Rozdział 7 - To nie twoja wina

789 84 36
                                    

Dłonie Gellerta poruszały się hipnotyzująco powoli. Uniósł obie, w jednej trzymał Czarną Różdżkę, drugą ułożył, jakby również zaciskał palce na trzonie z czarnego bzu. Zmrużył powieki, całkowicie skupił się na magii. Wykonywał ruchy niczym dyrygent podchodzący do muzyki z największą pasją.

Przez kilka sekund nic się nie działo. Cisza aż kuła w uszy, Albus niepewnie rozejrzał się żeby sprawdzić czy coś nie umknęło jego uwadze. Poczuł to dopiero po chwili. Ziemia drżała. Dumbledore zmarszczył brwi, ukucnął i przyłożył dłoń do kamiennego podłoża, które Grindelwald wprowadził w delikatne drgania. Niezbyt imponujące, Al dobrze wiedział, że jego męża stać na znacznie więcej. Pożegnał więc myśl, że na tym się skończy prezentacja potęgi insygnium i czekał na ciąg dalszy.

Przez kolejnych kilka sekund wciąż nic się nie wydarzyło. Młody nauczyciel zauważył, że Gell zacisnął palce na różdżce tak desperacko, że aż mu zbielały. Białowłosy z zawziętą miną uklęknął na jedno kolano i zamachnął się, aby zwinnym ruchem przycisnąć czubek różdżki do ziemi. Usłyszeli głęboki trzask, jakby ziemia rozłupywała się na pół. Gellert mając wciąż zamknięte oczy, uśmiechnął się zwycięsko. Albus odsunął swoją dłoń od zimnego kamienia, gdy tuż przed nim w skalnym podłożu powstało pęknięcie. Długie na kilka stóp, na początku szerokości około dwóch cali cały czas się powiększało.

- Gell? - Dumbledore pełen wątpliwości zerknął na blondyna, który w całkowitym skupieniu pochylił głowę i poruszał bezgłośnie ustami, zapewne inkantował zaklęcia. Albus, nie dostając odpowiedzi, zerknął jeszcze raz na otwór. Miał z pięć cali szerokości, był coraz szerszy i szerszy. Rudowłosy zaniepokojony położył dłoń na ramieniu partnera- Gellercie, wytłumacz mi...

Nie dokończył. Grindelwald gwałtownym ruchem ramienia strącił rękę Albusa i otworzył oczy. Nie wypowiedział ani słowa, nie poświęcił ukochanemu ani sekundy swojej uwagi, ale dziura przestała rosnąć.

- To wszystko? - Dumbledore skrzywił się z niedowierzaniem, podnosząc się z klęczków równocześnie z Gellertem. Ten rzucił mu dziwnie spokojne spojrzenie i uniósł różdżkę, aby kontynuować swoje dzieło.

Już po chwili z otworu wytaczały się kuliste grudki brązowej substancji. Po dokładniejszych oględzinach Albus stwierdził, że to glina. Zapytał się w duchu na kij Gellertowi glina. Zrozumiał, gdy tylko grudki zaczęły się ze sobą zlepiać i tworzyć coś na kształt bosych stóp. Powstawały kolejno kostki, łydki, kolana, uda, kościste biodra, chudy tułów, ramiona, dłonie, szyja i głowa bez twarzy ani włosów. Bezpłciowy, bezosobowy manekin stał naprzeciwko nich. Albus wciąż nie wiedział, co właściwie Gell chciał mu zaprezentować, więc odwrócił się, żeby posłać mu pytające spojrzenie, ale białowłosego już nie było w miejscu, w którym stał przed chwilą. Stawiał szybkie, długie kroki, aby zatrzymać się tuż przy glinianej figurze.

Nagle Dumbledora uderzyła świadomość jakie ma szczęście. To cud, że trafił na Gellerta. Taki inteligentny, taki przystojny, taki kochający, taki odmienny. Co za zbieg okoliczności, że obaj mają się ku swojej płci. Albus nie lubił porównywania ludzi do zwierząt, ale nie mógł powstrzymać wrażenia, że Grindelwald gdy chodzi wygląda jak polujący dziki kot. Pełen gracji i szyku, a zarazem mający w sobie mnóstwo drapieżności. Budził grozę. A to pociągało Albusa.

Gell stanął przy manekinie, zręcznym ruchem przeciągnął różdżką po glinianym korpusie. Kolejne brunatne grudki wytoczyły się z otworu i oblepiły postać tworząc szczegóły - twarz, włosy, ubranie.

Albus wstrzymał oddech. Sukienka zafalowała, gdy postawiła krok w jego stronę. Kosmyk włosów wysunął się zza ucha, Al niemal był w stanie zobaczyć ich żółtawy kolor. Wąskie usta ułożyły się w słodki uśmiech.

- Ari...- jęknięcie Dumbledora poniosło się echem po jaskini. Rudowłosy stał w bezruchu i błądził oczami po twarzy siostrzyczki.

- Jeśli chcesz ją przytulić to lepiej się pośpiesz, bo długo jej nie utrzymam - powiedział w skupieniu Grindelwald. Albus czuł na sobie jego spojrzenie, ale zignorował je. W sekundę znalazł się przy glinianym modelu Ariany i objął ją. Szeptał słowa przeprosin, głaszcząc jej gliniane włosy. Wyraźnie słyszał żal w swoim głosie. - Al, zostało wam kilkanaście sekund, więc przestań się obwiniać i zrób cokolwiek, co chciałeś zrobić po jej...- nie dokończył.

Dumbledore musiał przyznać mu rację. Ma tylko chwilę, żeby powiedzieć jej najważniejszą rzecz. Wiedział, że to nie prawdziwa Ariana, nie jej duch, ale to jej postać, dzięki której mógł pozbyć się dręczących go wyrzutów sumienia. Miał świadomość jak bardzo samolubne to zachowanie, ale nie przejmował się tym. I ponownie uświadomił sobie, jak dobrze Gellert go znał. Pozwolił mu wyrzucić z siebie słowa, które gromadziły się w nim od niemal ośmiu lat, w jedyny efektywny sposób. Kochał Gellerta, bo ten zawsze rozumiał, czego jego partner najbardziej potrzebował.

Położył dłoń na glinianym policzku. Gliniane oczy mrugnęły z oczekiwaniem. Obejmowała go tak delikatnie jak prawdziwa Ariana.

- Zawsze cię kochałem, bardziej niż mogło się wydawać. Gdybym mógł cofnąć czas zrobiłbym, dla ciebie wszystko Ari- pocałował ją w czoło. Uśmiechnęła się do niego szeroko.

Starał się ją tak zapamiętać, uśmiechniętą, przytuloną do niego. Starał się zastąpić obraz czarnej materii przejmującej władzę nad jej ciałem. To wyglądało jakby rozrywało Arianę od środka, ale nie ciało, tylko duszę. Wewnętrzne przeczucie podpowiedziało Albusowi, że jedynie pogorszy sytuację, jeśli się do niej zbliży, dlatego musiał powstrzymywać Aberfortha. Bał się, że jego brat może również zginąć, a chociaż jedno z nich musiał ocalić. Abe go znienawidził. Taka była cena zachowania przy życiu przynajmniej jego. Na miejscu brata sam pałałby do siebie nienawiścią.

Po chwili na ziemię posypały się grudki gliny. Kilka z nich zostało na dłoniach i ramionach Albusa. Nieco ubrudziły jego koszulę, ale nie przejął się tym. Zwrócił się twarzą do Grindelwalda, który "sprzątał" po swoim pokazie. Dumbledore musiał przyznać, że Czarna Różdżka była naprawdę potężna, niewielu osobom udało się stworzyć golema w pojedynkę, a nawet kilkuosobowa grupa wprawionych czarodziejów miała problem z ustabilizowaniem go na dłużej niż kilkanaście minut, nie wspominając o nadaniu tak pięknego wyglądu.

- Dziękuję- wymamrotał ściszonym głosem. Nie płakał, sam nie wiedział jakim cudem. Jego emocje równoważyły się, był szczęśliwy i smutny naraz, ale ani łzy smutku, ani łzy radości nie zwilżyły jego policzków.

- Chodź tu- Gellert rozłożył ramiona w zapraszającym geście. Mimo mroku, który od niego promieniował, Gell wydawał się w tamtym momencie taki ciepły, znajomy. Był jak dom, jedyny, do którego Albus chciał wracać.

*********************

Cześć wszystkim, trochę mnie tu nie było. Teraz chyba pora żeby się wytłumaczyć. Więc tak, ja i moja leniwa dupa jesteśmy aktualnie w Stanach Zjednoczonych na wymianie i już od miesiąca chodzimy do szkoły. Nigdy nie narzekajcie na czas, który spędzacie w polskiej szkole, tu jest na serio mniej czasu na cokolwiek, zwłaszcza na początku całego zamieszania. Więc ja nie miałam czasu, a moja leniwa dupa nie znalazła motywacji żeby pisać. Mam nadzieję że mi wybaczycie

Teraz ogłoszenia parafialne.
Czeka nas kilka dłuższych rozdziałów, które pewnie pojawią się po dłuższym czasie, ale będzie się działo. Gwarantuję ciekawsze wydarzenia. Do tego chciałam was poprosić o wytykanie mi wszystkich błędów. Jestem niestety zmuszona pisać na telefonie, więc pewnie będzie ich sporo.

Dzięki za cierpliwość i miłego dnia i jutrzejszego rozpoczęcia roku.

Przysięga II 《Obietnice》 GrindeldoreWhere stories live. Discover now