Lament Jaskółki: Rozdział Pierwszy

37 5 2
                                    

Jaskółczy Ogon obserwował spomiędzy liści osłaniających wejście do swojego legowiska patrol łowiecki wracający do obozu z zdobyczami w pyszczkach. Skrawek łowieckiego terenu wygranego w bitwie z Klanem Słonecznika zapewniał Klanowi Mchu dobrobyt, o jakim pod rządami Krępej Gwiazdy nie mogli pomarzyć. Wówczas to ledwo wiązali koniec z końcem aż do połowy pory nowych liści, a teraz? Teraz nie mieli problemu, by wykarmić wszystkie głodne mordki.

A sprawienie, że Słonecznikowi jakoś pogodzili się ze stratą części terytorium i od dłuższego czasu nic nie zapowiadało tego, by chcieli się zemścić, był według medyka najlepszym dowodem tego, że Roziskrzona Gwiazda był tym, czego Klan Mchu potrzebował od początku. Idealnym, dobrym przywódcą, który godnie będzie ich prowadził.

W zasadzie był dumny, mogąc go nazywać swoim liderem.

- Cześć, Jaskółczy Ogonie! - miauknęła wesoło Paprociowy Ogon, dojrzawszy bursztynowe oczy medyka wśród liści. Miała zamiar odnieść swoją zdobycz na stos, lecz skręciła do legowiska i położyła chudą nornicę przed kocurem. - Niech ta będzie dla ciebie.

- A klan?

- Klan dostał ode mnie dwie takie same. Jedz i nie marudź. - Przewróciła oczyma, przysuwając zwierzątko bliżej niego. Uśmiechnął się do niej z wdzięcznością, przenosząc zdobycz na swoje legowisko. Miał zamiar zjeść, gdy upora się z obowiązkami.

- Sytuacja na granicy dalej spokojna? - zapytał.

- Tak. Prawdę mówiąc, wątpię, aby to się zmieniło w najbliższym czasie. Z jednej strony trochę szkoda, bo jest strasznie nudno, ale z drugiej chyba nam wystarczy konfliktów. - Ziewnęła głęboko. - Po południu mam zamiar iść na kolejne polowanie. Chcesz iść ze mną?

- Nie wiem, czy będę miał czas. - Uśmiechnął się przepraszająco. - Muszę pójść do Skał Spotkań po skrzyp, bo się skończył, a kiedy wrócę, obiecałem Nocnej Fali, że do niej zajrzę no i jeszcze muszę wymyślić coś w związku z tym przedłużającym się kaszlem Ziołowego Nosa. - Westchnął ciężko.

Ziołowy Nos mocno pochorował się w trakcie zimy. Na początku myśleli, że to zwykły zielony kaszel, jaki często się zdarzał o tej porze roku, ale szybko się okazało, że sprawa jest nieco poważniejsza niż oboje by chcieli. Co prawda miał szczęście, że nie stracił życia jak Sprężysty Skok i Pochmurny Pysk - tej dwójce w żaden sposób nie dało się pomóc ze względu na wiek - ale nie zmieniało to faktu, że chorobą należało się zająć jak najszybciej i jak najlepiej.

- On dalej nie dopuszcza do siebie wiadomości, że potrzebuje pomocy? - zapytała z troską, przytulając się do niego bokiem, by okazać mu w ten sposób przyjacielskie wsparcie.

- Nie. A o ziołach na kaszel nawet nie chce słyszeć. Strasznie to z jego strony nieodpowiedzialne... - Westchnął ciężko. - Myślałem o tym, żeby poprosić któregoś z medyków z innych klanów, ale niezbyt mi się to uśmiecha. Do Klanu Słonecznika wolę się zbytnio nie zbliżać przez jakiś czas, do Klanu Grzmotu zresztą też po tym, co się stało z Wierzbowym Pazurem... Ciężko mi patrzeć na to jak go nie ma. - Zwiesił ponuro głowę. Paprociowy Ogon trąciła go nosem w policzek. - Więc chyba tylko Bylinowe Serce, ale... - Zamilkł. Westchnął jeszcze raz. Nie wiedział, czy powinien przeszkadzać medykowi, wciąż w pamięci mając ślepotę jego uczennicy. Pewnie wolał się skupić na niej zamiast pomagać, bądź co bądź, obcemu kocurowi.

- A kiedy macie to kolejne swoje spotkanie? Może wtedy zapytasz któregoś z nich?

- Prawie za cały księżyc. Nie wiem, czy mogę tyle czekać. Wiesz, porozmawiam o tym jeszcze z Roziskrzoną Gwiazdą. Może coś mi doradzi. Chociaż... On też wydaje się być taki... nieswój. Wiesz, Paprociowy Ogonie? Chyba jednak odłożę tę nornicę na stos. - Odsunął się od niej, by wziąć jedzenie w pyszczek i wyjść z legowiska. Paprociowy Ogon podążyła za nim. - Jakoś przestałem być głodny.

NiezapominajkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz