Budzę się po 10 z pustynią w gębie. Idę szukać czegoś w płynie, niezawierającego alko. Po łapczywym wypiciu połowy butelki napoju wieloowocowego zaczynam ogarniać co się dzieje.. „Cholera jasna, gdzie jest ta zboczona laska? Nie widziałem jej obok jak wstałem". Przechadzam się po domku, szukając jej i witam się z „powstańcami". Landy ani śladu. Nie do końca rozumiem o co chodzi. Biorę puszkę piwa, żeby wyprzedzić zbliżającego się kac mordercę. Siadam na pawiowym tarasie, żeby zapalić i pomyśleć. W skażonej toksynami głowie rodzi się myśl, że akcja z Landryną mogła mi się przyśnić.
Do wieczora zajmuję się lekkim piciem, lekką pomocą przy sprzątaniu i luźnymi rozmowami z pozostałymi na domku. Miałem też przyjemność kłócić się z matką przez telefon. Obiecałem, że wrócę do 12, a argumenty, że musiałem pomóc w sprzątaniu nie złagodziły jej pretensji. Zauważyłem ciekawą sprawę.. gdy pije się drugi dzień na kaca człowiek jest tak przyjemnie zniszczony i wszystko mu wisi, więc rozmowa z matką nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Gdy wracam na chatę, czuję już tzw. piasek w oczach. W domu całe szczęście nikt nie chce ze mną gadać, więc biorę szybki prysznic, butelka wody wypita na siłę, witamina c i w kimę.
Następnego dnia budzę się po 9 (ponad 13 godzin snu) i czuję się bardzo kiepsko. Plan na niedzielę wygląda następująco: nie dopuścić, żeby kac zjadł mi psyche.. Najlepszym sposobem będzie zamkniecie się w pokoju, a do tego będę potrzebował jakiegoś pożywienia. W pokoju mam jakieś chipsy, ale to nie wystarczy. Udaję się do kuchni i całe szczęście nie ma nikogo w domu. Biorę szybko masło, cebulę, ser, ketchup, kromki chleba i 2 banany ( witaminki ważna sprawa). Spojrzałem na czajnik wychodząc i zamarzyłem o gorącej herbacie, aby uruchomić żołądek po piciu, ale wiem, że nie mogę ryzykować czekając, aż woda się zagotuje, w każdej chwili któryś z rodziców może wejść do domu. Zdaję sobie sprawę, że śmieszne to może być z boku, ale naprawdę odczuwam strach przed kontaktem z kimkolwiek. Nie ma opcji, że zaloguję się na fb, a telefon w tryb samolotowy. Gdy zamykam się w pokoju na klucz odczuwam lekka ulgę.
Po trzech godzinach zaczęło się. Kac to dżentelmen w garniturze z zimnym wyrazem twarzy i idealnie uczesanymi włosami (krytyk kulinarny czy coś). Siedzi w półmroku w eleganckiej restauracji. Nikogo tam więcej nie ma. Czerwony obrus i czarne krzesła. Na stole posrebrzana taca, a na niej mój mózg. Zaczyna delikatnie, lekko nacinając korę mózgową „ Ja pierniczę, czemu znowu się schlałem jak świnia" wkłada kawałek do ust i lekko się uśmiecha „I jeszcze te ćpanie" (kac po ćpaniu ma jeszcze większą siłę), zaczyna przeżuwać„ tańczyłem jak pojeb, na bank dziewczyny miały mnie dość" następny kawałek odkrają szybszym ruchem „ A ta landryna?! Czy to naprawdę się zdarzyło?" już nie przeżuwa, tylko połyka w całości „boże, jeśli to było naprawdę to ona przecież widziała jak rzygam. Co jeśli nas ktoś widział?! Będą ploty" zaczyna kroić bardzo szybko i połykać jeden za drugim „Będą się śmiać ze mnie. Na bank ktoś już dzwonił albo pisał do mnie w tej sprawie" wyrzuca sztućce na podłogę i chwyta mózg rękoma „Nie! Czemu ja to robię moim rodzicom?!" i wgryza się w niego „Tak bardzo ich zawiodłem i tylko problemy im stwarzam" wyszarpuje duży kęs „Przecież oni mieli tak ciężko w dzieciństwie i chcą jak najlepiej dla mnie, a ja sram tylko na to wszystko!" połyka i znowu się wgryza i znowu i znowu „Kurwaaa! Ja już nie chcę, nigdy więcej! Nigdy! Obiecuję. Niech to się skończy, a będę lepszym synem, lepszym człowiekiem. Wyjdę na prostą!".
Szybki wyskok z zapoconego łóżka i bach dwie tabletki na uspokojenie do gardła.
![](https://img.wattpad.com/cover/241778541-288-k679840.jpg)
CZYTASZ
NOWA PERSONA
General FictionNiezadowolony z życia nastolatek próbuje wywołać u siebie objawy osobowości mnogiej