Albus niespokojnie krzątał się po domu poprawiając co chwilę ustawienie jakiegoś przedmiotu. To tu, to tam machnął na coś różdżką. Na stoliku w pokoju dziennym ustawił półmiski z przekąskami, w jadalni nakrył do obiadu. Cztery komplety porcelany i sztućców czekały cierpliwie na posiłek, gdy Dumbledore dreptał nerwowo w tę i z powrotem.
Czuł na sobie co chwilę wzrok Gellerta wyglądającego z kuchni. To były pobłażliwe spojrzenia, pełne ironicznego rozbawienia.
- Stresujesz się, jakby mieli cię odwiedzić teściowie - zaśmiał się Grindelwald opierając się o ścianę w korytarzu, obserwując Albusa. - Wierz mi, możesz odetchnąć z ulgą, że już nie żyją. Umierałbyś ze stresu przed ich wizytami.
Albus nie odpowiedział, jedynie spróbował zabić Gellerta spojrzeniem i trochę żałował, że mu się nie udało. Nie lubił, gdy ktoś źle mówił o zmarłych, a zwłaszcza o członkach swojej rodziny, a Gell dość często wyrażał się nieprzychylnie o swoich nieżyjących już rodzicach. Właściwie o ojcu, nienawidził człowieka i cieszył się, że ten zginął. Dumbledore czasami zastanawiał się czy Gellert w rzeczywistości nie zamordował swojego ojca, jednak nie miał odwagi zadać mu tego pytania. O matce Grindelwald zazwyczaj mówił z szacunkiem i tęsknotą, jednak nigdy z miłością. Dziwne, albo raczej, po prostu, gellertowate zachowanie.
- Znając życie i tak nigdy byś ich nie poznał. Gdyby ojciec dowiedział się, że jestem z mężczyzną, wydziedziczył by mnie - mruknął Grindelwald zakładając ręce na piersi. Westchnął i patrząc prosto na Albusa siadającego niespokojnie na fotelu dodał nieco głośniej - Albo spróbowałby cię zabić żeby mnie ukarać. Ale sam byłby martwy zanim by zdążył wycelować w ciebie różdżkę.
Oczy Gellerta nie wyrażały nic, tak samo jego twarz, ale Albus zauważył, że na ułamek sekundy błysnęły błękitem. Wstrzymał oddech i otworzył usta, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć rozległo się pukanie do drzwi.
- To pewnie twój przyjaciel - powiedział Gellert pogodnie, unosząc delikatnie kąciki ust. - Idź, otwórz mu, ja zaczekam z salonie.
Albus drgnął, gdy poczuł na ramieniu dłoń przechodzącego obok niego męża. Podniósł się z fotela i uśmiechnął szeroko. Tak długo czekał na to spotkanie. Energicznym krokiem poszedł w kierunku drzwi wejściowych. Słysząc ponowne pukanie, krzyknął:
- Już idę! - machnął ręką na drzwi, żeby się otworzyły.
Ledwo się zobaczyli, na ustach obu pojawiły się uśmiech tak szerokie, że jedynie uszy powstrzymywały je od otoczenia całej głowy. Albus przyspieszył kroku i niemal biegnąc wpadł na przyjaciela, objęli się nawzajem, szczęśliwi. Dumbledore poklepał Elfiasa po plecach.
- Tak się cieszę, że cię widzę - sapnął Albus śmiejąc się ze szczęścia.
- Z wzajemnością, Albusie, z wzajemnością - powiedział Doge z identycznym entuzjazmem.
Albus odsunął się i trzymając ręce na ramionach przyjaciela przyjrzał mu się uważnie. Elfias zapuścił króciutki zarost i zaczesał włosy do tyłu. Wyglądał znacznie dojrzalej niż poprzedni razem, gdy się widzieli. Czerwona jedwabna koszula, czarna kamizelka i pasujące do niej spodnie dobrze na nim wyglądały, dodawały powagi. Albus wolał nosić ubrania o bardziej stonowanych kolorach. Szarości, biel czy beż dominowały w jego garderobie. Często te kolory kontrastowały z tym, co nosił Gellert.
- Dobrze wyglądasz, Elfiasie - skomplementował przyjaciela.
- Ty również. Nie zmieniłeś się ani trochę.
Stali przez chwilę wpatrując się w siebie i uśmiechając wariacko szczęśliwie. Po chwili Albusa tchnęła myśl, że dość nietaktownie postąpił pozwalając przyjacielowi tkwić w progu. Zaprosił Elfiasa do środka, wziął od niego drobną walizkę i zaprowadził do salonu, w którym Gellert siedział na fotelu. Albus uśmiechnął się do Grindelwalda, który z poważną miną wstał z gracją i podszedł do nich.
YOU ARE READING
Przysięga II 《Obietnice》 Grindeldore
FanfictionMłodziutki nauczyciel, Albus Dumbledore wraca z Hogwartu do domu. Chce spędzić przyjemne wakacje ze swoim partnerem Gellertem Grindelwaldem. Oczywiście nie może być kolorowo, coś pójdzie nie tak, ktoś złamie dane obietnice. Osiem lat po zawarciu Br...