Wykorzystane fragmenty książki „Star Wars Old Republic: Oszukani" autorstwa Paula S. Kempaoraz oraz fragmenty piosenki Michała Bajora „Ogrzej mnie"
W upalne dni, kiedy każda godzina przybliżała uczniów do upragnionych wakacji trudno było zabiegać o ich uwagę, wymagać skupienia. Młodsze dzieciaki już planowały kto z kim i gdzie się spotka w trakcie letniej przerwy od szkoły lub snuły opowieści gdzie to rodzice ich nie zabiorą. Za to starszych interesowały zupełnie inne tematy. Chłopcy ślinili się do dziewcząt licząc, że rozepną jeszcze jeden guzik w koszuli, aby nieco się ochłodzić, a one z wielką chęcią to czyniły, gdy tylko nauczyciele nie widzieli.
Właśnie, nauczyciele. Niezmordowany do tej pory dyrektor poddał się upałowi i niecierpliwie wyczekiwał wraz z młodziakami końca roku szkolnego. Nauczyciel zielarstwa wraz z gajowym biegali w tę i z powrotem próbując zapewnić roślinom w szklarniach odpowiednią ilość wody. Latanie i opieka nad magicznymi stworzeniami odbywały się jedynie w murach zamku, nikt nie był w stanie wytrzymać skwaru na zewnątrz. Większość uczniów wolała trzymać się chłodnego wnętrza niż spędzać czas na błoniach nabawiając się poparzeń słonecznych.
Albus uznał, że jak na siebie całkiem nieźle znosi żar lejący się z nieba. Aczkolwiek nie zaprzeczał, że nie może doczekać się przerwy w nauczaniu. Oczywiście uwielbiał przebywać w Hogwarcie, jednak w wakacje czekały na niego o wiele bardziej interesujące aktywności niż wpajanie zmęczonym upałem uczniom wiedzy.
Transmutacja była porywającą nauką, ale wizja zasiadania wieczorem w fotelu z lampką wina i dobrą książką potrafiła zmienić wszystko inne w poboczną drobnostkę. W dodatku gdy w fotelu obok miała siedzieć ukochana osoba. Albus już umierał z niecierpliwości, zwłaszcza, że rozstali się zeszłego lata skłóceni. Co prawda wyjaśnili już sprawę w listach, ale Gellert obiecał Dumbledorowi, że spróbuje mu jakoś wynagrodzić swoje godne pożałowania słowa.
Kocham cię Albusie, ale jesteś moją słabością i moim sumieniem. Nie mogę sobie pozwolić na sumienie ani na słabość, jeśli mam zrobić to, co trzeba zrobić. Grindelwald powiedział to podczas ich ostatniego wspólnego dnia wakacji i nie zamierzał przeprosić. Zrozumiał jak wielki błąd popełnił wypowiadając to stwierdzenie, gdy nie otrzymał żadnego listu od ukochanego przez ponad trzy miesiące. Gabinet Albusa nawiedziła wtedy istna nawałnica sów znosząca dziesiątki listów przeprosinowych. Gellert rzadko przepraszał, ale gdy już to robił nikt nie mógł mu dorównać w skali całego przedsięwzięcia. Oczywiście Dumbledore wybaczył swojemu, praktycznie rzecz ujmując, mężowi te idiotyczne słowa. Od tamtego czasu wymieniali korespondencję co dwa, trzy dni, mimo tego nauczycielowi wciąż nie udało się wydobyć z Grindelwalda informacji skąd wziął te wszystkie sowy, na które zdecydowanie nie było go stać. Oczywiście Albus wiedział, że jego ukochany ma pewną przypadłość, którą zwie się lepkimi rękami, choć wątpił aby uwadze ludzi umknęła kradzież tak ogromnej liczby sów.
Lekcja powoli dobiegała końca, lecz żaden uczeń nie oddał jeszcze wypracowania, które nauczyciel kazał im napisać w trakcie lekcji. Ich zadanie było dość niekonwencjonalne, ponieważ musieli napisać pracę na pół rolki pergaminu o tym, jak w codziennym życiu można wykorzystać umiejętności nabyte podczas całego roku szkolnego nauki transmutacji. Albus uważał, że wiedza jest równie ważna jak zdolność jej wykorzystania i starał się wpajać to przekonanie w swoich podopiecznych. Jako nowy, młody nauczyciel był często krytykowany przez tych bardziej doświadczonych. Nie przejmował się tym, ponieważ to jego dyrektor już po pierwszym roku nauczania wyróżnił jako osobę mającą najlepszy wpływ na uczniów.
Nie tylko nauczyciele mówili o nim nieprzyjemne rzeczy. Nieraz idąc zapierającymi dech w piersi korytarzami Hogwartu słyszał cichy szept kryjącego się wśród grupy znajomych ucznia czystej krwi szepczącego o nim paskudne obelgi. Najczęściej padało słowo szlamoliz. Dumbledore znany był ze swojej przychylności dla uczniów pochodzących z mugolskich rodzin, nie uważał aby byli oni w jakikolwiek sposób gorsi od czystokrwistych. Dzieci zwane przez przygłupich kolegów szlamami wyróżniały się często ogromnym zapałem do nauki, którego brakowało osobom wychowanym w magicznych rodzinach. Magia i jej znajomość bardziej je fascynowały.
Albus przetarł dłonią brwi ścierając z nich pot. Wstał podpierając się o biurko i zmierzył zasiadających w ławkach młodych czarodziejów czujnym spojrzeniem. Młodzież pogrążona w wypełnianiu zadania nawet nie zwróciła na niego uwagi, gdy spokojnym kokiem przemierzał klasę w tę i z powrotem przechadzając się między ławkami, czasami zaglądając przez ramię przypadkowemu uczniakowi. Nikogo to nie stresowało, ponieważ wszyscy znali przekonania Dumbledora i jego zdanie na temat surowości w nauczaniu. Uważał, że jeżeli nauka ma być skuteczna nie może powodować stresu, podstawowym motywatorem powinno być zafascynowanie przedmiotem, jakie starał się rozbudzić w swoich studentach.
