Rozdział 31 - Pełna kontrola

328 29 43
                                    

Powolne unoszenie się i opadanie starało się utulić Albusa z powrotem do snu. Ciepło klatki piersiowej Gellerta również przyjemnie otumaniało jego umysł, już i tak otulony przyjemną mgłą. Jedynie pomruki wydobywające się z gardła Gellerta nie pozwalały mu odpłynąć i ponownie zanurzyć się w nierealnym świecie, z którego wyrwało go nagłe drgnięcie ciepłego ciała, o które się opierał i na którym trzymał głowę.

- ...wielosok eliksirowy... - westchnął nagle Gellert i kontynuował niewyraźne mamrotanie.

Albus nie był jeszcze w stanie zastanawiać się nad sensem pojedynczych słów wypowiadanych przez Grindelwalda. Był zbyt zamroczony, aby starać się je połączyć w spójną całość, lub znaleźć łączący je punkt wspólny. Zaczął zatem rozmyślać o pierwszym, co nasunęło się jego rozproszonej świadomości. Myślał o śpiącym Gellercie.

Czarna różdżka, przepiękny przedmiot o wielkiej mocy, z której obecnie korzystał Gellert leżała na szafce nocnej, dalej niż na wyciągnięcie ręki. To było nierozsądne i lekkoduszne ze strony Gellerta. Jego umysł był otwarty, gotowy przyjąć cokolwiek uzdolniony w dziedzinie legilimencji czarodziej chciałby w nim umieścić. Nieostrożne. Całkowicie bezbronny i równie zupełnie nieświadomy swojej bezbronności spał, śnił i poddawał się łasce i niełasce losu. Tak samo poddawał się łasce i niełasce Albusa, choć tego nie byłby świadomy nawet, gdyby nie spał.

To nie były dobre myśli, jednakże Albus nie mógł się oprzeć pokusie zyskania większej świadomości. Podobało mu się to. Zamknął oczy i słuchał bicia serca Gellerta. Pomyślał o wszystkich zaklęciach, które znał, a które mogłyby sprawić, że to serce by zamarło. Wysunął dłoń spod cienkiej kołdry i położył ją na brzuchu męża. Ciepła skóra pod opuszkami jego palców jeszcze silniej rozpaliła jego myśli. Wziął głęboki oddech i poczuł zapach, delikatnie piżmowy, lekko przesiąknięty słonym, chłodnym powietrzem Dublina nocą. Zapach Gellerta. Tak znajomy, że niemal należący do samego Albusa. Był pewien, że żyjąc razem od tylu lat już nieco pachnieli sobą nawzajem.

Powoli, aby nie obudzić Gellerta, Albus podniósł się z łóżka i sięgnął po swoją różdżkę, strategicznie umieszczoną blisko, na wyciągnięcie ręki. Zawahał się na chwilę.

- Al... światło... jasno... - Gellert znów wymamrotał przez sen. Albus uśmiechnął się do tej przyjemnej świadomości, że Gellert śnił o nim.

Świecący czerwonym blaskiem czubek różdżki Albusa zawisł nad sercem Grindelwalda. Nie chciał nic zrobić, nie miał zamiaru wypowiedzieć żadnego zaklęcia. Nigdy by tego nie zrobił, bo zbyt kochał Gellerta. Jego serce rozpaliło jednak poczucie władzy i kontroli. Był panem sytuacji i kochał to uczucie. W tym jednym momencie świat podlegał Albusowi Dumbledore.

I ten jeden moment mu wystarczył. Zyskał tą świadomość, której potrzebował i pragnął. Odłożył różdżkę i uśmiechnął się sam do siebie w ciemnym pokoju, otoczony mrokiem, który zdawał się go przenikać.

Gellert znów drgnął, przez co Albus zmuszony był przypomnieć sobie o jego obecności.

- Spokojnie, miłości moja. Jestem z tobą - wyszeptał Albus i odgarnął włosy Gellerta z jego czoła, aby złożyć na nim delikatny pocałunek. - Ze mną jesteś bezpieczny.

***

Gellert prowadził Albusa za obie ręce po schodach.

- Jeszcze kilka stopni, ostrożnie - powiedział i zaśmiał się, gdy Albus potknął się, natychmiast odzyskując równowagę.

Najlepszy, czerwony fular Gellerta zawiązany na oczach Albusa całkowicie blokował mu wszelki widok. Albus także się śmiał.

- Bardzo zabawne, ciekawe jak tobie by szło wchodzenie po schodach na ślepo i z kiepskim przewodnikiem.

Przysięga II 《Obietnice》 GrindeldoreWhere stories live. Discover now