Rozdział 22 - Kim na prawdę jest Gellert Grindelwald?

342 38 9
                                    

Poza Fayden Gellert mógł z powrotem przybrać swoje prawdziwe oblicze, co niezwykle cieszyło Albusa. Czuł się naprawdę żywy, kiedy patrzył na twarz, która nawiedzała go w snach, gdy lata temu dopiero poznawał, czym była prawdziwa miłość. Wtedy dopiero zaczynał rozumieć, że Gellert Grindelwald nie był jedynie fascynujący, ze względu na jego wiedzę, umiejętności, cięty język i chłodną wyższość tak obcą czarodziejom z Wielkiej Brytanii. Oczywiście, wielu zachowywało się wyniośle, ale nie mieli w sobie tej klasy, którą Gellert emanował już, gdy miał siedemnaście lat.

Albus wspomniał pierwszy raz, kiedy pomyślał, że kocha Gellerta. Gellert widział jeden z ataków Ariany, w którym Aberforth ucierpiał nieznacznie. Kilka mebli w kuchni domu Dumbledorów roztrzaskało się, kiedy czerń i strach zawładnęły ciałem Ariany, Abe popędził do niej natychmiast i został draśnięty odłamkiem drewna.

- Gellert, idź do domu - Albus syknął wtedy i próbował wypychać Grindelwalda za drzwi. - Już!

-Ale Al, ona jest... - Gellert próbował mówić, ale Albus deportował go do ogrodu Bathildy.

Udało im się uspokoić Arianę, jak zwykle przekonując ją, że nic złego się nie stało, są rodziną i może im ufać. Ari opadła wykończona na podłogę, a Aberforth musiał zacisnąć palce na swoim ramieniu tak mocno, że aż zbielały, a krew i tak się lała, gęsta i ciemna.

- Opatrz mu ramię, ja zajmę się waszą siostrą - głos Gellerta za ich plecami nie zaskoczył Albusa, ale wyraźnie rozdrażnił Aberfortha.

- Nie zostawię jej z nim - Abe warkął. Chyba starał się brzmieć groźnie, ale zbladł wyraźnie i nie wypadł zbyt przekonująco. - Nie z nim - jęknął Aberforth, ale nie awanturował się już więcej.

Gellert przechodząc obok nich delikatnie przesunął dłonią po ramieniu Albusa i był to najbardziej krzepiący gest, jakiego Dumbledore mógł wtedy doświadczyć. Gell podniósł delikatnie Arianę i zaniósł ją do jej pokoju. Albus w tym czasie posadził bliskiego omdlenia brata na jednym z krzeseł, które się ostało i zaczął grzebać po szafkach w poszukiwaniu czegokolwiek, co zagoiło by rany. Wygrzebał z odmętów kuchennej spiżarni dawno zapomnianą fiolkę z dyptam.

- Nie ufam mu - jęczał leczony Aberforth.

- A ja tak, więc siedź cicho, albo pozwolę ci się wykrwawić tu, w naszej kuchni - Albus nie zdążył ugryźć się w język na czas. Aberforth otworzył szerzej oczy, ale nie odezwał się słowem. Zdarzały się takie chwile, kiedy Albus wiedział, że przerażał brata, ale nie potrafił nad tym panować, zwłaszcza po śmierci matki. Stał się porywczy i czasami okrutny. - Nie, wybacz, wcale nie miałem tego na myśli, nie chciałem tak powiedzieć. - Al szepnął i dokończył zaleczać ranę brata.

- Właśnie, że miałeś Al. Wiem, że mnie nienawidzisz, bo ja nie toleruję tego - Aberforth urwał i spuścił wzrok. - Nie lubię twojego nowego przyjaciela. I tyle - Abe wymruczał pod nosem.

Albus wzdrygnął się, gdy Abe opadł na jego ramiona i przytulił go mocno. Oddał uścisk, ale nie robił tego chętnie. To nie było dla nich typowe.

- Tęsknię za Albusem, którego kiedyś znałem. Chciałbym go odzyskać.

- Abe, dla mnie nie ma drogi powrotnej, ja idę tylko naprzód - odparł. Koniec dyskusji. Odesłał brata do jego sypialni. W końcu mieli wyczerpujący wieczór, a Aberforth potrzebował snu.

Albus zawędrował do sypialni Ariany i stanął w drzwiach, cichutko, żeby nie zakłócić tego, co działo się w środku. Gellert siedząc na brzegu łóżka pochylał się i głaskał złote włosy młodszej siostry Albusa. Dopiero po chwili Dumbledore usłyszał, że jego ukochany nucił coś, a właściwie śpiewał. Wytężył słuch, aby usłyszeć słowa.

Przysięga II 《Obietnice》 GrindeldoreWhere stories live. Discover now