[44] 𝐠𝐨 𝐛𝐚𝐜𝐤 𝐭𝐨 𝐭𝐡𝐞 𝐜𝐥𝐨𝐬𝐞𝐭

2.2K 137 523
                                    

Uderzam pięścią w drzwi, ignorując trzęsące się ręce. Żaden dźwięk nie dochodzi do moich uszu, jednak nie poddaję się, uderzając dalej, aż wreszcie po trzydziestu sekundach słyszę kroki i chłopaka wołającego, że już idzie. Nie brzmi zbyt entuzjastycznie.

Przekręca zamek, a potem naciska na klamkę, stając w progu apartamentu ze zmierzwionymi włosami, jego głowa sięga prawie górnej części framugi. Opuszcza ją w końcu, zauważając mnie.

— MATKO PRZENAJŚWIĘTSZA.

— Wystarczy Millie.

Szerokie ramiona zgarniają mnie do uścisku tak mocnego, że czuję jak prawie zgniata mi żebra, podnosząc do góry. Przytulając mnie tak stoi na wycieraczce, pachnie drogimi perfumami. Tęskniłam za tą żyrafą. Nie próbuję nawet złapać oddechu, dopóki chłopak nie odstawia mnie na ziemię, uśmiechając się już szeroko, jakby w te parę sekund jego nastrój zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, a kiedy odwzajemniam uśmiech, kładzie dłonie po bokach swojej głowy, widocznie zszokowany.

— Żyjesz! — zaczyna roześmiany, patrząc na mnie błyszczącymi, zielonymi oczami, które ostatni raz widziałam w telewizji. Pomimo luźnego stroju i tak wygląda jakoś dziwnie elegancko, nawet z tymi rozczochranymi włosami i w pomarańczowych skarpetkach. — O, jak dobrze. — Wyraźnie mu ulżyło. — Nie sprawdzałem na Twitterze, czy cię znaleźli, bo bałem się, że...

— Jest okej, nie straciłam nerki ani nic — zapewniam pogodnie, przypominając sobie wczorajszą rozmowę z Nedem. Miał mnóstwo scenariuszy na to, co mogło mi się stać, bo Peter nie mógł informować go o szczegółach mojego zniknięcia, a Betty też wykazała się niezłą wyobraźnią, opowiadając mi co jej chodziło po głowie. Jutro idziemy razem na lody, nadrobimy trochę zaległości.

Noah kładzie dłonie na biodrach, gapiąc się na mnie z niedowierzaniem. To miły widok.

— W mordę jeża, gdzieś ty była? — pyta kręcąc głową. Wzruszam na to lekko ramionami i zakładam za ucho kosmyk włosów.

— Tu i tam.

Łatwiej byłoby chyba wymienić miejsca, w których nie byłam. To była całkiem niezła wycieczka, nie to co te szkolne z Harringtonem i jedną nocą w hotelu. Będzie co wspominać. Właściwie już wczoraj śniły mi się niektóre zapamiętane rzeczy; było kolorowo jak na koszmar, a przynajmniej, no cóż, dopóki nie obudziłam się cała rozpalona, z oddechem jak po dwugodzinnym wuefie. A pomijając rzymskie uliczki, kalifornijskie plaże i filipińskie lasy, ten idiota śnił mi się pierwszy raz.

Noah nic się nie zmienił, jest chyba tylko jakiś zmęczony, ma trochę zaczerwienione oczy, bardziej niż zwykle wychudzoną twarz. Dalej jest tym samym wysokim wygadanym chłopakiem, którego poznałam dziesięć miesięcy temu. Tak samo przystojny, tak samo zabawny, tak samo świetny. No i ten sam akcent, który uwielbiam.

— Opowiadaj, siostro, ze wszystkimi szczegółami — żąda chłopak, przeczesując ręką czarne włosy i patrząc na mnie z szokiem. — A Peter wie, że wróciłaś? — pyta szybko. — Oj, ten to nie miał bez ciebie łatwo. Tylko daruj sobie sarkazm, mówię poważnie, zresztą te wasze głupie...

— Ta, mój chłopak wie, że wróciłam, żyję i mam się świetnie — odpowiadam z dumą, parskając na widok jego miny.

— Chłopak! Ha! — Satysfakcja w jego głosie i przyciągnięciu do siebie zaciśniętej pięści jest przezabawna. — Jeszcze niedawno mówiła, że nie chce go widzieć na oczy, a teraz wróciła po dwóch miesiącach i zrzuca na mnie coś takiego... Jak mu się udało cię odzyskać?

— W sumie to nie musiał nic robić — wzruszam ramionami. — Po prostu zdałam sobie sprawę, że nie mogę bez niego żyć i tyle.

— Czyli nasz kujon wreszcie będzie mógł zaliczyć — wzdycha czarnowłosy z teatralną ulgą, na co wymierzam cios w jego klatkę piersiową.

LOVELY ➵ spider-man fanfiction part twoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz