Rozdział 21 - Bliżsi niż bracia

422 52 7
                                    

Albus westchnął głęboko. Zachwyt mugolską częścią miasta ustąpił miejsca osłupieniu wywołanemu pięknem Fayden. Budynki żyły kolorami tęczy, wykręcał się przecząc grawitacji i cieszyły oczy pokrywającymi je malunkami, które dziarsko poruszały się w rytm życia dzielnicy. Z centrum placu w kształcie gwiazdy dochodziła żwawa muzyka, a w tłumie ludzie tańczyli i śpiewali. Elfy w zwiewnych jaskrawych strojach przecinały powietrze, ganiały się chichocząc. To wszystko było tak wesołe, że niemal nierealne.

Gellert wyraźnie dawał mu chwilę na nacieszenie oczu tym widokiem. Po kilku minutach stania w miejscu z półotwartymi w podziwie ustami, Albus obrócił się do niego i skinął głową.

Ruszyli powoli, dając sobie czas na rozejrzenie się. Albus zauważył szyld karczmy, w której można było wynająć pokoje, więc skierowali tam swoje kroki. Zanim jednak tam dotarli, Gell złapał nadgarstek Dumbledora i pociągnął go w ciemną, wąską alejkę między dwoma budynkami. Było naprawdę niewiele miejsca i Albus kilka razy otarł się boleśnie ramionami o ściany brudząc białą koszulę.

Weszli tak głęboko skręcając kilka razy, że nikt na głównej promenadzie nie mógł ich dojrzeć, jeżeli za nimi celowo nie podążał. Dopiero wtedy Gellert zatrzymał się i rozejrzał niespokojnie. Puścił nadgarstek Albusa, który natychmiast zaczął rozcierać skórę.

- O co chodzi? - Albus zmarszczył brwi również patrząc na boki i szukając tego, czego wypatrywał Grindelwald.

- Uch... Możliwe, że gdy poprzednim razem byłem w Dublinie, naraziłem się miejscowym władzom. Ktoś im doniósł, że na zgromadzeniu nawoływałem do łamania prawa przekonując czarodziejów, że do polepszenia naszego życia konieczne będzie ujawnienie naszego świata - Gellert wciąż rozglądał.

- No i co z tego? Byłeś tu lata temu, pewnie nikt cię nie zapamiętał - obruszył się Albus.

- No i to z tego, że przed chwilą widziałem człowieka, który próbował mnie te lata temu aresztować, a ja nie obszedłem się z nim delikatnie.

- To niedobrze, bardzo niedobrze - Albus potarł nasadę nosa. - Ale powinien ci wystarczyć dla bezpieczeństwa prosty kamuflaż.

- Racja.

Gellert uśmiechnął się do niego. Nie pozostał w nim nawet ślad złości, którą emanował jeszcze niedawno. Ujął dłońmi twarz Albusa i masą swojego ciała przycisnął go do zimnej ściany. Kiedy plecy Dumbledora się z nią zetknęły przeszedł go dreszcz. Gell nachylił się i złożył na jego ustach długi, namiętny pocałunek. Albus nie mógł się powstrzymać przed zamknięciem oczu i mruknięciem z przyjemności.

Po skończonym pocałunku Gellert odsunął się od Albusa, który dopiero po kilku sekundach delektowania się wspomnieniem ust męża po, uchylił powieki. Natychmiast odskoczył od Gella i wydał z siebie przy tym dźwięk, który przypominał czkawkę, jęknięcie i krzyk naraz. Miał ogromną ochotę wytrzeć usta i język o rękaw koszuli.

- Gellert! Ty idioto! - wykrzyknął zirytowany.Jeszcze bardziej rozwścieczył go śmiech Grindelwalda, donośny i pełen wrednej satysfakcji. - Na brodę Merlina! Jak mogłeś mi to zrobić?

Zdegustowany zmierzył wzrokiem rozbawionego Gellerta od stóp do głów. Jego włosy były ogniście rude, jaśniejsze od tych Albusa. Mieli teraz identyczne błękitne oczy i niemal identyczne twarze. Patrzył na niego wrednie uśmiechnięty Aberforth Dumbledore.

Bardzo potrzebował wytrzeć usta i język.

- Przez ciebie całowałem się z moim bratem, ty trolli móżdżku! - krzyknął.

Gellerta oczywiście jeszcze bardziej to rozbawiło, ale opanował się na tyle, żeby próbować uciszyć Albusa, który wcale nie miał zamiaru być cicho. To był wyjątkowo podły podstęp ze strony Grindelwalda.

- Al, to przecież idealny fortel! podróżujący bracia śpiący w jednym pokoju to nic wzbudzającego sensację.

Albus słyszał te słowa jak przez mgłę. Docierał do niego ich sens, ale perspektywa podróży z wredną gębą Aba u boku nie pozwalała mu myśleć trzeźwo. Dodatkowo ten pocałunek. Kiedy wyobrażał sobie, jak to musiało wyglądać brały go mdłości.

- Albusie, daj spokój! Pójdźmy znaleźć miejsce na nocleg, wtedy wymyślimy dla mnie bardziej przystępne przebranie - Gellert mówił ustami Aberfortha.

I tymi samymi ustami... ble, obrzydlistwo.

- Niech ci będzie - wymamrotał Albus naburmuszywszy się niczym małe dziecko. - Ale natychmiast ja zostaniemy sami zdejmiesz z siebie tą paskudną iluzję!

- Jak zaraz nie będziesz zachowywał się ciszej to ludzie zwrócą uwagę na hałasy. I wtedy to będzie twoja wina - Gellert chwycił Albusa za ramiona i lekko nim potrząsnął - A jeśli dojdzie do tego, że ktoś nas złapie, albo będzie chociażby próbował, to za karę napiszę do Elfiasa i opowiem mu o tym, co się przed chwilą wydarzyło i jak się uśmiechałeś.

- Nie śmiałbyś - Albus otworzył szeroko oczy i wlepił je w Gellerta w ciele młodszego brata.

- Śmiem, jeśli nie uciszysz się i nie pójdziesz za mną bez gadania i strzelania fochów.

- Ja nie strzelam fochów - Albus bąknął pod nosem i miał przy tym wielką nadzieję, że Gell to zignoruje.

Dumbledore dał się poprowadzić do karczmy, gdzie właściciel pokazał im pokój. Warunki były na tyle przystępne, że zdecydowali się na trzy noclegi. Na pozostałe chcieli zmienić miejsce pobytu.

- Panów godność? - karczmarz zerknął na nich znad księgi, w której skrobał piórem informacje o gościach jego przybytku.

- Aberforth Dumbledore - Gellert z przesadnym namaszczeniem wypowiedział imię. - To mój brat, Albus Dumbledore.

Karczmarz przerwał zapisywanie i ponownie podniósł wzrok.

- To pan napisał artykuł o zastosowaniach smoczej krwi?

- Owszem, to ja - przyznał Albus dumny, że w końcu został rozpoznany.

- Dzięki pana badaniom czyszczenie kuchni stało się pięć razy szybsze i bardziej efektywne - chwalił karczmarz. - Moja żona wychwala pana pod niebiosa za każdym razem, kiedy musi odplamiać prześcieradła.

- Cieszę się, że moja praca okazała się pomocna - Albus odparł ze szczerym uśmiechem.

Przyjęli klucz i poszli do pokoju, gdzie Gellert natychmiast przyjął swoją naturalną formę. Odłożyli bagaże. Nałożyli na pokój zaklęcia ochronne.

- Gdzie najpierw? - zapytał Albus.

Grindelwald miał wszystko zaplanowane. Tak w każdym razie powiedział Albusowi, który postanowił całkowicie zdać się na męża.

- Najpierw biblioteka. Sprawdzimy w niej zabezpieczenia i rozejrzymy się, żeby sprawdzić, co będzie nam potrzebne. Wrócimy pewnie dość późno, więc powinny wtedy już na całego zacząć się zabawy w pubach. I tak spędzimy wieczór. Przy piwie, muzyce i tańcu. Co ty na to? - Gellert udawał obojętność, co tylko utwierdziło Albusa w przekonaniu, że przejmował się jego zdaniem. Albus wiedział, że mężowi zależało na jego opinii.

- Brzmi świetnie - Albus wyszczerzył się radośnie i wspiął na palce, żeby pocałować policzek Gellerta. - Do tego włamanie się do biblioteki będzie znacznie łatwiejsze teraz, kiedy mamy Czarną Różdżkę i Pelerynę Niewidkę. Przymkniemy niezauważeni.

- Ach ty przebiegły lisie - Gellert mruknął niczym dziki kot i przyciągnął do siebie Albusa.

Minęło kolejne czterdzieści pięć minut zanim wyszli z pokoju. Obaj jednak zgodnie uznali, że nie był to zmarnowany czas. Albus uśmiechnął się dyskretnie do Gellerta pod postacią Aberfortha. Jego kolana wciąż lekko drżały, kiedy schodzili po schodach do głównej izby karczmy. Udało mu się częściowo doprowadzić wygląd do porządku, ale ciało zdradzało go. Gdy próbował wyglądać przyzwoicie, efekty czasu spędzonego w pokoju z Gellertem dawały o sobie znać.

Przysięga II 《Obietnice》 GrindeldoreWhere stories live. Discover now