9

44 9 2
                                    

Zmierzam do szkoły pierwszego dnia po przerwie. Idę sam, bo przyjechałem dopiero na drugą lekcję, gdyż zaspałem. Nie mogłem zasnąć, chyba zbytnio denerwowałem się powrotem do szkoły. Pomimo tabletek na uspokojenie i tak jestem rozdygotany. Staram się wytłumaczyć sobie, że to wszystko jest już nieistotne, bo mam większy plan co do swojej osoby i tym powinienem tylko się przejmować, ale jakoś organizm nie chce mnie słychać i funduje mi panikę.

Dzień w szkole mija jednak łagodniej niż zakładałem. Parę niewygodnych pytań, częste krępujące spojrzenia i kilka uszczypliwych tekstów za moimi plecami. Odniosłem także wrażenie, że Mazur celowo unikał mnie. Po lekcjach wracam na stacje PKP okrężną drogą. Chcę wrócić sam i pozwolić sobie na to, żeby dotarło do mnie, że już mam ten najtrudniejszy dzień za sobą i będzie z górki tylko.

Po drodze trafiam na grupę miejscowych uczniów, ale nie znam ich osobiście. Gdy mijam się z nimi jeden z nich zwraca się do reszty:

-Ej patrzcie, to ten typ co u Mazura na kanale był!- te słowa powodują we mnie spięcie i strach przed jakąkolwiek integracją z nimi.

-Ty rzeczywiście. Ej typie, czekaj chwile- staram się nie reagować i iść dalej.

-Czekajcie zaraz mu pocisnę i zobaczymy czy znów go sparaliżuje haha- i w tej chwili uświadamiam sobie, że mogę zareagować tak jak bym chciał. Już przecież nie muszę brać relacji z innymi do głowy tak jak kiedyś, bo mają mnie one nie obchodzić.

-Ej typki! Wyjebane mam na wasze pociski- odwracam się do nich i obserwuję reakcje. Teraz oni wyglądają na trochę sparaliżowanych co mnie bardziej podbudowuje.

Jeden z nich w końcu się odzywa- gość chyba przeszedł jakiś kurs samoobrony i ciętej riposty, gdy obsrany siedział w domu.

- Odpierdolcie się! Nie chcę mi się tracić czasu na pierdolenie głupot z wami- odwracam się i ruszam dalej.

- Czekaj ziomek teraz to musimy sobie wyjaśnić co nie co- słyszę jak jeden z nich podbiega do mnie po czym chwyta mnie za bark i próbuje szarpnąć do tylu. W pełni automatycznie odwracając się do niego wymierzam mu strzała idealnie w szczękę. Gość natychmiast pada na bruk. Dostrzegam, już teraz zszokowany tym co się stało, że jest trochę przymroczony. Rzucam spanikowane spojrzenie na resztę grupy i po chwili dzięki partyzantowi w klatkę piersiową ja również znajduję się na glebie. Słyszę ich wrzaski i zaczynam odczuwać kopnięcia na ciele. Instynktownie zwijam się w kłębek jak przy ataku dzikich psów. Jęczę z bólu i w mojej głowie przemyka myśl, że warto by najbardziej chronić twarz, żeby nie było widać śladów wpierdolu. Nagle jeden z nich klęka na kolanie obok mnie i wyprowadza cios pięścią prosto w lewe oko. Już moje jęki są prawie niesłyszalne i przez palce dłoni dostrzegam, że jemu podobna myśl co do mojej przeszła po głowie i nie kontynuuje obijania mi mordy. On zaczyna wykrzykiwać, że już starczy i odciągać resztę. Ostatnie zetknięcia ich drogiego markowego obuwia z moim kręgosłupem i żebrami, po czym odchodzą w pośpiechu.

Cała sytuacja zdarzyła się w bocznej uliczce, gdzie były raczej nikłe szanse, żeby ktoś to mógł zobaczyć, jedynie dało się usłyszeć wrzaski rozchodzące się parę ulic dalej. Widocznie nikt zbytnio się tym nie zainteresował, bo leżę dłuższą chwile na tym chodniku i brak żywej duszy w pobliżu. Cieszy mnie to w jakiś sposób, że mogę być teraz sam. Ból zaczyna ustępować albo moje ciało oswaja się z nim, aż w końcu całkowicie zostaję zagłuszony przez radość ogarniającą mnie. „Co za irracjonalna reakcja!" Wstaję, wypluwam krew z rozciętych ust, które pokaleczyły mi moje zęby i powolnym krokiem zmierzam do pobliskiej ławki. Rozsiadam się na niej i wyciągam elektryka „dobrze kurwa, że nie potłukli szkiełka". Palę i rozpływam się w uczuciu niesamowitej ulgi i euforii. Nie wiem, czy po prostu potrzebny był mi wpierdol, czy to przez to, że pierwszy raz tak zareagowałem na zaczepki.

Wracam późniejszym autobusem. Zdążyłem już w miarę się ogarnąć i przemieszczając się po domu ukrywam podbite oko, ale wiem, że przydałoby się to zakamuflować.Pomyślałem, że w kosmetykach mamy mogę coś znaleźć przydatnego. Biorę ukradkiem tubkę, na której widnieje napis "Total cover". Metodą prób i błędów udaje mi się pokryć fioletową skórę zawartością tubki. Cały wieczór prawie nie rozmyślam o tym zdarzeniu co nastąpiło po lekcjach, tylko podczas treningu do autohipnozy atakują mnie flashbacki tak realne, że znowu zaczynam odczuwać ból. Dopiero pod prysznicem spostrzegam, że ta ich przekopka zostawiła sporo śladów na całym moim ciele. „Na szczęście żebra nie połamane haha" powiedziałem sam do siebie i spojrzałem z dumą w lustro.

NOWA PERSONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz