13

254 6 0
                                    

Dzisiaj piątek, niby najlepszy dzień w tygodniu ale teraz chyba najgorszy, wizyta w kasynie. Nie grałem w pokera z rok więc boję się czy gang przeze mnie na niczym nie straci ale mam nadzieje że sobie w miarę poradzę. Koniec The Crips'ów będzie wtedy kiedy albo zwiną ich psy albo my ich zabijemy, osobiście wole tą drugą opcję. Byłem już ogarnięty, ubrałem czarne dżinsy z dziurami a do tego biały t-shirt adidasa  a w całym domu było jakoś dziwnie ciemno, rolety na oknach były zasunięte... nigdy nie są. Zacząłem się rozglądać po korytarzu ale nikogo nie było więc zszedłem ze schodów a ktoś od tyłu owinął rękę wokół mojej szyi, odrazu zacząłem się bronić i kopać napastnika który ostatecznie wylądował na podłodze. Kiedy zobaczyłem kogo skopałem, myślałem że skopię go jeszcze raz

- Carter, czy ciebie pojebało? - mój przyjaciel wstał z podłogi i zaczął się śmiać

- Szef mówił że mamy się przygotować w razie gdyby The Crips'i coś planowali - w końcu przestał się śmiać

- Po pierwsze odkryj te rolety a po drugie, popryskaj tu jakimś odświeżaczem bo jebie jak w melinie - przytakną i wykonał moją "prośbę"

Po kilku minutach przyrządziłem najtrudniejsze danie jakie umiem, płatki z mlekiem. W trakcie mojego jedzenia na dole pojawiła się reszta gangu, gadaliśmy w większości o dzisiejszym wydarzeniu a Ethan pierdolił o tym jaką laskę wczoraj zaliczył, w sumie pokazywał zdjęcia i nie jest taka zła. Bardziej mnie zastanawia czy gang przeze mnie dzisiaj nie straci reespect'u wśród innych bo tak naprawdę wszyscy liczą tylko na mnie pomimo tego że też są zajebiści w pokera

- Chłopaki tylko pamiętajcie że musicie się ładnie ubrać a nie jakieś dresy - pouczył nas szef

- To co, smoking mam założyć czy jak? - spytał Ethan

- Nie no bez przesady ale chociaż jakąś koszulę i marynarkę

- Dobrze że szef bierze pod uwagę to jak ja KOCHAM chodzić w marynarkach - powiedziałem ironicznie

- W dupie mam to czy lubisz czy nie, musimy się pokazać w tym kasynie

Już miałem dosyć słowa "kasyno" a i tak pewnie usłyszę je dzisiaj z 10 tysięcy razy

^*^

Przez to że od wejścia do szkoły kleiła się do mnie jedna laska jak na super glue to uległem jej bo nawet była niezła i zaliczyliśmy szybki numerek w kiblu żeby się odjebała, przynajmniej humor z rana mi się poprawił. Dziwne że nie czułem przy tym takiej przyjemności jak kiedyś, przez to że myślałem o innej osobie to też za bardzo nie mogłem się skupić na tamtej dziewczynie, kurde jak ona miała na imię. Siedziałem z przyjaciółmi na lunchu ale nie w całym składzie bo nie było Katherine, zacząłem się rozglądać po całym korytarzu aż w końcu zobaczyłem ją jak gada z... kurwa, Lorenzem. Wkurwiało mnie to jak się do niego uśmiechała, pod stołem zaciskałem pięści ze złości a na mojej twarzy widniała chęć mordu. Liam odchodząc od niej chciał pocałować ją w policzek jednak ona złapała jego twarz w dłonie i pocałowała go w usta, odwróciłem od nich wzrok bo nie miałem ochoty patrzeć na usta które wczoraj całowałem ja.

Pytanie, czy jestem zazdrosny? W chuj ale oczywiście powiem że ani trochę. W końcu odsunęli się od siebie a Kate zaczęła iść w naszą stronę uśmiechnięta od ucha do ucha

- Co ty taka szczęśliwa co? - spytał uśmiechnięty Marcus

- Bo umówiłam się na randkę - uśmiech ciągle nie znikał z jej twarzy

- Woah to pochwal się z kim - powiedziałem z sarkazmem

- Z Liam'em - denerwuje mnie ten uśmiech

He's not a good boyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz