Rozdział 20 - Zazdrosny

399 54 15
                                    

Dublin zachwycał. Nawet mugolska część zdawała się tętnić magiczną energią. Kolorowe witryny sklepów i wymyślne szyldy pubów przyciągały wzrok i kusiły przechodniów. Mimo, że dopiero co minęło południe, z wnętrz niektórych lokali już biegały brzęk szklanych kufli, donośnie śmiechy, gdzieniegdzie nawet pobrzmiewała muzyka.

Albus z niemałą satysfakcją zauważył, że i Gellert oglądał się za niektórymi lokalami z utęsknieniem. Wypomni mu to później. Wielki Gellert Grindelwald miał słabość do mugolskiego alkoholu.

Upodobanie Gellerta do rosyjskiej wódki zdawało się oczywiste ze względu na jego naukę w Durmstrangu. Albus nie raz słyszał historie wielkich przemytów alkoholu do kwater uczniowskich. Słyszał też historie o karach za te szmugle. Te już nie były zabawne i Dumbledore otwarcie mówił, że ich nie lubi i nie ma ochoty ich słuchać. Cały magiczny świat był świadomy nadużyć ze strony nauczycieli w Durmstrangu oraz tolerancji tej szkoły dla czarnej magii. Jednak używanie klątwy Cruciatus na uczniach lub zmuszanie ich do spędzania przez cały tydzień nocy w puszczy otaczającej instytut, to było za wiele.

Gellert, co prawda, nie narzekał na te metody, uważał, że zahartowały go i dały mu możliwość rozwinięcia umiejętności i zainteresowań. Dzięki zimnym nocom spędzonym w lasach pełnych wilkołaków, wampirów i różnych przeklętych istot zaciekawiła go magia krwi, klątwy krwi oraz zastosowania krwi różnych magicznych stworzeń.

Albus również już w szkole interesował się krwią magicznych stworzeń. Nie zawdzięczał tego karom, jak Gellert, a wspaniałemu nauczycielowi alchemii, którego specjalne potrzeby Albusa sprowadzano z Francji. Jego ciekawość jednak wynikała z zupełnie innych pobudek i dotyczyła innych, mniej mrocznych, bardziej przyziemnych obszarów niż te Gellerta. Życie codzienne, eliksiry,to było dla niego ważniejsze niż klątwy i magiczne więzy krwi.

- I jak, Dumbledore? Podoba ci się Dublin? A w każdym razie ten fragment, który zdążyłeś zobaczyć? - zagaił Gellert. Otarł lekko wierzchem swojej dłoni o dłoń Albusa. Czarny mankiet koszuli ukochanego połaskotał go w nadgarstek.

Na ten gest serce Dumbledora zalało przyjemne ciepło. To był ich ukryty znak. Gellert tak mu właśnie przekazywał, że chciałby , żeby mogli publicznie trzymać się za ręce, iść pod ramię, przytulić, może nawet pocałować. Publiczne okazywanie uczuć poprzez pocałunki było jednak wciąż źle widziane nawet wśród par heteroseksualnych. Gellert oczywiście raczył Albusa swoimi tyradami na ten temat. Rozprawiał o tym, jak bezsensowne były te zwyczaje i jak brak akceptacji dla ludzi takich, jak oni ograniczał umysły. Planował jakie zmiany wprowadzą, kiedy już obejmą stanowiska Wielkich wyzwolicieli. Albus, słuchając tego, jedynie kiwał głową i uśmiechał się smutno, bo wiedział, że Gell ma rację,ale szanse na zmiany w tej kwestii były niewielkie, o ile w ogóle istniały bez ich zamierzonej ingerencji.

- Jest niesamowity. Już nie mogę się doczekać całej reszty - Albus uśmiechnął się promiennie i odetchnął pełną piersią. Cudownie było wyobrażać sobie ciepłe, smukłe palce Gellerta wokół swojej dłoni.

Kochał podróże, zwłaszcza te z ukochanym u boku. Nic nie mogło się równać z odrobiną szaleństwa, które Grindelwald wprowadzał do każdej wyprawy.

Kiedy rozmyślał o urokach podróżowania z Gellertem, Albus zauważył grupę dziewcząt przechodzących nieopodal. Chichotały i posyłały dyskretne spojrzenia w stronę jego i Gellerta. Dziewczyny były urocze i modnie ubrane. Spódnice aż do ziemi zamiatały kostkę brukową, gorsety podkreślały talię, starannie wyprofilowane koszule uwydatniały biusty. Nic tylko patrzeć i się zachwycać, oczywiście jeżeli było się zainteresowanym.