- Panie profesorze, czy mogę oddać już pracę?- zapytała krukonka siedząca w jednej z pierwszych ławek. Nauczyciel obdarzył ją szczerym uśmiechem i podszedł do niej.
- Oczywiście panno Emys- odparł pogodnie odbierając od dziewczyny pergamin.- Możesz się spakować i wyjść z klasy, tylko uważaj, na drugim piętrze dyżur ma profesor Corax- kilka osób zachichotało słysząc tę uwagę.
Wspomniany nauczyciel znany był z karania uczniów dosyć nietypowymi zajęciami. Pewna ślizgonka została zmuszona do czyszczenia łazienek dla chłopców w ramach kary z spóźnienie na lekcję. Dyrektor Dippet nie pochwalał takich środków represyjnych, lecz mimo swojego autorytetu wynikającego ze sprawowanej funkcji wolał nie wdawać się w dyskusję z Myotisem Coraxem nauczającym numerologii. Wiadomo było, że każda próba negacji jego postępowania może zapoczątkować prawdziwą wojnę. Pewnego razu profesor Corax pokłócił się z nauczycielem wróżbiarstwa o dość banalną rzecz, przez co jego rywal przychodził na lekcję próbując zakrywać ubiorem dodatkowe kończyny lub zwierzęce części ciała wyrastające z dość nietypowych miejsc.
- Jeżeli ktoś zdecyduje oddać pracę proszę o podniesienie ręki, zbiorę je od was- zaapelował nauczyciel po odłożeniu wypracowania krukonki na biurko.
Nauczający ówcześnie transmutacji Albus usiadł na biurku. Niemal natychmiast po wypowiedzeniu przez niego tych słów usłyszał jak odgłosy skrobania pióra o pergamin przyspieszają raptownie. Zawsze tak się działo gdy pierwsza osoba oddawała pracę lub kończyła pisać egzamin.
Zdawało się, że Dumbledore patrzy na uczniów, rzeczywistość była zupełnie inna. Pogrążony w myślach Albus nie zauważyłby gdyby wszyscy nagle wyszli z klasy, a to wszystko z jednego powodu. Jedyne o czym był wstanie myśleć było spędzenie choć jednego dnia z Gellertem. Jego marzeniem było po prostu dotknąć gładkiej, trupio bladej skóry, poprawić kiepsko ułożone, niemal bialusieńkie włosy i złożyć delikatny pocałunek na wąskich ustach miłości swojego życia. Nie byli w kontakcie fizycznym od dziesięciu miesięcy, co wydawało się bliższe dziesięciu wiekom. Albusowi nie zależało na tym, aby pójść z Gellertem do łóżka, chociaż oczywiście miał na to ochotę, jednak nie ekscesy łóżkowe były dla niego najważniejsze. Przed oczami młodego nauczyciela pojawił się obraz młodzieńca o nietypowej urodzie, którego z tłumu wyróżniały dwukolorowe tęczówki oraz ekscentryczna fryzura – zaczesane na jeden bok jasne włosy, ścięte niemal do zera na drugim boku.
Ten obraz zastąpił dźwięk słów listu wypowiadanych przez jego autora. Dzień czy noc, czy to skwar czy to mróz, memu ciału wystarczy trzydzieści sześć i sześć, mojej duszy potrzeba znacznie więcej. Memu ciału wystarczy coś wypić i coś zjeść, trochę pospać na boku czy na wznak, lecz moja dusza codziennie prosi tak: Ogrzej mnie wspólniku mojej bezsenności, rozżarz mnie niedokończona zdań wymiano, cudowna kłótnio, w pół urwana. Chcę mieć gorączkę! Rozpal mnie! Mój Albusie rozpal duszę moją aż do końca, tak jak naszego pierwszego lata.
Zanim dzwon wybijając godzinę jedenastą ogłosił koniec lekcji oraz rozpoczęcie przerwy, prawie wszyscy uczniowie oddali wypracowania. W klasie do samego końca zostało kilkoro uczniów, których prace ledwo mieściły się na wyznaczonym miejscu. Albus westchnął przeciągle gdy ostatni gryfon opuścił klasę. Był o kolejną godzinę bliżej spotkania z Gellertem. Wyjął z kieszeni w kamizelce drobną błyskotkę, wisiorek o dziwnym kształcie. Z rozmarzonym uśmiechem przyjrzał się wirującym wewnątrz szklanego oczka dwóm kroplom krwi należącym do rudowłosego siedemnastolatka, który dopiero co ukończył naukę w Hogwarcie i wyrzuconego z Durmstrangu szesnastolatka, którzy zakochani w sobie niemal bez pamięci złożyli sobie nawzajem przysięgę, zawarli pakt zwany Braterstwem Krwi.
*****************
Hejka, tak jak obiecywałam, powróciłam z drugą częścią Przysięgi. Rozdziały klasycznie będą co tydzień w poniedziałki. Mam nadzieję, że się cieszycie.
Miłego dnia wszystkim!
YOU ARE READING
Przysięga II 《Obietnice》 Grindeldore
FanfictionMłodziutki nauczyciel, Albus Dumbledore wraca z Hogwartu do domu. Chce spędzić przyjemne wakacje ze swoim partnerem Gellertem Grindelwaldem. Oczywiście nie może być kolorowo, coś pójdzie nie tak, ktoś złamie dane obietnice. Osiem lat po zawarciu Br...