jak zajebiecie tu komentarzami to jutro wstawie kolejny
— Chcę zgłosić przestępstwo.
Akurat udało mi się niepostrzeżenie wyjąć mój telefon, więc korzystam z pierwszej okazji, nerwowo uderzając podeszwą adidasa o ziemię na parterze w najwyższym budynku w centrum.
— Anonimowo?
Spoglądam przez ramię na chłopaka, w którego rzuciłam swoim plecakiem, zanim pospiesznie oddaliłam się na parę metrów. Obracam znów głowę, ustawiona plecami do niego.
— Nie. Właściwie zostało już zgłoszone, ale muszę przyznać się do...
— To tylko taki żart! — Peter wyrywa mi telefon z ręki i przytrzymuje z dala ode mnie, przy swoim uchu. — Przepraszam za marnowanie waszego czasu. Ee, miłego dnia.
Po rozłączeniu się chowa go do plecaka, który zarzuca na plecy, patrząc na mnie z góry, jakbym zrobiła coś złego. Zaplatam ręce na piersi. Jasne, że wyraża głęboki sprzeciw, to w końcu mój chłopak. Zabiłby dla mnie. Poleciał za mną na drugi koniec świata. Ubóstwia mnie (zresztą z wzajemnością).
W skrócie; nie pozwoli mi odejść.
— Na pewno jest jakieś logiczne wyjaśnienie na to wszystko — próbuje nieśmiało, patrząc wciąż na mnie przez maskę. Po parterze budynku, który nazywam domem, kręci się paru agentów. Najwyraźniej nie tylko moje wakacje ktoś postanowił spieprzyć.
Jeśli Parker zacznie zasłaniać prawdę wymyśloną logiką, której i tak nie wymyśli, bo takowa nie istnieje, będę musiała stawić większy opór. Nie chcę się z nim kłócić. Już i tak boli mnie mózg i serce i dłonie, które stale nerwowo zaciskam w pięści, prawie wyłamując sobie palce.
I to nie tak, że chcę wierzyć w to wyjaśnienie. Nie chcę w żadnym wypadku. To nie zmienia faktu, że stała się tragedia, która może powtórzyć się jeszcze w najgorszym momencie, z najgorszym wyborem w osobie. Chciałabym móc pozwolić mu się przekonać, że to bujda, żadnego narzędzia zbrodni w moim samochodzie nie było, a Noah zaraz wejdzie przez frontowe drzwi i rozgada się o zakupach albo zacznie plotkować. Byłoby tak perfekcyjnie łatwo.
— Szukałam mordercy — odpowiadam łamiącym się co drugie słowo głosem. Czuję, jakby kończył mi się czas, jakby w każdej sekundzie miała stać się kolejna tragedia. — I zgadnij co? Znalazłam go, proszę bardzo, stoi przed tobą!
— Nie! — upiera się, tupiąc nogą. — Nie i tyle.
Udziela mi się załamanie nerwowe, więc teraz oboje je przeżywamy, mówiąc do siebie jakbyśmy próbowali zrozumieć się w innym języku, w tempie szybszym niż pozwala mi na to mój mózg.
— Co "nie"? — wyrzucam, podchodząc o krok. — Spójrz na fakty! To okropne, wiem o tym, myślisz, że nie? Ale to niczego nie zmienia.
— Zmienia, bo masz wybór — usiłuje do mnie dotrzeć.
— Tak? Tak, mam wybór; dać się zamknąć albo żyć ze sobą wiedząc, że powybijałam wszystkich swoich bliskich.
Łapie się za głowę, chwiejąc lekko na piętach w przód i tył.
— Nie wiemy tego, nic nie wiemy...
— Peter — wchodzę mu w zdanie błagając — nie możesz zabronić mi o ciebie zadbać.
— Dbaj o mnie do woli w domu, ja...
— Tak trudno ci zrozumieć, że nie chcę cię zabić? — prawie na niego krzyczę.
CZYTASZ
LOVELY ➵ spider-man fanfiction part two
Fanfiction❝PRZESTAŃ SIĘ DO MNIE KLEIĆ❞ Gdzie dzieciaki próbują dorosnąć, wszechświat robi wszystko, by im w tym przeszkodzić, a Nowy Jork przestaje być taki przyjazny jaki mógł się wydawać. [PART TWO] cover by: alexrove...