Rozdział 9 - Niespodzianka

758 67 44
                                    

Gellert ze szczerze wesołym uśmiechem na ustach przełożył nogi nad parapetem i zręcznie wśliznął się do kuchni. Rozejrzał się i donośnie wciągnął nosem zapach śniadania. Oblizał dolną wargę ze smakiem. Machnął niedbale ręką, aby zaklęciem zatrzasnąć okiennice.

- Cześć ciociu, miło cię widzieć - zaszczebiotał podejrzanie radośnie. Albus ze znużeniem zauważył, że biała koszula na torsie Grindelwalda w rzeczywistości należała do niego. Wolał nie komentować.

- Na wszystkich Salemian! Gellercie, drzwi wynaleziono wieki temu, naucz się z nich korzystać – westchnęła z ubolewaniem Bathilda.

- Widzę, że nakarmiłaś mojego głodomora – Gellert zignorował ją i zbliżył się do stołu, aby objąć Albusa od tyłu i pocałować go w policzek. – Dzień dobry, kochanie.

- Wyspałeś się? – Dumbledore musiał chwilę przeżuwać jedzenie zanim był w stanie się odezwać.

- Wyspałbym się, gdyby nie siniak na plecach. Nie mogłem się ułożyć tak, żeby nie bolało. Nieźle mnie rąbnąłeś, kiedy opierałem się o...- policzki Albusa, które już zdążyły nabrać z powrotem normalnego koloru, ponownie zalały się czerwienią. Dumbedore odwrócił się, żeby trzepnąć Gellerta w ramię

- Gell! Nie tutaj!- syknął przez zaciśnięte zęby. Twarz zapiekła go jeszcze bardziej, gdy usłyszał stłumiony dłońmi przyłożonymi do ust chichot Bathi.

- Dobrze już, dobrze – blondyn uniósł dłonie w obronnym geście. – Mogę się dosiąść? Zjadłbym hipogryfa z kopytami.

- Oczywiście! – Bagshot chwyciła różdżkę żeby przywołać talerz i sztućce dla prabratanka, ale ten ją ubiegł. Skinął dłonią na szafkę i zaraz zastawa wylądowała przed nim z cichym brzęknięciem, gdy odsuwał sobie krzesło. – Kawy, herbaty?

- Poproszę kawę – nalała mu napój do filiżanki. Z błogością na twarzy posłodził trzema kostkami cukru fiołkowego i zanurzył usta w gorzkiej cieczy.

- Smacznego – wymamrotał Albus kończąc swoją drugą muffinkę i sporą porcję jabłek z cynamonem. Musiał mocno się powstrzymywać, żeby nie wylizać talerza.

- Wam również – Gell nałożył sobie trzy kopiaste łyżki jajecznicy i pochylił się, aby zagarnąć do siebie półmisek z ciepłymi jeszcze jabłkami. Albus z przerażeniem pomyślał, że jego mąż ma zamiar zjeść je wszystkie. Sam miał zamiar dokończyć przygotowaną przez sąsiadkę porcję.

Dumbledore zmarszczył brwi i zamrugał zmęczonymi po prawie nieprzespanej nocy powiekami. Po kilku chwilach dotarła do niego absurdalność całej sytuacji. Gellert jak gdyby nigdy nic wpada przez okno mając na sobie koszulę Albusa, dosiada się do nich i je śniadanie. Dlaczego, do jasnej cholery, Gell wlazł przez okno, a Bathilda jedynie rzuciła krótki komentarz? Albus zastanowił się nad swoim brakiem reakcji. Normalnie skarciłby naganne zachowanie partnera. Pomyślał jeszcze chwilę i użył legilimencj aby odnaleźć umysł Grindelwalda. Nie musiał wdzierać się głęboko, wystarczyła mu szczera rozmowa, nie chciał szukać prawdy na własną rękę. Poza tym Gellert szybko by go zablokował i wyrzucił ze swojej głowy; nie lubił cudzej obecności.

- Gell, co na nas rzuciłeś?

- Kto mówi, że coś na was rzuciłem –usłyszał niemal natychmiastową odpowiedź.

-Nie zgrywaj głupka. Obaj wiemy, że to, co się dzieje nie jest normalne.

- Obiecaj, że nie powiesz cioci – Gellert posłał mu wymagające spojrzenie znad kubka parującej kawy.

- Co żeś tym razem zmajstrował? – Albus zaczął się niecierpliwić. Kosmyk włosów wysunął mu się z końskiego ogona i łaskotał policzek.

Przysięga II 《Obietnice》 GrindeldoreWhere stories live. Discover now