Jedna z dziewczyn wlepiała swoje wielkie, brązowe oczęta w niczego nieświadomego Gellerta. Wyszeptała coś do koleżanki i zarumieniła się. Parzące i zarazem lodowate ukłucie zazdrości wstrząsnęło Albusem, który zacisnął wargi w wąską linię. Kiedy poczuł smak krwi z przypadkowo przegryzionego policzka, chwycił męża za przedramię i pociągnął do przodu tak, aby przyspieszyli kroku. Wymknęli się dzięki temu oblepiającym ich spojrzeniom młodych dam.

Albus w głębi duszy żywił nadzieje, że Gellert zrzucił jego pośpiech na karb ekscytacji miastem i wizją nadchodzących tygodni. Jego palce zaciśnięte w żelaznym uścisku wokół ręki Grindelwalda mogły jednak rozwiać wszelkie złudzenia. Chwycił go tak mocno, że był pewien iż wkrótce ujrzy siniaki na bladej skórze.

- Poczekaj, aż zobaczysz bibliotekę w Trinity College. Część zakazana robi ogromne wrażenie, równie fascynujące są stworzenia strzegące ksiąg.

- Stworzenia? Albus uniósł brew pytająco.

Gellert, jak to miał w zwyczaju, nie uraczył go odpowiedzią. Uniósł tylko kącik ust w chytrym uśmiechu.

Przez pewien czas szli w milczeniu, podziwiali miasto. Albus chłonął je całym sobą. Mijali parki, katedry, domy ozdobione murem pruskim, sklepiki, których witryny nęciły pięknymi wyrobami lub zapewne wyśmienitymi wypiekami, i oczywiście całe mnóstwo pubów. W końcu Gellert szturchnął Albusa w bok.

- Jak tam twoja arachnofobia? - Albus natychmiast zrozumiał, że te słowa były aluzją do poprzedniej rozmowy. Jeśli biblioteki pilnowały akromantule...

- Czasami to mam ochotę cię udusić - zaśmiał się i spojrzał na twarz męża.

On także nie powstrzymywał szczerego uśmiechu. Byli razem już osiem lat, a Albus wciąż nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Gellert był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego Albus widział w całym swoim życiu. Nie dziwne, że tamte dziewczyny się za nim oglądały.

- Za bardzo mnie kochasz żeby to zrobić.

- A żebyś się kiedyś nie zdziwił.

Albus oczywiście jedynie żartował, ale panika bijąca ze spojrzenia Gellerta przypominała mu, dlaczego w ten sposób nie żartowali. Nigdy.

Nie tylko ich pierwszego lata Gell miał wizje o ich przyszłości. Przez osie, lat ich związku tych wizji pojawiło się pięć. Wszystkie zwiastowały im gorzką nienawiść i wrogość. Dwie krople krwi łączące ich niezniszczalną więzią miały stanowić perfekcyjną profilaktykę. Srebrny wisiorek ocierający się o skórę pod koszulą Albusa miał zapobiec temu, co śnił Grindelwald. Wizje jednak wracały.

- Gell, przepraszam, wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził - Albus przystanął, Gellert zrobił to samo kilka kroków dalej. Nie patrzył na Albusa.

- Wiem - uciął krótko. - Możemy iść dalej? Już niedaleko wejście do Fayden.

Ruszyli. Atmosfera ochłodziła się, entuzjazm przygasł. Albus czasami się zapominał i mówił rzeczy, których nie powinien był powiedzieć. Nie winił Gellerta za jego gniew. Miał do niego pełne prawo.

Nie mieli w związku zbyt wielu zasad, ale kilka istniało. Były niepisanie i niewypowiedziane. Najważniejszą z nich była przysięga, że nigdy nie zwrócą się przeciwko sobie. Nie żartowali też z niektórych rzeczy. Gellert nie tolerował żartów o alkoholikach i o zabijaniu się nawzajem. Albus, natomiast, nie pozwalał żartować z dzieci, które nie rozwijały się prawidłowo, jak Ariana. Drażniły go też żarty o mugolach, czego Gellert czasem nie był w stanie rozumieć.

Wejście do Fayden faktycznie było niedaleko. Na upstrzonej malunkami ścianie znajdowały się drzwi. Oczywiście były częścią obrazu, ale po wypowiedzeniu prostego Alohomora drzwi wyrastały ze ściany i stanęły otworem dla pragnących dostać się na drugą stronę Albusa i Gellerta.

Przysięga II 《Obietnice》 GrindeldoreWhere stories live. Discover now