Bitwa

309 21 7
                                    

Powietrze wdarło się do płuc Harry'ego gwałtownym wdechem i sprawiło, że zaczęły piec jak oblane kwasem. Kolejny oddech nie był już jednak tak trudny do zaczerpnięcia, a trzeci okazał się jeszcze łatwiejszy; gdzieś w okolicy żołądka chłopiec poczuł dziwne mrowienie, więc wyciągnął drżącą rękę by sprawdzić, skąd się wzięło, ale ktoś powstrzymał go w połowie drogi.

- Harry!

Chłopiec otworzył oczy z zaskakującą łatwością. Las był pogrążony w ciemności, ale przed oczyma Harry'ego unosiło się jakieś dziwne światełko; odpędził je zirytowanym machnięciem ręki.

- Możesz odpowiedzieć?

Chłopiec przesunął się nieco i zamrugał, by przystosować wzrok do otoczenia; Dumbledore stał nad nim, a jaskrawe światło wypływało z końca jego różdżki; Remus klęczał u jego boku ze zmarszczonymi brwiami, a nieco za nimi znajdował się Snape, który wyglądał tak koszmarnie, jak Harry się czuł.

- T-tak - wymamrotał drżącym głosem. - Nic mi nie jest.

Remus wydał głębokie westchnienie ulgi i przygarnął go do siebie.

- Co się stało? - zapytał chłopiec pozwalając Lupinowi i dyrektorowi podnieść się na nogi; zatoczył się lekko i dopiero po chwili jego głowa oprzytomniała na tyle, by mógł stać bez niczyjej pomocy.

- Bellatrix pchnęła cię sztyletem - odpowiedział mu Remus; Harry skinął głową przypominając sobie jak przez mgłę czyste szaleństwo w jej oczach.

- Umarłem - stwierdził; pospiesznie obejrzał się przez ramię na Snape'a, który wciąż stał za nimi, i w zaciekawieniu zmrużył oczy. Dumbledore zauważył spojrzenia, które wymienili, i pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Wieczysta Przysięga... - mruknął.

Brwi Remusa powędrowały do góry.

- Co takiego? - zapytał patrząc po kolei na nich wszystkich.

- Odkrycie przez ciebie prawdy było tylko kwestią czasu - stwierdził Snape znużonym tonem. Lupin zerknął na Harry'ego oczekując potwierdzenia tych słów.

- On złożył Wieczystą Przysięgę mojej mamie - przyznał chłopiec cicho. - Że utrzyma mnie przy życiu.

Widać było, że Remus chce coś powiedzieć, ale nie był w stanie wydobyć z siebie głosu; odwrócił się do Mistrza Eliksirów i obaj mężczyźni patrzyli na siebie w milczeniu przez kilka chwil. Mina Snape'a nie zdradzała jego myśli, ale było w tej niemej konwersacji coś, co zaintrygowało Harry'ego. W końcu Snape i Lupin odwrócili wzrok; twarz Remusa nabrała dziwnie melancholijnego wyrazu.

- Musimy się ruszyć - powiedział sztywno. - Zakon na nas czeka.

- Gdzie Kingsley? - zapytał Harry, kiedy Remus złapał go za łokieć i pociągnął w stronę okrągłej przesieki, na której drzew było o wiele mniej.

- Nie przeżył - odparł cicho Snape. Harry poczuł, jak jego pierś zaciska się w poczuciu winy, ale Mistrz Eliksirów odwrócił się do niego szybko. - Teraz nie ma na to czasu - stwierdził surowo. - Przyjdzie moment na żałobę po tych, których straciliśmy, ale teraz mamy na głowie o wiele ważniejsze sprawy.

Chłopiec z żalem zdał sobie sprawę z tego, że jego nauczyciel ma rację; choć z każdą sekundą poczucie winy się nasilało, zepchnął je na obrzeża świadomości – musiał się skupić.

Właśnie zaczynał się zastanawiać, gdzie się wszyscy podziali, gdy całe jego ciało przeniknęło mrowienie, które przyprawiło go o gęsią skórkę. Zatrzymał się na moment, niepewny, co to znaczy, ale Remus popchnął go do przodu i nagle polankę wypełniła gromada ludzi. Chłopiec uniósł w zdumieniu brwi.

 Harry Potter I Wewnętrzny wróg Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz