[28] 𝐭𝐢𝐧𝐠𝐥𝐞

2K 199 452
                                    


proszę o aktywnosc kochani x




PETER

Dzieje się z nią coś dziwnego.

Zwykle nie narzekam na zmiany, zwłaszcza te dobre, a te chyba takie są, przynajmniej dla niej, ale czuję się z tym strasznie dziwnie i jednocześnie niewłaściwie. Już na lotnisku zauważyłem, że ubrała się zupełnie inaczej niż zwykle. Wczoraj pewnie sporo wypiła, co też już od jakiegoś czasu zaczęło mnie niepokoić, a ja z początku tłumaczyłem sobie jej niecodzienną nieuprzejmość kacem. No tak, tyle, że po doleceniu na miejsce nic w jej zachowaniu nie uległo zmianie. Wcale nie chce się ze mną przyjaźnić, chyba nawet kolegować. Traktuje mnie jak powietrze, a kiedy przychodzę do niej z pomocą przy taszczeniu bagaży, kolejnymi tabletkami czy zwyczajnym poprawieniu jej humoru, mówi mi tylko, żebym się odczepił. Nie chce mojego towarzystwa, nie chce nawet, żebym na nią patrzył.

— Dziewczyny czasem tak mają — słyszę głos Neda dochodzący ze sporej pokojowej łazienki, a potem widzę jak wychodzi z niej w białym szlafroku, patrząc na mnie jak na zupełne dziecko. — Może chce trochę odpocząć, a później jej się to zmieni.

— Nic jej się nie zmieni.

Leżąc na plecach na wielkim łóżku, które tylko przypomina mi o tym, jak inaczej Millie postępuje od kiedy tutaj przylecieliśmy, odwzajemniam spojrzenie bardziej smętnie, patrząc na niego ze zwieszoną głową do góry nogami.

A, zapomniałem wspomnieć. To ona załatwiła nam ten wielki, drogi hotel z żyrandolami i innymi bogackimi ozdobami, bo ten, który mieliśmy wynajęty, mało komu przypadł do gustu. Więc tak, nie było z tym większego problemu, Harrington tylko trochę się posprzeczał, ale teraz wszyscy uczestnicy wycieczki zdecydowanie stoją po jej stronie, jeśli wcześniej nie stali. Nie to, że mamy jakieś strony. No może trochę.

— Nie może być aż tak źle — mówi Ned powoli, wzdychając przy tym głęboko i stając przy łóżku.

Przewracam się na brzuch, podpierając twarz na dłoniach, a łokcie o materac.

— Ned, ona zapłaciła komuś tylko po to, żeby koło mnie nie siedzieć.

Czy poczułem się wtedy jak zwykły śmieć? Zdecydowanie. Czy mam jej to za złe? Nie, ani trochę. Byłem wobec niej nie fair, po raz kolejny zresztą, tylko trochę szkoda, że obok mnie usadziła jakąś obcą dziewczynę, która pół drogi przespała na moim ramieniu, a drugie pół się do mnie śliniła. Nie to, żebym zrozumiał cokolwiek, co do mnie mówiła, bo była Francuzką, ale brzmiała na bardzo zadowoloną z sytuacji, w jakiej się znalazła. W przeciwieństwie do mnie. Wielokrotnie obracałem się i sprawdzałem tylne siedzenia, chyba trochę odruchowo, a Millie po prostu słodko spała na ramieniu Campbella. Na jego ramieniu. Chłopaka, którego zna kilka miesięcy, chociaż to ja byłem przy niej zawsze od ponad półtora roku.

Wiem, że nie będziemy razem, że ją straciłem, ale coś we mnie nie potrafi odpuścić choćbym bardzo chciał. Nie jestem gotowy.

— Okej, jest źle. Jest bardzo źle, to chciałeś usłyszeć?

— Nie — stękam cicho, uderzając nagle twarzą w pościel. Mam ochotę iść do niej do pokoju, gdziekolwiek jest, i poprosić, żeby przyjęła mnie na noc. Mogę spać pod drzwiami albo na dywanie, albo w nogach. Pewnie jej współlokatorki trochę by marudziły, ale przynajmniej zasnąłbym spokojnie tej nocy.

LOVELY ➵ spider-man fanfiction part twoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz