Rozdział 24: Poddała się, kiedy tylko mnie zobaczyła.

1K 71 1
                                    


Dotknąłem głowy, czując pulsujący i nieznośny ból. Otworzyłem powoli oczy i zaraz je zamknąłem. Pełno światła - nie znosiłem tego.

— Louis? Skarbie? Słyszysz mnie?

Kiwnąłem głową i poczułem jak łapie mnie za rękę.

— Wasza wysokość....

— Czy z dziećmi wszystko dobrze? — zapytałem, automatycznie otwierając oczy i kładąc drugą rękę na brzuch. — Co się stało? Z dziećmi wszystko dobrze?

Harry i lekarz spojrzeli na siebie.

— Z dziećmi wszystko dobrze. Lekarz waszej wysokości wszystko sprawdził. Są zdrowe i silne, nie ma co się martwić. Jednak...

Ścisnąłem dłoń Harrego, jak przypomniałem sobie, co stało się dzisiaj rano... Albo kilka godzin temu? Nie wiedziałem, która jest godzina.

— Czy... Czy...

— Oddychaj, skarbie. Zaraz ci wszystko powiemy.

Przytaknąłem i wziąłem głęboki wdech. To nie mogła być prawda. To musiał być jakiś chory sen. Zagryzłem wargę, czekając, aż w końcu coś powiedzą. Lekarz i Harry patrzeli na siebie, aż w końcu Styles westchnął i obrócił się do mnie. Kiwnął głową, przez co spojrzałem na lekarza.

— Pańska matka... Zgon nastąpił o ósmej trzydzieści siedem. Strażnik, który pilnował drzwi, usłyszał dziwne dźwięki ze środka. Natychmiast udał się po-

— Po mnie. Chciał obudzić cię, ale już nie spałem. Poszedłem tam i zadzwoniłem od razu po lekarza. Luke zaczął ją reanimować, dopóki nie przyjechał pan doktor... Czekał przed drzwiami z innymi. On też próbował, ale już nic nie dało rady — powiedział. — Wczoraj była tam moja mama, dawała jej kartkę i długopis. Napisała do ciebie... List. Jak będziesz gotowy to...

Milczałem. Nie wiedziałem nawet, czy opłacało się płakać. Moja matka z góry zakładała śmierć. Poddała się, kiedy tylko mnie zobaczyła. Gdybym tylko nie zgodził się na to spotkanie... Nie. Nie mogłem tak myśleć. To była jej decyzja. Ona tego chciała.

— Znajdź mi tę marną podróbkę alfy. Znajdź mi tego skurwiela, który zostawił moją matkę, kiedy tylko go potrzebowała.

— Nie możesz się dener-

— A czy ja ci mówię, co ty masz robić?! Proszę cię, znajdź mi tego skurwiela, zanim ja to zrobię. Chcę z nim tylko porozmawiać.

Zgodził się, ale widziałem, że mi nie wierzył. Skrzywiłem się na ból głowy, ale to mnie nie powstrzymało, aby wstać z łóżka.

— Wasza wysokość, proszę leżeć!

— Nie! Nie będę leżeć.

— Louis, ten jeden raz posłuchaj lekarza — poprosił Harry, a ja usiadłem na łóżku. — Potrzebujesz coś?

— Tak. Chciałbym porozmawiać na osobności z Luke. Poproszę.

Harry wstał i bez słowa wyszedł. Lekarz przez chwilę patrzył na mnie bez słowa i westchnął.

— Bardzo mi przykro z powodu mamy.

— Oczywiście.

Wyszedł i wreszcie odetchnąłem. Nie mogłem uwierzyć w to, że moja mama odeszła. Nie chciałem płakać. Bardzo tego nie chciałem. Szybko otarłem policzki, jak usłyszałem otwieranie drzwi. Spojrzałem w tamtą stronę. Harry wstał z nieciekawą miną, a obok niego Luke.

— Daj nam tylko dziesięć minut, Hazz, dobrze? Dziesięć minut.

— Ale ani minuty dłużej — powiedział i oddalił się od drzwi.

— Zamknij je, proszę.

Zrobił to i podszedł bliżej. Poklepałem obok siebie miejsce. W mojej głowie stworzył się plan. W prawdzie nie wiedziałem, czy ta marna podróbka alfy będzie ubiegać się o prawa dla dzieci. Omega miała większe prawa dla dzieci niż alfa. Moja matka przekazała je mnie. Nie miał też ze mną szans na drodze sądowej. Miałem papiery podpisane przez moją matkę, miałem najlepszych prawników za sobą i miałem Harrego, który potwierdzi moją wersję wydarzeń. Tak samo, jak matka bruneta, Luke. Nie chciałem odbierać mu widzenia się z dziećmi. Jednak to, że zostawił moją matkę, pokazało jego dojrzałość, a raczej jej brak.

— O co chodzi? — zapytał, a ja się uśmiechnąłem. — Zaczynam się bać.

— To nic strasznego. Dzisiaj jeszcze będę odpoczywać, ale jutro wracam do obowiązków. Pójdziesz do mojego gabinetu, a na stoliku leży teczka z dokumentami Lottie albo Adama, nie chowałem ich jeszcze. Znajdź imię i nazwisko, adres, cokolwiek, po czym można znaleźć tę alfę. I to jeszcze dzisiaj. Chcę go w swoim gabinecie jutro, najpóźniej pojutrze. Zrozumiano?

— Ale...

— Trzeba poinformować go o śmierci jego żony, o brak jakichkolwiek praw do dzieci, jak i o tym, kiedy chce się z nimi spotykać. Poza tym będę miał jeszcze jedną prośbę, ale to jutro.

— Zrobię co w mojej mocy, aby ściągnąć go do jutra.

— Dziękuję, Luke.

Drzwi otworzyły się z małym hukiem i zobaczyłem uśmiechniętego Harrego.

— Dziesięć minut minęło!

Beside you (larry) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz