Cz 14 Nagranie

70 6 1
                                    

Rankiem Joe po małym prysznicu , po załatwieniu co trzeba ubrał się szybko i zbiegł na sam dół. Bez śniadania wybiegł z hotelu.
O 6.00 obudził go Zac. King miał włączony budzik na telefonie więc leniniwe tylko ręką omacał szafkę w poszukiwaniu smartfonu. Zmęczony odebrał i dowiedział się żeby o 6.30 był ma rynku głównym. Joe był temu przeciwny i tylko zaspany przytakiwał , ale wiedział, że jak tam nie pójdzie o własnych siłach Zac przyjdzie i go osobiście tam dociągnie. Nawet z łóżkiem. Więc bruent nie miał innego wyboru jak pobiec w wyznaczone miesjce. Słońce zaczynało wchodzić, ale poranne zimno dawało o sobie znać.
Dobiegł i zobaczył zadowolonego z siebie Zaca idącego w jego stronę
- Co jest tak ważnego , że mnie o tej godzinie ciągniesz po Paryżu?- zagadnął Joe patrząc na zadowolnego przyjaciela
- Pamiętam , iż na Okinawie także tak robiliśmy. Ale tylko przed ważnymi meczami. Więc pomyślałem żeby tu też taką małą przebieżkę zrobić
- Czemu obudziłeś tylko mnie?
- Bo jesteś moim najlepszym przyjacielem. Gotów na mały truchcik?
- Zac jest po w półdo siódmej , jesteśmy na głównym palcu w Paryżu i nawet nie znamy tego miasta. Możemy się nawet zgubić...
- Gadasz jak małe dziecko
- Mówię poważnie. Nie mam zamiaru potem szukać lub jeszcze gorzej wypytywać o drogę
- Nie przesadzaj. Sprawdziłem mapę Paryża z dwa razy i zapamiętałem trasę. Ruchy. Mam nadzieję, że zrobiłeś sobie po drodze przedrozgrzewke.
King zagryzł dolną wargę patrząc na oddalającego się Zaca. Ciężko westchnął
" Wolę nie mieć go na sumieniu jak się zgubi".
Pomimo niechęci ruszył za przyjacielem.
Biegali tak z półtorej godziny, aż stanęli przy jakimś budynku.
- Dobra rozgrzewka- przyznał Zac spoglądając na przyjaciela ten jednak był oparty o ścianę budynku i lekko dyszał
- Dawno nie miałem z samego rana takiego tereningu i to bez przerwy.
- Noi widzisz? Opłacało się rano wstać .
- Tak , tak. Teraz mądralo zaprowadź nas z powrotem do hotelu.
- Jasne. Chodź.
Chłopaki ruszyli w drogę powrotną.
Tym razem spacerkiem.
- Paryż jest piękny- zachwycił się Zac gdy byli 10 minut drogi do hotelu
- Tak...- przytaknął towarzysz- spójrz tam- Joe wskazał na trenera Olimpu i jakiś osiłków.
- Hmm widać zamówili sobie coś....ej to przecież trenerka tej francuskiej drużyny. Są w zmowie?! Przecież te drużyny się nie cierpią- stali za rogiem patrząc na całe zdarzenie
- w tych skrzyniach musi być coś ważnego- rzucił Joe
- Podobne skrzynie widzieliśmy na ich stadionie w dniu finałów dziecięcych na Okinawie. Chodź. Musimy to sprawdzić- rudy chłopak wybiegł z kryjówki i schował się za furgonetką.
- Zac!- wsyczał przez zęby King pokazując gestem ręki żeby przyjaciel zawrócił. Jednak ten nie słuchał i coraz bliżej był wejścia do budynku.
Zrezygnowany bruent ruszył za Zaciem- odbiło ci?! To nie nasza sprawa...
- Naprawdę cie to nie interesuje co w tym jest?- Zac pciągnął Joea za sobą do wnętrza gdy wszyscy już weszli.
Weszli na korytarz. Na nim znajdowały się troje drzwi podwójnych
- Zac chodźmy z stąd.....
Ten jednak poszedł przed siebie i otworzył pierwsze. Wszedł. King nie mając innego wyboru poszedł za nim.
- Dużo tego- przyznał Joe- ale to nie zmienia faktu , że będziemy mieć kłopoty przez ciebie
- Wszystko będzie dobrze.
Po cichu szli dużą halą. Wszędzie były te skrzynie. Zac starał się jakąś otworzyć, ale na marne.
Gdy usłyszeli głosy kucnęli kilkoma skrzyniami. Wyjrzeli lekko nad nich żeby zobaczyć co się dzieje
- .....dobrze zobaczymy to- powiedział mężczyzna w białym fartuchu nabierając do skrzywki jakiegoś zielonego płynu i wstrzykując królikowi. Otwarta skrzynia stała tuż obok wypełnieniona zielonym płynem.
Po chwili zwierz dostał do przegryzienia jakiś pręt. W kilka sekund go przegryzł na pół
- Wow. Robi wrażenie- szepnął Zac
- Tak. Więc...-nie zdążył dokończyć gdyż ktoś zatkał mu usta od tyłu i złapał tak ,że nie mógł ruszyć rękoma i pociągnął do tyłu.
- Więc możemy to uznać jako doping dla graczy. Coś podejrzewałem, że to musi być zamieszane. Biedny królik. Pamiętasz miałem takiego. Joe?- Zac spojrzał, lecz przyjaciela obok nie było. Obrócił się i ze strachem zobaczył dwóch ochroniarzy. Jeden trzymał jego kumpla i zatykał mu usta- jak tam panowie?- uśmiechnął się Zac.
Po chwili obaj chłopcy pomimo swojego oporu zostali zaprowadzeni do jakiegoś składziku na hali i tam zamknięci
- Poczekajcie tu. Niedługo się wami zajmą-powiedział jeden z mężczyzn zza drzwi którzy ich złapali
- Wypuście nas z stąd!- rudy chłopak walił pięściami w stalowe drzwi i szarpał za klamkę
- To na nic. Zadowolony jesteś?! Teraz napewno nam się oberwie- warknął Joe kopiąc ze złości w jakieś wiadro. Usiadł na taborecie pod ścianą. Starał się uspokoić oddech- napewno przeprowadzą obojga terenów. Johny na 100 % nas wyśmieje jak to jesteśmy nie ostrożni
- Zawsze jest jakieś wyjście. Chociaż dowiedzieliśmy się co jest w skrzynkach....choć nie we wszystkich to może być. Wątpię żeby nam wszczepili ten płyn. Z królika zrobił siłacza
- Tak , a z człowieka napweno zrobi słabeusza. Po co ja rano wstawałem?-spytał sam siebie brunet.
- Nie przesadzaj. Jakoś z stąd zwiejemy. Niedługo trening więc nie możemy tu zostać- Zac podszedł do pułek i zaczął odgarniać rzeczy- bingo!- krzyknął uradowany- jest szyb wentylacyjny...., ale żaden z nas się nie zmieści
- Tyle by było z nadziei. Naoglądałeś się filmów szpiegowskich i teraz wyobrażasz sobie niewiadomo co. Nie uciekniemy i tyle. Jedynie można spróbować gdy nas będą gdzieś prowadzić.
- Wyrwać i dać dyla?- Zac spojrzał na przyjaciela poważnie po czym kiwnął głową- tak zrobimy . Użyjemy całej naszej siły by się wyrwać i uciec.

Inazuma eleven Rozdział 1 : nowa historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz