Wrogość

785 47 5
                                    

Harry patrzył w przygnębieniu na swoje nogi, które zwisały z brzegu łóżka. Minęły już niemal dwa tygodnie, odkąd został przyjęty do Skrzydła Szpitalnego, i chociaż wolno mu było się po nim poruszać, nie był pewien, czy w ogóle czuje się lepiej. Kiedy pani Pomfrey po raz pierwszy pozwoliła mu wstać, Remus pomógł mu dojść do toalety; chociaż Harry był mu wdzięczny, czuł też olbrzymie zakłopotanie na myśl o tym, że potrzebuje pomocy przy tak prostej czynności jak chodzenie. Remus przez całą drogę pewną ręką trzymał go za ramię, a potem zaczekał na zewnątrz, by pomóc Harry'emu wrócić do łóżka.

Chłopiec był wdzięczny, że nikt nie męczy go przynajmniej nieustającymi pytaniami o samopoczucie; Remus czekał po prostu, aż Harry sam dojdzie do siebie i był w pobliżu, jeśli jego pomoc mogła się okazać przydatna. To było dziwne uczucie – mieć przy sobie kogoś, na kogo można zawsze liczyć, nawet w najprostszych sprawach. Niestety nie powinien się do tego przyzwyczajać, bo wkrótce znów będzie zdany wyłącznie na siebie; Moody, Tonks i Remus za kilka minut zabiorą go do Dursley'ów i Harry zastanawiał się, jak ma wracać do zdrowia, skoro ciotka i wuj na pewno zaprzęgną go do pracy gdy tylko znów pojawi się u nich w domu. Pani Pomfrey dała mu listę nakazów i zakazów, których miał ściśle przestrzegać, i wynikało z nich jasno, że musi unikać każdego większego wysiłku. Harry wywrócił oczami; jasne, Dursley'owie na pewno pozwolą mu się lenić! A Stworek jest uroczy.

Dumbledore powiedział Harry'emu, że osobiście rozmawiał z Petunią i Vernonem – poinformował ich o zaistniałej sytuacji i zażądał, by mieli na niego oko. Harry szczerze wątpił, by zamierzali to robić; zapewne nie interesowało ich nawet, że niemal zginął! Ale skoro dyrektor postanowił odesłać go do wujostwa, to Harry musiał sobie jakoś u nich poradzić; był jednak pewien, że będzie to bardzo nieprzyjemna wizyta.

Ron i Hermiona często go odwiedzali, podobnie jak pani Weasley i bliźniaki. Remus był obecny niemal codziennie; miał jednak zwyczaj znikać na parę godzin, a gdy wracał, za każdym razem był coraz bardziej przygnębiony. Wszyscy robili, co mogli, by podnieść go na duchu i odciągnąć jego myśli od powrotu na Privet Drive, ale Harry zauważył, że jego umysł często „odpływał" sam z siebie; ciężko było mu skupić się na tym, co mówili do niego inni – ich głosy zbliżały się i oddalały, jak dźwięk ze źle ustawionego radia. Czuł się tak, jakby otaczała go biała mgła, podobnie jak wtedy, gdy zbliżali się dementorzy, i odcinała go od zewnętrznego świata, zazwyczaj dopóki zaniepokojony Remus nie wyrwał go z tego „zamyślenia". Poppy twierdziła oczywiście, że to normalne i że z czasem mu przejdzie.

To tylko dwa tygodnie, Harry. - zapewnił pokrzepiająco Lupin i uśmiechnął się obserwując Harry'ego ze swojego krzesła. Chłopiec podniósł głowę i zmarszczył brwi próbując coś sobie przypomnieć.

- Ile? - spytał. - Dumbledore powiedział, że tylko tydzień!

Remus pokręcił głową; w jego oczach błysnęło coś, czego Harry nie był w stanie rozpoznać.

- Dyrektor uważa, że lepiej będzie, jeśli pozostaniesz tam tydzień dłużej – będziemy wtedy mieli pewność, że ochronne zaklęcia krwi nie mogą być naruszone.

- Świetnie. - mruknął Harry i przesunął palcami po swojej nowej bliźnie; była inna, niż błyskawica na czole – wystająca, napuchnięta... brzydka. Kolejny dowód na to, że Voldemort niemal pozbawił go życia...

- Czas na nas, Harry. - powiedział nagle Remus wstając. Harry zerknął za niego i zobaczył burzę różowych włosów na głowie Tonks, a obok niej – onieśmielającą postać Szalonookiego Moody'ego. Tonks potknęła się na progu Skrzydła Szpitalnego i, uśmiechnięta od ucha do ucha, podeszła, by przywitać się z Remusem. Harry zauważył ciemny rumieniec na jego twarzy, gdy ściskał dziewczynę, i ukrył swój uśmieszek.

 Harry Potter I Wewnętrzny wróg Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz