Rozdział 17 - Na pomoc

541 58 25
                                    

Bathilda oczywiście kazała im uważać na siebie, przynajmniej raz dać jej znać, że żyją i nie pakować się w kłopoty. Kiedy mówiła, Gellert przynajmniej pięć razy przewrócił oczami, albo westchnął niecierpliwie. Albus już nawet nie chciał trącać go łokciem w bok, bo wiedział, że to by i tak niczego nie zmieniło. Sam właściwie też powoli tracił cierpliwość, ale nie dlatego, że, jak w przypadku Gellerta, denerwowała go nadopiekuńczość Bathi. Po prostu nie mógł się już doczekać podróży, która była tak blisko, a jednocześnie wciąż tak daleko.

- Pilnuj go Albusie - powiedziała Bathilda kładąc jedną dłoń na policzku Albusa, a drugą na policzku Gellerta. - A ty masz być grzeczny i pilnować się Albusa.

Po raz kolejny Grindelwald przewrócił oczami. Widać było, że już go szlag trafiał.

- Tak, tak, oczywiście, będę grzeczny, będę mył co rano zęby i obiecuję, że bardzo się postaram nikogo nie zabić - przesłodzony i sarkastyczny ton Gellerta uraził neco Bathildę, więc Albus postanowił interweniować.

- Dziękujemy, Bathi, będziemy na siebie uważać - powiedział i przytulił kobietę.

- Dobrze, to ja już was dłużej nie zatrzymuję, chłopcy. Bawcie się dobrze i do rychłego zobaczenia.

Pożegnali się, Gellert również przytulił ciotkę na pożegnanie i poszli do swojego domu. Za godzinę planowali przeniesienie się za pomocą świstoklika do dzielnicy magicznej o nazwie Fayden w Dublinie. Mieli tam zamiar wynająć pokój w hotelu i z tamtego punktu zacząć podróż. Ich najważniejszym celem była biblioteka, w której mieli zamiar włamać się do sekcji znanej jako "Wiedza niedozwolona" i nielegalnie wypożyczyć kilka ksiąg, które ich zainteresują. Albus uśmiechnął się na samą myśl o tym. Tajemnice były kuszące, a zwłaszcza jeśli były pilnie strzeżone.

Zdawał sobie sprawę, że to nie było postępowanie godne wyróżnianego absolwenta i świeżo upieczonego profesora Hogwartu, ale nic na to nie mógł poradzić. Niezdrowa ekscytacja budziła się w nim za każdym razem, gdy wraz z Gellertem miał dokonać czegoś złego, czegoś niewłaściwego. Iskierki wiary w plany ukochanego, znów pochłaniały go zmienione w pożogę. Chciał wyjść z ukrycia, pokazać całemu światu swoją moc, marzył o zmienieniu świata w miejsce tętniące magią, gdzie pomniki chwalące bohaterów, którzy dali czarodziejom wolność, przedstawiałyby Albusa Dumbledora i Gellerta Grindelwalda. Pragnął świata, gdzie kochanie kogoś tej samej płci nie byłoby traktowane jak choroba. Nie stanowi to przecież zagrożenia dla przetrwania gatunku.

- Mamy jeszcze godzinę - powiedział Gellert opadając na fotel. - Chcesz jeszcze raz omówić plan, czy może masz ochotę wykorzystać ten czas w inny sposób? - uniósł brew i uśmiechnął się filuternie.

- Omówmy plan - Albus usiadł naprzeciwko męża i wepchnął sobie do ust ciastko dyniowe.

Gell zaśmiał się. Dumbledore nie do końca wiedział, czemu Gellerta tak śmieszyło jego zamiłowanie do słodyczy. Może go po prostu cieszyło, że Albus był szczęśliwy kiedy zajadał słodkości?

- W Fayden jest sporo karczm, w których można wynająć pokój, więc wybierzemy tą, która najbardziej nam przypadnie do gustu. Bibliotekę odwiedzimy jutro z samego rana, wtedy rozejrzymy się i zbadamy zabezpieczenia. Później pójdziemy pozwiedzać, zjemy dobry lunch i na jakiś czas wrócimy do naszego pokoju.

Albus uśmiechając się wstał i podszedł do Gellerta. Usiadł okrakiem na jego kolanach i pocałował go w czoło. Grindelwald przyciągnął Albusa do dłuższego pocałunku.

- I wtedy ty i ja, tylko ty i ja będziemy istnieć w całej Irlandii - powiedział cicho Dumbledore. Rozkoszował się oddechem Gellerta na swojej twarzy.

Przysięga II 《Obietnice》 GrindeldoreWhere stories live. Discover now