plamista Łapa, mrużąc oczy.

Jaskółczy Ogon westchnął ciężko, nie przestając segregować przyniesionych przez siebie ziół. Nie wiedział, czego synowie Roziskrzonej Gwiazdy na rozumieli w stwierdzeniu Klan Słonecznika wciąż jest strasznie rozżalony i niektórzy z nich mogą się trochę rzucać, ale to nie znaczy, że macie dać się sprowokować i miał już serdecznie dosyć tłumaczenia im w kółko, co dokładnie miał na myśli.

– Albo że tylko dlatego, że próbowaliśmy się bronić, powinniśmy dostać karę?

Uniósł wzrok na brązowego kocurka.

– Czy ja powiedziałem coś takiego, Plamiona Łapo?

– No nie, ale…

– Posłuchaj mnie, proszę. – Odrzucił ostatni nagietek na kupkę. – Powtarzam ostatni raz. Uczniowie zawsze bardziej silnie odczuwają to wszystko niż inni klanowicze, więc nie dziw się im, że wciąż byli źli. Szczególnie się to tyczy tych dwóch kotek, córek przywódcy, bo mogły odebrać to bardziej personalnie. Nie daje im to oczywiście prawa do wyzywania was, Plamista Łapo – dodał szybko, widząc, że młodzik znów otwiera pyszczek. – Ale wy też zrobiliście źle, w ogóle zwracając na nich uwagę i zniżając się do ich poziomu. Wasz ojciec poświęcił niemało energii, by zachować jako takie relacje pomiędzy klanem naszym, a tamtym, wiecie? Nie chodzi o to, że cała jego praca legnie przez jedną uczniowską kłótnię, ale bez wątpienia może trochę to zaostrzyć nasze stosunki…

– Ale te stosunki i tak już były ostre – odezwał się Jasna Łapa, a jego ogon zaczął bić na boki w niezadowoleniu. – To nie nasza wina.

– Dobra, inaczej… Jak widzicie lisa, to pchacie mu się do paszczy?

Uczniowie wymienili spojrzenia, nieco zdezorientowani pytaniem medyka. W końcu Plamisty odparł niepewnie:

– No nie… Jeśli to na naszym terytorium, staramy się iść po pomoc, a jeśli nie, raczej uciekamy, żeby nas nie zauważył.

– No i tak samo jest z naszym konfliktem z Klanem Słonecznika. Mamy śpiącego lisa, którego za wszelką cenę nie chcemy obudzić, żeby nas nie zjadł, więc, na miłość Gwiezdnych, nie wszczynamy rabanu tylko czekamy aż zagrożenie przestanie być zagrożeniem.

– A uczeń, który wpakuje się mu pod pysk, dostaje karę, żeby nauczył się, że tak się nie robi? – zapytał Jasna Łapa, tym razem tylko przechylając głowę. Jego ogon się uspokoił, jakby kocurek w końcu zaczął rozumieć, o co tak naprawdę Jaskółczemu chodziło.

– Dokładnie tak.

– To w sumie całkiem sensowne… Dzięki, Jaskółczy Ogonie. Chyba.

Plamista Łapa przewrócił oczyma, słysząc słowa brata, lecz niczego nie powiedział. Zresztą nawet nie musiał, bo Jaskółczy Ogon i tak wiedział doskonale – wciąż bolała go urażona duma i nie chciał pogodzić się z myślą, że zasłużył sobie na karę, a także z tym, że nikt nie chce mu przyznać racji.

W końcu kocurek westchnął ciężko i wyszedł z legowiska medyka, nawet się nie żegnając. Jasna Łapa popatrzył za nim przez chwilę, lecz postanowił zostać z Jaskółczym jeszcze przez chwilę.

– Co będziesz teraz robił? – zapytał z zaciekawieniem, puszczając temat swojej kary w niepamięć. – Będę mógł ci pomóc?

– Teraz pójdę odwiedzić Dryfującą Gałązkę i zapytać, czy niczego jej nie potrzeba, a później porozmawiać o czymś z Roziskrzoną Gwiazdą. – Owinął ogon wokół łap. – Z drugim raczej mi nie pomożesz, ale możesz mi potowarzyszyć teraz, jeśli chcesz.

NiezapominajkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz