Połowa września

126 13 15
                                    

1. 2 miesiące wcześniej

Ja pierdole, to już! – pierwsze słowa, które pojawiają się w mojej głowie, gdy ten pieprzony budzik wyrywa mnie ze snu.

Odczuwam fizyczny ból, nie wiem czy to przez dźwięk budzika czy to moje ciało domaga się większej ilości snu, a przecież spałem te minimalne 6 godzin. Szkoda, że nie jestem w stanie zapomnieć moich pobudek, tak jak wątku imprezy gdy urwie mi film.

„Chrzanić nudności i ból mięśni", podnoszę głowę i widzę na stoliku obok łóżka rozlany olejek, włączony laptop i pusty e-papieros. Stawiając stopę na podłodze trafiam na pustą paczkę po chipsach.Nawet nie próbuję myśleć o posprzątaniu tego pierdolnika, i tak zostało mi tylko 30 minut do autobusu.

„Teraz tylko szybka toaleta i wmuszenie w siebie śniadania wraz z kawą."

Dochodzę do przystanku, słyszę nadjeżdżający autobus a Marcela nie widać. „Czyżby znowu odpuścił sobie szkołę? Ten to ma dobrze..."

Po wejściu do autobusu znowu mam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą. Za każdym razem tłumaczę sobie, że nie jestem pępkiem świata, ale te tłumaczenia nic nie dają. I tak czuję przeszywające spojrzenia na sobie.Słyszę „siema Grzybek", podnoszę głowę i sprawnie udaję się na tył autobusu, aby przywitać się ze znajomymi. „Boże, czemu nie potrafię wyrazić w jakikolwiek sposób mojej niechęci do tego pseudonimu." Standardowo wita ich mój nieszczery uśmiech.

Dzień w szkole mija szybko, może to przez to, że jestem tak zamulony, że połowy nawet nie rejestruję. Nie chce mi się znowu wcielać w życie mojego ambitnego planu bycia towarzyskim i zabawnym. Gdy patrzę na innych, wychodzi im to naturalnie, może dlatego, że nie zależy im na tym tak jak mi.

Wracam do domu. Matka na bank była już w moim pokoju i muszę się przygotować na wykład o utrzymywaniu porządku. „Może pora samemu nauczyć się robić pranie, zacząć zamykać drzwi pokoju na klucz i kazać się odczepić.."Niee, to niemożliwe przy mojej nadopiekuńczej rodzicielce."

Po wykładzie zakończonym kłótnią jem kolacje. Podczas posiłku dostaję smsa od Marcela z pytaniem czy idę zapalić.Odpisuję, że zaraz będę.

Marcel już czeka na mnie za bramą. Dość wysoki, szczupły gość o długich, brązowych włosach, przystrzyżonych a'la Keanu Reeves opiera się o przęsło ogrodzenia i pogwizduje.

Ma na sobie kremową, luźną koszulę uszytą z grubych nici. Dopasowana kamizelka z zamszowej skóry w jakiś sposób trzyma ten jutowy worek z guzikami w ryzach. Na lewej ręce nosi bransoletę, chyba wykonaną ze starego paska wojskowego. Komfort i swobodę, którą ceni sobie bardzo zapewniają mu szerokie, oliwkowe ortaliony z adidasa, ze złotymi pasami i oczywiście ulubione skórzane trzewiki z przebiegiem większym niż niejeden pasat b4 kursujący na Rosję.

Idziemy polną drogą, po lewej stronie rozciągają się pola uprawne wraz z pastwiskami, a po prawej dzikie łąki i las, który ma swój początek na bagnie obok drogi. Słonce powoli zachodzi i zaczyna pokazywać się mgła a ja stwierdzam, że to wszystko wygląda naprawdę zjawiskowo.

-Jak myślisz, ile czasu minie zanim grafika w grach będzie w stanie oddać ten klimat i atmosferę co tu teraz mamy? - pytam Marcela.

Marcek zaskoczony moim pytaniem „z dupy" zastanawia się chwilę, bierze głęboki wdech nosem i odpowiada:

-na to wszystko jak to teraz odczuwasz nie wpływa tylko wzrok, ale też cała reszta zmysłów. Nie miałoby to takiej mocy gdybyś nie słyszał dźwięków otoczenia, nie czuł zapachu unoszącego się w powietrzu oraz chłodu na skórze

-no ok, ale gdybym zobaczył ten obraz na dobrej jakości tapecie poczułbym to

-tak, ale moim zdaniem to indywidualna kwestia odbiorcy, a nie talentu grafików. Pocztówka z polskiej wsi nie wzbudzi takich emocji na Chińczyku jak na takim wieśniaczku jak ty haha

-ty wieśniaku, czemu nie było cie w szkole? Pewnie rypałeś cały dzień w jakieś przeglądarkowe gówno, gdzie grafika ma najmniejsze znaczenie

- sprawy rodzinne, byłem zajęty cały dzień - Marcel urwał szybko.

Przypomniałem sobie, że nie lubi jak pytam o takie sprawy. Pochodzi z biednej rodziny, niektórzy mówią, że z patoli. Ja wolałbym myśleć, że nie jest tak źle i to tylko niepowodzenie finansowe. Jednak gdy widzę jego pijanego ojca, który wraca spod sklepu oparty o rower, charchającego na całą drogę i mruczącego coś pod nosem, przyznaję im trochę racji.

Nastąpiła chwila ciszy.

Drepczemy dalej w milczeniu, ja co chwilę zaciągam się e-papierosem i wypuszczam smugę pachnącą jak cukierki arbuzowe. Marcel z kolei odpala skręta z cygaretki. Pewnie zakosił dla ojca. Nieraz proponowałem, że możemy dzielić się e-fajką i nie musi się narażać u starego, ale za każdym razem odmawiał i stwierdzał, że woli stary dobry tytoń, a ryzyko tylko poprawia smak papierosa.

Co racja to racja, palenie w ukryciu przed rodzicami, gdy nie było się pełnoletnim dawało więcej frajdy. Tylko ciągle wysłuchuje, że ta chemia to gorsza od zwykłych papierosów, a tak w ogóle nie powinno się wcale palić ( słowa matki, choć sama popala), ojciec jest całkowicie przeciwny papierosom. U dziadków, gdy dorastał był nadmiar papierosów i innych używek i żadne z nas nie odważy się przy nim zapalić, choć on wie o naszych przerwach jak w reklamie kit kata. Zastanawia mnie właśnie czemu nikt nie reklamuje papierosów „czas na przerwę, czas na malborska". Może tak jest, bo w tv w ogóle nie widuje reklam wyrobów tytoniowych..

Nagle Marcel wykrzykuje:

-Ej Grzybek, jutro piąteczek, piątunio! - chcąc chyba przerwać nasz niemy marsz co wzbudza we mnie irytacje do potęgi drugiej.

- A pieprz się! – odpowiadam. - W dupie mam takie piąteczki, jak w sobotę do roboty i dobrze wiesz jak nie znoszę tej ksywki ty perfidna łajzo.

- Hahahaha.

Jego śmiech pełen satysfakcji jeszcze bardziej mnie wnerwia, co on dostrzega i uspokaja się, po czym następuje lekcja filozofii życiowej według Marceliusza.

- Od dziecka, gdy tylko włosy były dość już gęste żeby utworzyć dorodnego prawdziwka na twojej głowie nie zmieniłeś fryzury.

- Wiesz dobrze, że mam z tym problem! Matka wbiła mi do głowy tą fryzurę dosłownie i w przenośni.

Jak byłem jeszcze dzieckiem wiele razy chciałem inaczej się ostrzyc, na co moja matka reagowała taką dezaprobatą, że nie miałem wyjścia. Teraz nawet jak ona sugeruje jakąś zmianę, nie potrafię... Zmiana fryzury jest dla mnie jak wyskoczenie przez okno ze „strefy komfortu".

- I masz też problem z powiedzeniem komukolwiek oprócz mnie, że grzyba to mogą sobie w dupę zapakować Panie Tomku. – wyrwał mnie z myśli Marcel. - A do pracy też cie nikt nie zmusza batem. Zarobisz dnióweczkę i kaska się zgadza. Ja palę zakoszone skręty, a ty możesz popalać sobie olejek nawet o smaku czarnych trufli i na dobrą sobotnią czapę też ci nie zabraknie. Na czym również skorzystają twoi nieświadomi grzybowej awersji koledzy. Więc podsumowując, twoje własne decyzje i działania doprowadziły do takiego stanu rzeczy.

Jego morały choć może powinny doprowadzić do sparingu między nami, uspokajają mnie. Chyba dlatego, że w zupełności muszę się z nimi zgodzić..

NOWA PERSONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz