Rozdział 11 - Ogień w duszy

751 62 37
                                    

Melodia, którą tworzył Gellert była urzekająca. Rzewna tonacja molowa nadawała muzyce smutnego charakteru.Albus zamknął oczy i wtulił się mocniej w bok Gellerta. Wsłuchiwał się uważnie w każdy dźwięk, podziwiając umiejętności partnera. Grindelwald wspominał mu, że gdy był dzieckiem wykładano mu muzykę, ale nie spodziewał się, że potrafi ją tworzyć bez użycia instrumentów. Melodia zdawała się przepływać, przelewać się między palcami prawej dłoni Gellerta. Dumbledore nie miał pojęcia jak jego ukochany to robił, nie spotkał się nigdy z tym rodzajem magii, ale też nigdy się nim nie interesował, taka wiedza nie znajdowała praktycznego zastosowania w eksplorowaniu świata.

- Znasz ten utwór?- zapytał Gellert cicho, muskając ustami czubek głowy Albusa i z czułością wtulając twarz w jego włosy.

- Nie. Powinienem?

- Jest dość znany. To Lacrimosa, requiem napisane przez Wolfganga Amadeusza Mozarta na łożu śmierci. Mówiono, że napisał to na własny pogrzeb, choć nie jest to potwierdzona informacja. Mozart był charłakiem, bardzo rozpaczał nad tym, że nie należy do świata czarodziejów - opowiadał Gellert głaszcząc włosy Albusa i powtarzając melodię.

Łóżko skrzypnęło, gdy Albus podniósł się na łokciu, aby zlustrować męża wzrokiem w całej okazałości. Już dawno polubił widok nagiego Gellerta. Na początku wydawało mu się to niezdrowe. Społeczeństwo wmawiało, że mężczyzna ma prawo zachwycać się jedynie ciałem kobiety, jej krągłościami, gładką skórą. Powstrzymywał się więc przed patrzeniem na Gellerta, jak na dzieło sztuki, które od początku w nim widział. Dumbledora gryzły wyrzuty sumienia od ich pierwszej wspólnej nocy. Sam musiał zrozumieć, że miłość nie jest niczym złym, nie ta miłość.Zajęło mu to kilka miesięcy. Miesięcy,które pełne wątpliwości, wyryły w jego świadomości nową ścieżkę, ścieżkę prowadzącą do Większego Dobra. Wolna miłość była jednym z założeń ich idei wyzwolenia czarodziei spod mugolskiej dominacji.

Uśmiechnął się na myśl, że kiedyś mogliby przechadzać się po ulicach Londynu, trzymając się za ręce, całując przelotnie i nie obawiając się reakcji ludzi. Jak na razie było to marzenie ściętej głowy. Skupił się więc na czymś realistycznym. Gellert spoglądał na niego z delikatnym, ledwo zauważalnym uśmiechem, jak zawsze podszytym kpiną. Albus posłał mu identyczny uśmiech, gdy zsunął nogą z jego bioder cienki, biały materiał, którym przykrywali się w ciepłe, letnie noce.

Grindelwald jęknął głucho, gdy Albus runął na niego jak długi i przykrył swoim ciałem. Gellert był ciepły, jego skóra niemal parzyła Albusa. Poza tym białowłosy schudł przez ostatni rok, więc jego kości niewygodnie wbijały się w ciało Dumbledora.

- Co to miało być?- zapytał Gellert z wysiłkiem, gdy Albus oparł brodę o jego obojczyk.

- Zostałem twoją nową kołdrą - odparł Albus.

Bawił się dotykając swoimi stopami łydek i stóp Gellerta, wiedząc, że ten ma tam łaskotki. Grindelwald zacisnął usta w wąską kreskę, zmarszczył brwi. Albus widział, że mężczyzna walczy całym swoim jestestwem z potrzebą roześmiania się i odepchnięcia oprawcy.

- Zabieraj te zimne kulasy, krovavyy ad - Gellert wycedził przez zaciśnięte zęby.

Dumbledore parsknął śmiechem, przy czym wbił podbródek w ramię Grindelwalda, który syknął i wykręcił ciało pod Albusem.

- Bawi cię to?- zapytał już pełniejszym głosem.

Albus, nie mogąc się powstrzymać, przyłożył policzek do piersi Gellerta i zaczął zanosić się śmiechem. Sam nie wiedział co go tak bardzo bawiło. Chyba po prostu potrzebował się pośmiać i właśnie nadarzyła się do tego okazja.

Przysięga II 《Obietnice》 GrindeldoreWhere stories live. Discover now