Wciąż wśród żywych

311 18 0
                                    

Remus siedział samotnie w Skrzydle Szpitalnym. W ciągu ostatnich kilku godzin ludzie przychodzili i odchodzili, niektórzy z tak straszliwie zrozpaczonymi minami, że mężczyzna nie był nawet w stanie na nich patrzeć; nie odrywał oczu od ciała, które leżało na łóżku obok niego. Na początku siedzieli z nim również Hermiona, Ginny, Molly i Artur Weasley. Nikt się nie odzywał; tylko Hermiona wstawała od czasu do czasu, by podejść do łóżka, na którym leżał Snape, lub tego, na którym spoczywało ciało Dumbledore'a, ale przez cały ten czas milczała. Z błoni docierały czasem odgłosy świętowania, ale natychmiast mieszały się z panującą żałobą; nikt nie wiedział właściwie, jak się zachowywać; Dumbledore zginął – jak ma dalej funkcjonować czarodziejska społeczność? Od czego zacząć odbudowę zniszczonego wojną świata?

Prorok Codzienny nie opublikował gazety tego dnia; nawet Minister Magii nie wiedział, co dalej robić.

Poppy Pomfrey stała przez jakiś czas w kącie sali chlipiąc w chusteczkę, ale w końcu zniknęła w swoim gabinecie i zostawiła Remusa sam na sam z własnymi myślami. Słońce wznosiło się coraz wyżej na niebie; jego promienie przenikały przez szpary między zasłonami i oświetlały bladą twarz Harry'ego. Lupin westchnął ciężko i przeczesał dłonią włosy chłopca.

- Twoja matka powiedziała, że muszę się pożegnać - powiedział do niego cicho; zaśmiał się i potrząsnął głową. - Przecież ty nawet nie słyszysz moich słów! Jak mam się z tobą pożegnać, gdy nie mogę nawet liczyć na jakąkolwiek odpowiedź? - znów westchnął i pochylił głowę pozwalając w końcu łzom swobodnie płynąć po policzkach. - Proszę cię, Harry - szepnął łapiąc chłopca za rękę. - Wciąż zostało w tobie trochę siły do walki, czuję to!

Drzwi wejściowe do Skrzydła Szpitalnego otworzyły się powoli i pojawiła się w nich Tonks; jej twarz była cała pokryta zranieniami, a ona sama wciąż utykała, ale ogólnie wydawała się być w całkiem niezłym stanie. Nie pozwoliła, by Poppy się nią zajęła mówiąc, że kilka ran i siniaków jest niczym w porównaniu ze śmiercią tylu ludzi, i że jej ciało bez problemu wyleczy się samo.

- Remus - odezwała się cicho podchodząc do Lupina i kładąc rękę na jego ramieniu. - Musisz się trochę przespać.

- Jak mam się z nim pożegnać? - wyszeptał mężczyzna spoglądając na nią. - To jest Harry! Przetrwał tak wiele... - znów odwrócił się twarzą do łóżka. - Nie miałeś odejść w ten sposób. To nie tak miało być!

- Remus, proszę - powtórzyła Tonks. - Harry wciąż tu będzie, nikt nie zamierza go przenosić ani nawet dotykać, dopóki nie będziesz gotowy, ale musisz odpocząć.

Lupin przetarł twarz rękoma i w końcu wstał chwiejnie na nogi. Jeszcze raz spojrzał na Harry'ego i już miał odejść, gdy nagle ciało chłopca przeszedł dreszcz. Remus zatrzymał się w pół kroku i pociągnął Tonks za rękę, którą trzymał w swojej dłoni.

- O co chodzi? - zapytała dziewczyna.

- On... on się poruszył; jego ciało... drgnęło.

Oczy Tonks wypełniły łzy.

- Siedziałeś przy nim bardzo długo - szepnęła. - To normalne, że...

Nie zdążyła dokończyć zdania; jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia, kiedy też zauważyła dreszcz przenikający ciało Harry'ego, tym razem o wiele silniejszy. Remus podbiegł do łóżka, niemal wywracając po drodze swoje krzesło, i złapał chłopca za ramiona.

 Harry Potter I Wewnętrzny wróg Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz