[45] 𝐬𝐥𝐞𝐞𝐩𝐲𝐡𝐞𝐚𝐝

2K 135 226
                                    


Budzi mnie szturchnięcie w rękę.

— Zasnęłaś?

Otwieram powoli oczy, krzywiąc się nieznacznie przez światło zapalonych pod sufitem lamp i głośność jego głosu. Bolą mnie plecy, chyba nie była to zbyt dobra pozycja do snu, zwłaszcza bez poduszki. Kto normalny śpi bez poduszki...?

— Nie, tak sobie na chwilę umarłam i wróciłam z zaświatów — mamroczę, obracając się trochę, kiedy on siada obok mnie. — Gdzieś ty był? Czekałam na ciebie.

Przypominam sobie teraz jak długo leżałam na tej kanapie w oczekiwaniu na to, aż wróci. Godzinami. Co prawda nie umówiliśmy się na konkretny czas, ale myślałam, że przyjdzie; najwyraźniej się myliłam. Opadniętą z sił ręką najpierw zabieram z twarzy kosmyki swoich bezładnych włosów, a potem przecieram zaspane oczy, licząc chociaż na jakieś wyjaśnienie.

Peter pochyla się nisko, żeby mnie pocałować, ale obracam głowę.

— No weź... — zaczyna przekonującym tonem, takim, któremu zawsze ulegam. Specjalnie odwracam wzrok gdzieś na stolik w głębi salonu. — Okej. — Po ciężkim westchnięciu usadawia się jeszcze bliżej mnie. — Coś mi wypadło — mówi potulnie.

— Coś, jak chciałeś ode mnie odpocząć? Czy coś, jak... — milknę jednak szybko, bo po dokładniejszym przyjrzeniu się jego twarzy zauważam siniaka pod okiem. — Och. Takie coś.

Odruchowo dłonią dotyka policzka, kręcąc po tym głową.

— To tylko napad na sklep. A potem mały pościg, wywrotka, strzelanina... Zabrałem też w końcu trochę swoich rzeczy z mieszkania — zmienia celowo temat.  — Mam je w plecaku.

Nie wiem czemu myśli, że nie chcę rozmawiać o jego... zainteresowaniach, ale zbywam to w ciszy. Nie będę wypytywać milion razy, czy wszystko jest okej, bo poza tym siniakiem nic nie wskazuje na to, że coś poszło nie tak. Oddycha, rusza się, nie widać krwi. To najważniejsze. Nie jestem typem osoby, która zrobi mu przesłuchanie, czy coś.

Klepię go po nodze, ignorując odgłosy włączonego telewizora i zamykając znów oczy. Czeka chyba, aż się odezwę, a kiedy zamiast tego odwracam się na bok, plecami do niego, w intencjach mając próbę ponownego zaśnięcia, potrząsa mną lekko, kładąc mi rękę na boku.

— Co ty, znowu śpisz? — pyta zaskoczony moją reakcją.

— Nie urządzam ci imprezy powitalnej, więc tak, śpię, chłopcze. — Układam sobie dłoń pod policzkiem, nakrywając się szczelniej kocem. Sen jak dla mnie mógłby trwać znacznie dłużej niż jedną, krótką noc, a co dopiero drzemka. Ostatnio jestem zresztą bardziej zmęczona niż zwykle. — Idź się rozpakuj — mamroczę sennie i po tym pozostaję w zupełnym bezruchu.

Ale nie słyszę kroków. Zamiast tego Peter siedzi tak jeszcze z minutę, pewnie obserwując mój profil, Ta, cóż, miłego podziwiania. Serio staram się zasnąć, o co nie powinien mieć pretensji, choć wątpię, by on nie był teraz w jakimkolwiek stopniu wykończony. Pewnie sam niedługo padnie na łóżko i zaśnie jak dziecko.

...władze pozostają w szoku i odmawiają jakichkolwiek komentarzy, co może być skutkiem zwyczajnej niewiedzy na temat tego, jak doszło do ataku na budynek rządowy...

— F.R.I.D.A.Y.? — mówi niepewnie Peter. — Wyłącz to.

— Nie ma jej — odpowiadam tak cicho i niewyraźnie, że sama ledwo rozumiem co wychodzi mi przez gardło. — Tony gdzieś z nią poleciał, jest zajęta. Musiałam iść po pilot, wyobrażasz sobie?

LOVELY ➵ spider-man fanfiction part twoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz