Rozdział 25: Prędzej czy później rząd się do mnie przyczepi.

1K 66 0
                                    


— Na pewno chcesz tam iść?

Spojrzałem na Harrego. Byłem już zirytowany do samego końca. Wszystkie nasze wspólne spotkania zostały przeniesione na kolejny dzień. Spotkanie z byłą alfą mojej matki miałem jutro. Harry oczywiście jeszcze nic nie wiedział. Trzymałem go w niepewności i chciałem mu powiedzieć dopiero następnego dnia. Wiedziałem, że namawiałby mnie na to, abym się z nim nie spotykał. Jednak ja musiałem to zrobić.

— Tak, Harry. Chcę tam iść. Tylko musisz mi pomóc ubrać spodnie. Te z niskim stanem. Możesz mi jeszcze poszukać tę obszerną koszulę.

— A może dam ci swoją?

— A zapnę się na brzuchu? Mam go coraz większy! — powiedziałem i uśmiechnąłem się do niego. — Będziesz też musiał mi pomóc się ubrać. I wsiadanie i wysiadanie z samochodu też mi pewnie kiepsko pójdzie. I boję się. Co, jeśli się zbłaźnię?

— Nie mów takich rzeczy, Lou. Wszystko pójdzie idealnie, kochanie. Teraz chodź tutaj. Ubierzemy cię i będziemy mogli wychodzić.

Po dziesięciu minutach wyszliśmy z naszej sypialni. Już nie przeszkadzały te ciekawskie i pełne zazdrości spojrzeń innych omeg czy innych pracowników. Długo mi zajęło to, abym zaakceptował to wszystko. Wszystko przeszło mi po rozmowie z Luke. Nie chciałem denerwować Harrego takimi rzeczami. Luke był naprawdę dobrym przyjacielem.

— Louis! — usłyszałem krzyk Nialla. Obróciłem się i uśmiechnąłem. — Mogę zająć ci dosłownie trzy minuty?

Spojrzałem na Harrego, który kiwnął głową.

— O co chodzi?

— Miałem ci przekazać od Luke, że udało mu się i jutro o pierwszej. Jakkolwiek to brzmi, to brzmiał na bardzo dumnego, więc nie wiem, co musiało to być. Zresztą, nieważne. I jest mi bardzo przykro z powodu twojej mamy — powiedział i mocno mnie przytulił. — Mimo wszystko, powinna walczyć, ale to była jej decyzja. I Luke mówił coś, że chciałeś wyjść na miasto... Nie wiem, co sądzi o tym Harry, ale...

— Nie zgadzam się! Pod żadnym pozorem nie!

— A to niby dlaczego mi to zabraniasz?! — zapytałem, zerkając na niego. — Ciąża to nie choroba!

— Nie jest, ale jak jest się w ciąży z trojaczkami to owszem. Trzeba szczególnie uważać, pilnować cię. Powinieneś leżeć.

— Sam sobie leż taki kawałek czasu. Sam mówiłeś, że powinienem pokazywać się w mieście, więc o co teraz ci chodzi?

— Martwię się. Porozmawiamy o tym, jak będziemy wracać do pałacu. Teraz naprawdę się spieszymy. Porozmawiamy później sobie o tym, co Luke miał do załatwienia. Nie podoba mi się to. Na razie, Niall!

Pokiwałem mu i zostałem pociągnięty z Harrym. Starałem się nadążać, ale nie dałem rady. Pociągnąłem go do tyłu.

— Nie nadążam. Możesz zwolnić? Nie mam takich długich nóg jak ty.

— Wybacz, zapomniałem.

Prychnąłem pod nosem i ziewnąłem. Hazz parsknął śmiechem i przyciągnął mnie do siebie. Wiedziałem, że zaraz zacznie wywód o tym, że chciałem iść zmęczony na "jakieś" spotkania. Długo odwlekałem publiczne wyjście przez to, jak koszmarnie się czułem. Teraz też nie czułem się zbyt dobrze, ale to było przez stratę mamy. Nie miałem wyjścia.

— Na pewno chcesz iść?

— Harry, bo naprawdę zaraz wybuchnę. Tak, czuję się koszmarnie i chcę mi się płakać, ale nie mam wyjścia. Od ślubu minęło tyle czasu, a ja nie wychyliłem nosa poza pałac. Przed ślubem również. Prędzej czy później rząd się do mnie przyczepi. Zróbmy to, teraz. Jutro nie będę miał na to czasu. Czeka na mnie sterta listów i e-maili na poczcie.

— Jak przyjedziemy, to zjemy obiad, przygotuje ci ciepłą kąpiel, zrelaksujesz się, a później obejrzymy coś z dzieciakami i nakarmię cię czekoladą oraz borówkami, co ty na to?

— Znakomicie, a teraz chodź. Chcę już tam pojechać.

Droga do samochodu nie zajęła nam długo. Za to droga na pierwsze miejsce bardzo mi się dłużyła. Przysnęło mi się trochę, więc nie musiałem się nudzić. Harry robił coś na telefonie, a ja nie chciałem mu zbyt mocno przeszkadzać marudzeniem. Obudził mnie, dopiero kiedy musieliśmy wysiadać. Natychmiast się rozbudziłem i poprawiłem marynarkę, i koszulę. Wziąłem głęboki wdech i wyszedłem z pomocą bruneta. Stresowałem się bardzo mocno, ale po kilku pytaniach, uśmiechach i poznaniu kilku osób poszło gładko. Każdy nam gratulował, a ja z uśmiechem przyjmowałem te gratulacje. Na szczęście z pałacu nikt nie wydał, że moja matka zmarła. Musiałem porozmawiać z Harrym na temat pogrzebu, czy cokolwiek już załatwił. Obawiałem się, że nie dałbym rady pójść na niego.

Po paru godzinach wróciliśmy do pałacu. Byłem tak zmęczony i głodny, że zjadłbym cokolwiek, co tylko by mi podali, ale nie na tyle, abym zmusił siebie do znienawidzonej brukselki.

Zjadłem naprawdę bardzo szybko obiadokolację. Harry śmiał się i mówił, abym przypadkiem nie zaczął się krztusić. Przewracałem na to oczy. On i te jego śmieszne żarciki.

W sypialni mieliśmy mały komitet powitalny. Ashley i Nick szli na swoich małych nóżkach prosto do mnie. Opiekunki uśmiechały się, widząc ich postępy. Sam byłem wniebowzięty, ale niestety nie mogłem wziąć ich na ręce. Mogli tylko przytulać się do moich nóg i brzucha. Lottie też powitała mnie przytuleniem, a Adam głośnym śmiechem. Oddałem mu swoją marynarkę, którą od razu chwycił. Coraz bardziej zastanawiałem się, co zrobić, gdy Adam zacznie mówić. Będzie szedł za bliźniakami i na sto procent będzie chciał mówić "mama". Lottie nie była już taka mała, aby wpoić jej do głowy to, aby nazywała mnie "mamą".

— Uszykuję ci kąpiel, co ty na to?

— Przecież mi to obiecałeś — powiedziałem, opierając się o niego. — Zmieniłeś już zdanie?

— Oczywiście, że nie. Idź po wygodniejsze ubrania, uszykuję kąpiel i powiesz mi, co cię trapi i o co chodziło Niallowi.

Pokręciłem głową, ale posłusznie poszedłem do garderoby. Wziąłem pierwsze, lepsze ubrania. Wygodne dresy i sweter Harrego były moim najlepszym, i najwygodniejszym ubiorem. Wróciłem do łazienki, kiedy zakręcał wodę. Pomógł mi się rozebrać i wejść do wanny. Sam usiadł obok niej i szeroko się uśmiechnął.

— A ty nie wchodzisz?

— Tak lepiej będzie mi się z tobą rozmawiać i patrzeć na ciebie — powiedział, a ja poczułem ciepło na policzkach. — Teraz opowiadaj.

— Jakiś czas temu zapytałem się Luke, czy nie wie, kiedy będzie Niall w pałacu. Chciałem się dowiedzieć, czy wypuści mnie do miasta. Obaj macie fioła na punkcie... Nie ważne. Zapomniałem o tym. Najwyraźniej Luke pamiętał.

— A o co chodzi z jutrem?

— Umówiłem się na spotkanie z byłą alfą mamy. Muszę dowiedzieć się parę rzeczy, takie jak czy będzie chciał się widzieć ze swoimi dziećmi — powiedziałem i westchnąłem. — Mamy też wspólny problem, skarbie. Adam dorasta, bliźniaki też. Już mówią na mnie mama, a Adam będzie się od nich uczyć. Co mam zrobić? Lottie jest już na tyle duża, że jeszcze pamięta mamę. Co będzie później?

Sam westchnął i oparł się o wannę.

— Nie wiem, skarbie. Może po prostu dajmy temu czas? Lottie jeszcze pamięta mamę. Będzie dorastać i nie będzie jej pamiętać. Kiedy dorosną, zawsze można im powiedzieć, że jesteś ich tylko prawnym opiekunem, bo tak chciała wasza matka.

— Masz rację. Damy temu czas.

Beside you (larry) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz