Trzecia część książki "HAPPILY EVER AFTER ¬ Killian Jones".
Stella Mills pokonała swoj mrok, lecz ten zadał cios poniżej pasa i zadomowił się w ciele jej ukochanego.
Dziewczyna jest zdeterminowana, by zabrać Killiana z Podziemia i odzyskać ich szcz...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
- Stella... - wymamrotałem pod nosem imię, które przyszło mi do głowy, zaraz po przebudzeniu, chodź daleko było temu bełkotowi do imienia mojej żony.
Przewróciłem się na drugi bok i wyciągnąłem prawą rękę, by objąć dziewczynę, ale spotkałem się jedynie z chłodną, pomiętą pościelą.
Odchrząknąłem, chcąc pozbyć się porannej chrypki i palcami zacząłem pocierać kąciki oczu.
Ziewnąłem szeroko i otworzyłem oczy.
Od razu dotarło do mnie gdzie się znajdowałem, choć szczerze mówiąc nie pamiętałem, jak dokładnie się tu znalazłem.
Byłem na Jolly Rogerze w kapitańskiej kajucie, ale wieczorem, gdy zasypiałem na sto procent znajdowałem się w naszej sypialni w naszym domu.
Zmarszczyłem gęste brwi i podniosłem się do pozycji siedzącej, a prześcieradło stoczyło się z mojego nagiego ciała i zebrało się na moich udach.
- Stella? - zapytałem nieco głośniej i zamrugałem, chcąc rozejrzeć się po pomieszczeniu, licząc na to, że zaraz ją zobaczę.
- Zły sen? - usłyszałem kobiecy głos w kącie kajuty, który sprawił, że przebudziłem się od razu.
To na pewno nie był głos Stelli, tylko kogoś, kogo głosu nie słyszałem już przez ponad dwieście lat.
Otworzyłem szeroko oczy, a później je zamknąłem chcąc upewnić się, że to co widzę to jedynie omamy, albo przewidzenie.
Nic jednak z tego.
Milah była doskonale wyraźna, gdy stała przy niewielkim, okrągłym oknie, ubrana w białą koszule, gorset i wysokie spodnie. Jej włosy były rozpuszczone, a przednie pasemka były spięte do tyłu.
Patrzyła na mnie z czułym uśmiechem, jak i zmieszaniem.
- Milah? - wyjąkałem nieporadnie.
Zamrugałem po raz kolejny i machinalnie sięgnąłem lewą ręką do swojej twarzy.
Moja twarz nie spotkała się jednak z metalem, ani ostrzem haka, a ciepłą i zrogowaciałą dłonią idealnie podobną do tej prawej, na której lśniły pirackie pierścienie.
Wytrzeszczyłem oczy i przyłożyłem lewą dłoń do swojej twarzy chcąc przyjrzeć się jej dokładniej.
O co do czorta chodzi?
Czy ja dalej śniłem?
Pytałem się w myślach, podczas gdy żona Krokodyla nadal patrzyła na mnie ze ściągniętymi brwiami i ze zmartwieniem, które było idealnie widoczne na jej twarzy.
Zaczęła się do mnie powoli zbliżać, a ja machinalnie szarpnąłem za prześcieradło i wyciągnąłem w jej kierunku rękę, by nie zrobiła ani jednego kroku więcej.