Rozdział 32 - Na wozie, pod wozem

136 15 20
                                    

Drewniany wóz z sianem podskakiwał na ubitej drodze polnej prowadzącej między przepastnymi pastwiskami. Koła najeżdżały na wyboje w koleinach skrzypiąc przeraźliwie. Łaciate krowy podnosiły leniwie łby nie przerywając żucia trawy. Przyglądały się z pozorną obojętnością furmanowi i dwóm młodym mężczyznom, których nogi zwisały z tyłu wozu. Opierali się o siebie ramionami, ale nie patrzyli na siebie. Nie odzywali się. Mężczyzna z białymi włosami posykiwał i przykładał palce do skroni, kiedy wóz wybijał się na większych wybojach.

Albus wyleczył większość obrażeń Gellerta. Czarna Różdżka spisała się niesamowicie, delikatne zaklęcia działały znacznie intensywniej niż gdy używał swojej różdżki. Nie chciał mówić tego Gellertowi, ale Czarna Różdżka go przyciągała niczym magnes. Cały czas pragnął po nią sięgać i jej używać. Czuł połączenie z nią, więź, której nie chciał zrywać nawet na chwilę, aby przekazać ją Gellertowi, kiedy będzie jej potrzebował.

Nie rozmawiali ze sobą od momentu, kiedy wsiedli na wóz. Ministerstwo Magii wykryło silną magię w miejscu, gdzie Gellert próbował ocalić dziecko, a Albus... nie miał ochoty myśleć o tym, co zrobił. Nadal robiło mu się niedobrze, a oczy zachodziły łzami, gdy przypominał sobie dźwięk skręcanego karku. Nie potrzebował pamiętać obrazu, wystarczało mu to paskudne chrupnięcie. Byli pewni, że są poszukiwani, więc musieli podróżować bez użycia magii. Znaleźli farmera jadącego w stronę, która była ich celem. Zapłacili za miejsca na furmance i ruszyli w kierunku posiadłości kuzyna Gellerta. Postanowili przeczekać tam najgorsze. Od momentu, kiedy Gellert się ocknął prawie na siebie nie patrzyli.

To było bardziej niż pewne, że Gellert już wcześniej zabijał. Albus podejrzewał, że pierwszy raz to zrobił zanim jeszcze się poznali, choć jego ukochany nigdy wprost tego nie przyznał. Ale dla niego to było coś nowego i przerażającego. Wiedział, że zrobił to przypadkiem, chciał jedynie ocalić życie Gellerta i bezwiednie rzucił zaklęcie. Jednak czuł do siebie odrazę. Jak ja mogłem to zrobić, myślał, jak mogłem zabić człowieka? I do tego mugola. Sprzeniewierzyłem się wszystkiemu co wierzę. Stałem się moim ojcem. Nie ważne, że on zabił dzieci, a ja dorosłego, który do tego atakował Gellerta. Zabiłem i nic tego nie odmieni.

Zimny, nadmorski wiatr rozwiał im włosy. Furmanka podskoczyła wyjątkowo wysoko. Drewno zatrzeszczało, siano za ich plecami zaszeleściło, a Gellert syknął. Męczył go ból głowy. Nie mieli ze sobą eliksiru, który mógłby na to pomóc, a nie na wszystko były zaklęcia. Albus też odczuwał ból, ale z zupełnie innego powodu. Nie wyleczył zaklęciem swoich dłoni. Dał je zabandażować kobiecie, której męża zabił. Wcześniej usunął z nich szkło. Potrzebował jakiegoś bólu fizycznego, który pomógłby mu zagłuszyć wszystko, co czuł w środku. Na niewiele się to zdało, ale uznał to za swoistą karę, która była jednak całkowicie niewspółmierna do jego winy. Westchnął głęboko. Poczuł niespokojne drgnięcie ramienia Gellerta opartego o jego ramię.

Brzydził się sobą. Nie tylko dlatego, że pozbawił kogoś życia, choć to była hańba, zmaza, która będzie ciążyła na jego duszy do końca życia. Było coś gorszego, coś znacznie gorszego. Ekscytacja. Podniecenie rozgrzewające od środka jego pierś. To ciepło rozpływało się po nim i zachęcało do działania, gdy tylko muskał palcami chropowatą powierzchnię zdobień na Czarnej Różdżce. Jej doświadczenie, jej historia, ciągnęły ją do czynienia rzeczy nieprzyzwoitych i mrocznych, a Albus marzył o tym, żeby jej ulec. Zastanawiał się, jak by się czuł, gdyby użył jej do zabicia człowieka. Chciał to zrobić jeszcze raz.

- Mości panowie peleryny mają? Opończe? - zakrzyknął furman z kozła. Obaj, Albus i Gellert, podskoczyli i jak na komendę obrócili się w stronę woźnicy. On za to w ramach dramatycznej przerwy smagnął swojego konika nahajką. - Padać będzie. Już się chmury na horyzoncie zbierają. Ino ujedziemy milę, lać pocznie.

Przysięga II 《Obietnice》 GrindeldoreWhere stories live. Discover now