Rozdział 28 - Mężczyźni, którzy kochają mężczyzn

335 28 49
                                    

- I od tego czasu czarodziej pomagał wieśniakom, jak niegdyś czynił to jego ojciec, lękając się, by garnek nie zrzucił bambosza i znowu nie zaczął podskakiwać i hałasować - dokończyła, cicho i spokojnie, gdyż tylko jedno z dzieci jeszcze jej słuchało.

Ruda czupryna wystawała spod unoszącej się i opadającej miarowo kołdry, pod którą spał Áed, jej pierworodny. W środkowym łóżku Siofra cicho posapywała przez sen. Tylko Tadgh wpatrywał się w Bláthnaid swoimi wielkimi oczami, błyszczącymi w świetle świecy.

- Koniec.

- Możesz przeczytać jeszcze jedną, mamaí? - chłopiec podniósł się na łokciu. Jego spojrzenie nabrało mocy, niemal przewiercało matkę na wylot. - Proszę, mamaí, Opowieść o trzech braciach.

- Nie dzisiaj, kochanie. Idź grzecznie spać - Bláthnaid patrząc na syna wiedziała, że to nie wystarczy, aby położył się spać. - Obiecuję, że jutro przeczytam dwie.

- Dobranoc - wyszeptał chłopiec, nareszcie ziewając i przecierając oczy piąstką.

Bláthnaid nachyliła się nad synem, naciągnęła na niego kołdrę, którą go opatuliła. Odgarnęła grzywkę jasno brązowych włosów, które odziedziczył po niej, i pocałowała czoło dziecka. Miłość, którą odczuwała w tamtym momencie była niezmierzona.

Idąc przez pokój dzieci, czarownica wykonała gest w kierunku zabawek, które pomknęły ze środka pokoju w kąt. Pocałowała pozostałą dwójkę dzieci w ich gładkie czółka. Zawieszony przed nią w powietrzu kaganek oświetlił drogę do drzwi drgającym, migotliwym światłem. W lekkim roztargnieniu zauważyła, że biała świeca niemal się wypaliła.

Ronan Coidehan siedział w salonie oczekując żony. W magicznie wzmocnionym świetle spływającym z kandelabru na stoliku obok, czytał gazetę, Proroka Codziennego, którego sowa dostarczyła już po tym, jak rano wyszedł do pracy. Prowadził lekcje teleportacji dla Departamentu Transportu Magicznego, więc nie płacili mu godziwie, ale sukces naukowy Bláthnaid zapewnił im dostatnie życie. Mógł podjąć pracę, która go cieszyła i sprawiała satysfakcję. Ronan niemal kipiał z niecierpliwości, czekając aż jego dzieci dorosną, a on nauczy je aportować się i deportować bez ryzyka rozszczepienia.

- Śpią? - ciepły, głęboki głos Ronana przeciął ciszę.

- Tadgh powoli przysypiał kiedy wychodziłam. Áed i Siofra już spali - odparła kobieta i opadła na fotel obok męża. - Wiesz, też mógłbyś im czasami coś przeczytać na dobranoc.

- Znowu to samo, Bláthnaid? Dobrze wiesz, jaka była między nami umowa, dobrze wiesz, że małe dzieci to dla mnie udręka, nawet własne. Kocham je nade wszystko, ale kiedy podrosną będę im poświęcał więcej czasu - mężczyzna odłożył gazetę i wplótł palce w swoje gęste, rude loki. - Obiecałaś, że tak będzie dobrze.

- Obiecałam, ale ile mogę czekać? Áed ma już osiem lat, to chyba pora na trochę ojcowskiej opieki, nie uważasz? - Bláthnaid wzięła dłoń męża w swoje dłonie i ucałowała ją. - To tylko bajka na dobranoc, którą przeczytasz z książki. Nie musisz nic wymyślać. Jedna bajka.

- Raz w tygodniu, Bláth, nie więcej.

- Dziękuję skarbie, bardzo dziękuję - nachyliła się, aby pocałować Ronana w policzek.


Pogawędzili o przebiegu dnia Ronana, o wydarzeniach w jego pracy. Bláthnaid opowiedziała mu o swoim dniu, kiedy on słuchał z nieudawaną uwagą. Opowiedziała o wypadzie do biblioteki i do sklepu, którym spotkała znajomą. Rozmawiali o sąsiadach, o wieściach od rodzin, o artykułach z Proroka Codziennego. W końcu zeszli na temat spotkania z mistrzami eliksirów i innymi entuzjastami ich tworzenia.

Przysięga II 《Obietnice》 GrindeldoreWhere stories live. Discover now