[ DWADZIEŚCIA CZTERY ]

545 28 15
                                    

- Chcę coś powiedzieć

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Chcę coś powiedzieć. - tata z uśmiechem wziął kieliszek szampana do ręki. Spojrzał na mnie. - Stello, jestem z ciebie dumny. - powiedział, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, między palcami obracając szyjką od swojego kieliszka i czując, jak dłoń Haka splata się z moją. - Pokonując Gideona, przypomniałaś nam, że nic nie rozdzieli nasze rodziny. - uśmiechnął się do mnie szeroko. - Wznieśmy więc toast. - uniósł swój kieliszek do góry. Emma i Regina także uniosły szampana do góry, Henry natomiast sok pomarańczowy, a Killian swoją niezawodną i słynną kolbę z rumem. - Za rodzinę. 

- Za rodzinę. - powiedzieliśmy wspólnie i stuknęliśmy się szkłem. 

Wypiłam całą zawartość duszkiem. Musujący alkohol przepłynął łagodnie przez moje gardło i momentalnie poczułam, że to jest zdecydowanie nie mój dzień. Wierciło mnie w żołądku, a zmęczenie przejmowało kontrolę do tego stopnia, że byłam gotowa usnąć tu i teraz nawet na tym krześle. 

Dzielnie się jednak trzymałam. 

Właściwie to nie mogłam przestać myśleć, co wydarzyło się nie całą godzinę temu. 

I to jednak byłam ja, nie Emma. 

Bitwa miała miejsce. 

Gideon zabrał miecz z czerwonym  rubinem na rękojeści. Widziałam w oddali swoją rodzinę. Było ciemno i ponuro, a ja byłam przerażona do granic możliwości. Wszystko było dokładnie tak, jak w wizji. 

Ale nie umarłam. 

Czy to koniec? Wizje przestaną mnie już nękać i będę mogła wrócić do normalności? Będę mogła dalej żyć i mieć swoje szczęśliwe zakończenie?

W myślach kotłowało mi się wiele pytań, na które nie znałam odpowiedzi i nie wiedziałam kto mógłby mi to wszystko wyjaśnić. 

Niby było po wszystkim, ale Gideon obiecał, że jeszcze spróbuje mnie zabić. 

Odpowiedziałam sobie sama. 

Zagrożenie nie minęło, ale póki co zamierzałam się cieszyć chwilą wytchnienia. 

- Dziękuję, tato. - uśmiechnęłam się lekko do ojca, położyłam kolano na krześle i usiadłam na swojej nodze. - Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak dobrze być w domu. - odetchnęłam. David położył mi dłoń na włosach i schylił się, by pocałować czule moją skroń. - A ty, jak się trzymasz? - zapytałam, gdy już się odsunął.

Nabrał powietrza do płuc.

- Szkoda, że nie jesteśmy w komplecie. 

- Nie martw się. Można powiedzieć, że odzyskałam przyszłość. Wy swoją też odzyskacie. - położyłam dłoń na jego ręce, która spoczywała luźno wzdłuż jego ciała. 

Pokiwał pewnie głową.

- Oczywiście, że tak. 

W ciągu kolejnych pół godziny moja rodzina się zmyła. 

HAPPILY EVER AFTER: To Hell And Back ¬ Killian Jones [3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz