Rozdział 27: Też chcę posłuchać ich serduszek.

1K 62 5
                                    


Po rozmowie z byłym partnerem mojej mamy, poczułem się jeszcze gorzej. Wprost mi powiedział, że nie żałował tego, że od niej odszedł i nie zamierzał się widywać z bachorami. Mnie było to na rękę, a później Luke z Calumem wyrzucili go z pałacu. Skorzystałem z okazji i uciekłem do biblioteki. Nie wiedziałem, co miałem o tym myśleć. Wymazać go totalnie z życia Lottie i Adama? To było praktycznie niemożliwe. Oni mieli prawo poznać, kto był ich biologicznym ojcem.

Czułem też złość Harrego, ale chciałem pobyć chwilę sam. Ta "chwila" przedłużyła się o parę godzin. Przysnąłem na fotelu. Nie mogłem na to nic poradzić. Zdarzało mi się to od pewnego czasu. Mogłem zasypiać w różnych miejscach. Podniosłem się powoli i ruszyłem do wyjścia. Już przy drzwiach słyszałem hałas; krzyki i bieganie. Westchnąłem. Hazz znowu podniósł alarm. Otworzyłem drzwi i postarałem się niezauważalny dotrzeć do sypialni. Poznałem już na tyle dobrze pałac, że wiedziałem, gdzie były "tajemne przejścia". W sypialni też nikogo nie było. Wyciągnąłem batona z szuflady i razem z nim (znowu skrótami) przeszedłem do gabinetu. Byłem mocno opóźniony w odpisywaniu na listy. Westchnąłem, kiedy opadłem na wygodniejszy fotel niż ten w bibliotece. Byłem ciekawy, po jakim czasie, Harry bądź ktokolwiek zorientuje się, że tutaj byłem.

Musiałem naprawdę długo czekać. Nie spodziewałem się, że koło ósmej Luke wpadnie do mojego gabinetu i trzaśnie drzwiami, zamykając go. Usiadł na kanapie i schował twarz w dłonie. Usłyszałem szloch, przez co odłożyłem długopis na biurko.

— Co się stało? — Zapytałem w końcu.

Podniósł szybko głowę.

— Louis, kurwa mać! Cały pałac cię szuka, a ty sobie tutaj siedzisz?!

— Po rozmowie z tym czymś, co definiuje się jako alfa, poszedłem do biblioteki, zasnąłem tam i obudziłem się nie dawno. Byłem nawet w sypialni i poszedłem tutaj. Jak mogliście mnie nie zauważyć? Aż taki mały jestem?

— Nie ruszaj się stąd. Idę po Harrego!

Wybiegł, a ja zaśmiałem się głośno i otworzyłem batona. Dokończyłem odpisywać na ten list, napisałem adres i zakleiłem je. Dziękowałem wszystkim bóstwom, że znaczki miałem naklejone wcześniej. Tym razem długo nie czekałem. Harry wpadł niczym tornado do środka i spojrzał na mnie. Odetchnął z ulgą i w trzech krokach znalazł się przy mnie.

— Gdzie ty byłeś przez taki czas?! Luke!! Przynieść mu dużą porcję kolacji, borówki, gorzką czekoladę i herbatę malinową!

— Tak jest!

Zaśmiałem się z ich zachowania. Odłożyłem batona i oparłem się o fotel.

— Teraz mów. Gdzie byłeś? Wiesz, jak ja się martwiłem? Bardzo się martwiłem!

— Po spotkaniu z nim poszedłem do biblioteki. Chciałem pobyć chwilę sam i pomyśleć, ale mi się zasnęło. Jak się obudziłem, to poszedłem... Skrótami do sypialni, a później tutaj.

— Louis... Nie mogłeś iść korytarzami? — zapytał. — Nawet nie wiesz, jaki zdenerwowany byłem! Postawiłem cały pałac na nogi! Najwidoczniej zapomnieli o bibliotece. Dzwoniłem też dużo razy, ale później znalazłem telefon na biurku.

— Muszę pamiętać o telefonie. Nie wziąłem go. Przepraszam. Byłem wściekły na tego dupka. Gdybym tylko mógł, przywaliłbym mu drugi raz!

— Drugi raz?

— Poprosiłem Luke, aby mu przywalił. Skoro ja nie mogę się zbyt mocno ruszyć... To on to zrobił! Stwierdził, że mu się należało i rozumie.

Harry jęknął z rozpaczą i po chwili zaczął się śmiać. Wzruszyłem ramionami, ponownie biorąc batona. Zjadłem go, zanim przyszedł Luke. Ten postawił przede mną tacę pełną jedzenia, a Calum za nim kubek i nalał mi herbatę z dzbanka. Istne królewskie traktowanie.

— Więcej tak nie rób, bo normalnie cię zabiję! Luke zszedł prawie na zawał! — powiedział Calum i pociągnął blondyna za sobą. Przewróciłem oczami. — Ja mówię serio!

Wziąłem się najpierw za jedzenie borówek. One były takie pyszne. Najlepsze co jadłem. Mógłbym je jeść na każdy posiłek albo przez cały dzień. Później musiałem zjeść coś pożywnego. Styles cały czas mnie pilnował i jadłem po jego czujnym okiem.

— Może mi powiesz, co ten... Dupek ci nagadał? — zapytał, kiedy skończyłem jeść. — Skoro opanowała cię taka wściekłość, że zasnąłeś...

— Powiedział, że nie żałuje odejścia od mojej matki, ale jest mu bardzo przykro z powodu jej śmierci. Nigdy się nie połączyli, choć ona na to nalegała. Może dlatego Adam był dopiero po dwóch latach. Nie chce mieć z nimi kontaktu. Nie będzie się ubiegać o nic, bo wie, że jestem na takim miejsce, że mógłbym zniszczyć go dwoma słowami. No i stwierdził, że mu się należało. Nawet gdyby dostał drugi raz, to by się nie zdziwił. Aaa... Już ci to mówiłem, nieważne. I tyle. Jedną sprawę mamy mniej. Za pięć dni kolejna wizyta, pamiętasz?

— Pamiętam, skarbie. Nie mogę się doczekać. Też chcę posłuchać ich serduszek.

Beside you (larry) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz