Rozdział 9: Kochamy cię, wróć jak najszybciej i daj mi buzi na do widzenia!

1.4K 77 2
                                    

Matka bruneta okazała się naprawdę niesamowicie sympatyczną kobietą, która od razu przytuliła mnie i zapewniła, że już dawno jestem w rodzinie. Ani słowem nie wspomniała o tych miesiącach poszukiwań. Byłem jej naprawdę wdzięczny za to i uwielbiałem ją. Miała strasznie zaraźliwy uśmiech i wesołe oczy. Przesiedziałem z nią pół dnia i tematy rozmów nam się nie kończyły. Nie wypytałem jej o królestwo czy inne sprawy związane z tym. Wiedziałem, że to mógł być bardzo wrażliwy i bolesny temat. Szczególnie, że stosukowo niedawno zmarł jej mąż, a zarazem król. A ona oddała stanowisko synowi, który przysiągł znaleźć omegę w ciągu roku. Wiele razy przez to został zraniony. Aż w końcu trafił na mnie, a ja zwyczajnie spanikowałem. Teraz nie zamierzałem nigdzie uciekać. Wiedziałem, co mnie czekało, ale chciałem tego, jak jeszcze nigdy w życiu. Szczególnie, że sen Nicka poprawił się do nie do poznania. Straż była tylko kilka razy. Nie budził się z płaczem. To mogło też wiązać się z tym, że Harry był szczęśliwy i spokojny. To była ta specjalnie i niesamowita więź pomiędzy alfami. W końcu Hazz mógł dumnie unosić głowę - ego pierwotny syn okazał się alfą, a córka omegą. Było to na tyle rzadko spotykane - bliźniacy, w dodatku parka i jeszcze alfa oraz omega. Był bardziej niż dumny.

— Słońce?

Otworzyłem leniwie oczy i spojrzałem na Harrego. Był ubrany typowo wyjściowy sposób. Zrobiłem skwaszoną minę, a później zerknąłem na szczenięta.

— Hmmm? I po cichu. Maluchy tutaj śpią. Są przykryci.

Wskazałem na kołdrę w miejsce, gdzie spały te dwa małe szkraby. Ucinały sobie codzienną drzemkę przed obiadem. Przy okazji, ja też mogłem. Byłem już do tego przyzwyczajony.

— Muszę wyjść na parę godzin. Królewskie sprawy wzywają. Jak wrócę, mają być krawcowe. Musimy...

— Wiem, kochanie, wiem — powiedziałem i ziewnąłem. — Uprzedzając twoje wszystkie pytania. Tak, damy sobie radę, nie musisz się martwić. Będę miał wszystko pod kontrolą. Pewnie zasnę za chwilę albo jak tylko wyjdziesz. Obudzę się, jak tylko oni się obudzą. Od ciebie zależ, ile chcesz straży pod drzwiami. Kochamy cię, wróć jak najszybciej i daj mi buzi na do widzenia! 

Zaśmiałem się cicho z jego miny, a on posłusznie podszedł i pocałował mnie. Zerknął jeszcze na maluchy i uśmiechnął się. Poprawił jeszcze nam kołdrę.

— Może wrócę zanim się obudzicie. Śpijcie dobrze. Też was kocham.

Pocałował mnie jeszcze raz, a później czółka naszych dzieci. Z każdą minutą po jego wyjściu, czułem coraz mniej zapachu. Przytuliłem się do drzwi i zamknąłem oczy. Nie mogłem długo zasnąć. Pierwszy raz mi się tak zdarzyło. Myślałem zbyt dużo i byłem zwyczajnie przerażony niektórymi czasami. Nie byliśmy nawet narzeczeństwem i mocno się martwiłem, jak zareaguje na to ludzie, rząd, rada... Wszyscy dookoła. Powinienem porozmawiać o tym z Harrym, ale nie chciałem też naciskać. Sam mówił, że wszystko w swoim czasie. Powinien wiedzieć co dla nas będzie najlepsze. Jednak czułem ten cholerny obowiązek. Gdzieś w środku dusiło mnie, abym dokończył parowanie z Stylesem, i połączył się po raz trzeci, ostatni i najważniejszy raz. Już po drugim połączeniu czułem mocne przywiązanie i bałem się też, co będzie po trzecim. Mimo wszystkiego, chciałem tego. Chciałem tego jak cholera i ta myśl mnie tylko nakręcała. Miałem zostać jego mężem. Przyjąć jego nazwisko. Ashley i Nick też mieli być Styles.

Dzieci spały naprawdę bardzo długo. Sam zasnąłem, ale tylko na moment. Bałem się zostawić ich na łóżku samych, więc z niecierpliwością czekałem na ich pobudkę albo przyjście Harrego. Dzisiaj miał wrócić też Niall. Byłem ciekawy, co to była za ważna rzecz, która go zatrzymała. Domyślałem się, że to mogła być ruja. Zazwyczaj mieliśmy w tym samym czasie. Mieszkaliśmy razem i to zazwyczaj się działo, dwa albo trzy dni wcześniej niż moja gorączka. Niall w tym czasie wyjeżdżał, a później wracał idealnie w dzień mojej gorączki. Tylko raz zdarzyło się, że musiałem zająć się maluchami. To była tylko nasza wilcza strona i mówiło się trudno. Musiałem to musiałem. Po znalezieniu partnera bardzo mocno przechodziło się gorączkę czy ruję. Było to zbyt intensywne i chęć partnera była cholernie wielka. Nie wiedziałem, jak to przeżyłem.

Rozbudziłem sie na dobre, kiedy poczułem zapach Harrego. Musiał być bardzo blisko sypialni. Mógłbym wyczuć go nawet z kilometra. Przykryłem dzieci, które nadal spały, a rozkopały się. Czułem, że ta noc i wieczór będą bardzo intensywne. Po całodniowej zabawie byli mocno zmęczeni, więc wcale nie dziwiłem się, że spali tak długo.

— Boo? Śpisz?

— Nie śpię — powiedziałem i podniosłem się na łokciach. — Dzieci śpią, jednak zbliża się pora posiłku. Na pewno się za niedługo obudzą.

— To dobrze — powiedział i otworzył szerzej drzwi. Zmarszczyłem brwi, patrząc na dwie kobiety. — Te panie przyszły, aby cię zmierzyć. Straż popilnuje dzieci, a my przejdziemy do innego pokoju.

— A dzieci? Ich mierzenie?

— One szybko rosną, prawda? — zapytał, a ja przytaknąłem. — Pomyślałem, że na razie będziemy coś im kupować. Nie potrzebują żadnych garniturów czy wspaniałych sukienek. Masz wspaniały gust, skarbie, więc możesz się tym zająć.

Poczułem ciepło na policzkach, a on się zaśmiał. Zmrużyłem na niego oczy.

— A ja potrzebuję garnitur? — zapytałem podejrzliwie.

— Oczywiście. Chcę cię zabrać na randkę. Chcę, abyś błyszczał bardziej niż gwiazdka na niebie.

Beside you (larry) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz